254 osoby nie żyją, 400 jest rannych, ponad 200 zaginionych. Jak podaje wojsko, to bilans powodzi i lawin błotnych, które zeszły na południowym zachodzie Kolumbii. Z rodzinami ofiar i poszkodowanymi rozmawiał już prezydent Kolumbii Juan Manuel Santos. Zapewnił, że państwo nie zostawi ich samym sobie.
Ulewne deszcze sprawiły, że kilka kolumbijskich rzek przelało się i zepchnęło osad i skały na budynki oraz drogi w Mocoa stolicy prowincji Putumayo w południowo-zachodniej części kraju.
Cytowany przez AP Carlos Ivan Marquez z kolumbijskiej agencji ds. katastrof poinformował, że jedna z rzek wylała około północy w piątek, a we wczesnych godzinach rannych w sobotę zaskoczyła niczego nie podejrzewających mieszkańców. - Mieszkańcy zostali zaskoczeni we śnie - poinformowały kolumbijskie władze.
Setki ofiar i zaginionych
Wojsko w oświadczeniu poinformowało, że zginęły 254 osoby, a 400 zostało rannych. 200 osób nadal jest poszukiwanych. Miejscowe szpitale z trudem radzą sobie z udzielaniem pomocy.
Na miejscu nadal pracuje ponad 1100 żołnierzy i policjantów, którzy szukają przykrytych gruzem ludzi. Dyrektor Krajowej Straży Pożarnej, Andres Miranda, powiedział, że pierwsze 48 godzin będzie poświęcone poszukiwaniom. Do miasto dostarczono wodę pitną i pomoc medyczną.
Tragiczne relacje
- W nocy zaczął padać bardzo silny deszcz. Obudził mnie głośny stukot uderzających kamieni. Nie wiem, gdzie jest moja rodzina. Muszę ich odnaleźć - mówił jeden z mieszkańców.
Inny także przyszedł szukać swojej rodziny. - Nie mam pojęcia, gdzie mogą się znajdować. Nie dostałem od nich żadnych informacji - dodał.
- Od jakiegoś czasu zdawaliśmy sobie sprawę z groźby takiej lawiny. Na wzgórzach są chwiejne grunty. Jednak ogrom tego nas zaskoczył - zaznaczył kolejny mieszkaniec.
Odcięci od świata
Jose Antonio Sanchez, burmistrz liczącego 350 tys. mieszkańców Mocoa, podał, że miasto zostało całkowicie odcięte od świata. Nie ma tam ani wody, ani elektryczności. Sorrel Aroca, gubernator regionu, ujął to inaczej. Poinformował, że część okolicy została dosłownie pogrzebana.
Prezydent Santos ogłosił w mieście Mocoa stan wyjątkowy. Po rozmowach z rodzinami dotkniętymi tragedią mówił: "zrobimy wszystko, co możliwe, by im pomóc".
Ze świata płyną oferty pomocy. - Chcę przekazać nasze kondolencje i solidarność z Kolumbią. W ramach solidarności oferujemy naszych ratowników, specjalistów i wszelką możliwą pomoc, ponieważ w obliczu tragedii wszyscy jesteśmy braćmi - powiedział Nicolas Maduro, prezydent Wenezueli.
Niestety to nie pierwszy raz
Mocoa w departamencie Putumayo to liczące 350 tys. ludzi miasto leżące w pobliżu granicy z Ekwadorem.
Poprzednia tragiczna w skutkach lawina błotna nawiedziła Kolumbię i miasto Armero w 1985 roku. Wtedy zginęło ponad 20 tysięcy osób.
Autor: map,aw / Źródło: PAP/EPA, Reuters