Ozdobiona swastyką figurka Buddy wyrzeźbiona w meteorycie, uznawana za odkryty w Tybecie przez nazistów wytwór prebuddyjskiej kultury Bon, prawdopodobnie nie jest tak wyjątkowa, jak jeszcze niedawno sądzono. Według najnowszych opinii ekspertów, posążek może być europejską podróbką wykonaną w XX w. Jednak badań, według których tworzywem posążku jest ataksyt Chinga, nikt nie podważył.
We wrześniu świat obiegły sensacyjne wieści o tzw. "człowieku z żelaza" - przedstawiającej męską postać buddyjskiej figurce, która miała trafić do Europy z Tybetu za sprawą nazistów. Niemiecko-austriacki zespół naukowców przedstawił wyniki badań wykazujące, że posążek wykonano z ataksytu - meteorytu rzadkiej grupy, prawdopodobnie z obiektu o nazwie Chinga, który rozbił się na pograniczu Mongolii i Syberii około 15 tys. lat temu.
Uważano, że unikatowa figurka pochodzi z XI w. i jest wytworem prebuddyjskiej kultury Bon, przedstawiającym prawdopodobnie boga Wajśrawanę. W latach 1938-39 mieli natrafić na nią przebywający w Tybecie naziści, którzy następnie przywieźli Buddę do Niemiec. Potem posążek miał na wiele lat trafić do prywatnej kolekcji.
- Samo jego pozaziemskie pochodzenie daje wartość 20 tys. dol, jednak jeśli nasza ocena wieku jest prawidłowa, może być bezcenny - komentował wtedy dr Elmar Buchner, geolog ze stuttgarckiego uniwersytetu kierujący zespołem, który przeprowadził przełomowe analizy.
Podejrzane spodnie, buty i broda
Okazuje się jednak, że ta historia ma słabe punkty. Dwaj naukowcy, którzy w ostatnim czasie badali "człowieka z żelaza" uważają, że figurka ma znacznie mniej niż 1000 lat i wcale nie pochodzi z Tybetu.
Według eksperta od buddyzmu z Uniwesytetu w Seulu, Achima Bayera figurka ma 13 cech, które są łatwo identyfikowane przez specjalistów jako pseudotybetańskie - a to podważa wcześniejsze opinie, że został wykonany w XI w. przez lud kultury Bon.
Do tych cech należą m.in. buty, spodnie i pozycja dłoni Buddy oraz jego pełna broda zamiast "raczej rzadkiego" owłosienia twarzy, jakim zwykle obdarzano bóstwa w tybetańskiej i mongolskiej sztuce. W swoim raporcie Bayer stwierdza wprost, że według niego figurka jest europejską podróbką wykonaną w okresie pomiędzy 1910 i 1970 rokiem. "Do tej pory żaden autorytet w dziedzinie sztuki tybetańskiej nie uznał publicznie posążka za autentyczny i kwestię należy uznać za kontrowersyjną" - napisał.
Brakuje go w spisie nazistów
Pochodzenie figurki to nie jedyna problematyczna kwestia. Kolejna to jego rzekome odkrycie przez nazistów. Jej ostatni właściciel twierdził, że została przywieziona do Europy w latach 30. przez nazistowskiego etnologa Ernsta Schäfera, który wtedy prowadził ekspedycję SS w Tybecie. Taką wersję przedstawił Elmarowi Buchnerowi.
Podważa ją jednak niemiecka historyczka Isrun Engelhardt, która dokładnie przestudiowała podróż Schäfera do Tybetu. Zwraca uwagę, że posążek nie figuruje na długiej liście przedmiotów sprowadzonych przez nazistowską ekspedycję. - Jest to niezwykle precyzyjny spis zakupionych obiektów, uwzględniający, terminy, lokalizacje i wartości nabytków - podkreśliła w rozmowie z "The Spiegel".
"Badaliśmy tylko tworzywo"
Sam Buchner mówi, że nie miał powodu wątpić w relację poprzedniego właściciela i podkreśla, że jego zespół badał tylko tworzywo, z którego została wykonana figurka, a nie to, skąd ona pochodzi. Chociaż mogli stwierdzić, że materiałem jest najprawdopodobniej meteoryt Chunga, przyznał, że "szczegóły etnologiczne i dotyczące historii sztuki, jak również czas rzeźbienia aktualnie pozostają spekulacyjne".
Autor: js/mj / Źródło: guardian.co.uk