Mewy z południa Argentyny mają pewność, że nigdy nie będą głodne. Kiedy z przybrzeżnych wód wynurzają się wieloryby, obsiadają je i dotkliwie ranią dziobami i szponami, wyrywając mięso i tłuszcz z ciał żywych waleni. Problem rozrósł się do tak wielkich rozmiarów, że lokalne władze zdecydowały się na strzelanie do krwiożerczych ptaków.
Zachowanie mew po raz pierwszy zaobserwowano w argentyńskiej prowincji Chubut 10 lat temu. Ptaki obsiadały wieloryby wynurzające się dla zaczerpnięcia powietrza, po czym dziobały ich grzbiety tak mocno, że tworzyły się otwarte rany. Dla mew była to doskonała okazja do posilenia się mięsem i tłuszczem. Każde kolejne wynurzenie się zwierzęcia na powierzchnię oznaczało dla nich następny łatwy posiłek - wystarczyło tylko rozdrapać jeszcze świeże rany. Wyliczono, że co czwarte pojawienie się wieloryba przy powierzchni kończy się bolesnym atakiem.
To, co dzieje się z wielorybami zagraża nie tylko samym zwierzętom, lecz także może znacząco pomniejszyć wpływy z turystyki - jedną z głównych atrakcji Chubut jest podglądanie wielorybów. Dlatego też lokalne władze zdecydowały się na odstrzał mew.
Za dużo śmieci
Jednak ekolodzy z Argentyny podkreślają, że nie jest to dobre rozwiązanie. Ich zdaniem, powodem, dla którego Chubut zaczęły oblegać mewy jest fakt, że w prowincji źle gospodaruje się odpadami, przede wszystkim resztkami ryb wyrzucanymi przez rybaków z powrotem do morza. Takie praktyki sprawiły, że populacja tych ptaków z roku na rok rosła.
Jedynym rozwiązaniem jest według obrońców środowiska segregowanie śmieci. Przedstawiciele rządu uważają jednak, że działania powinny być radykalne i natychmiastowe - wody Atlantyku do października będą pełne waleni, które przybywały tu od lipca, żeby dać życie swoim młodym.
Autor: map/mj,rs / Źródło: washingtonpost.com