Nawet niewielka ilość substancji chemicznych lub hormonów, wprowadzona do rzeki wywiera katastrofalny wpływ na organizmy, które w niej żyją. Naukowcy z Uniwersytetu w Porsmouth zauważyli niedawno, że np. Prozac potrafi poprawić humor krewetce, a w efekcie przedostania się do wody pewnych hormonów niektóre organizmy mogą zmienić płeć.
Informacja, o tym, że niesione przez nurt rzeczny niewielkie ilości środków antydepresyjnych wpadają do morza, oddziałując na zamieszkującą w nim faunę, budzi zaskoczenie.
Jednak od ponad trzech dekad naukowcy dostarczają niepokojących potwierdzeń destrukcyjnego wpływu ludzkości na środowisko. Wraz ze ściekami do środowiska trafia gigantyczna ilość środków chemicznych, zaburzających naturalną równowagę w wielu rzekach, jeziorach, a nawet i oceanach.
Pewien procent chemii, jaką stosuje przeciętny człowiek, chociażby podczas kąpieli czy przyjmując tabletki przeciwbólowe, trafia wraz ze ściekami do rzek, trując jej mieszkańców.
Wskaźnik nastroju
To, że nawet mikroskopijne ilości (do 100 nanogramów na litr wody) substancji chemicznych lub hormonów ma wyraźny wpływ na środowisko oraz na zachowanie zwierząt, potwierdzili naukowcy z Instytutu Morskiego przy Uniwersytecie Portsmouth. Opublikowana przez nich praca skupiała się na wpływie serotoniny, organicznego związku chemicznego, będącego ważnym neuroprzekaźnikiem w układzie nerwowym.
Serotonina jest jedną z substancji odpowiedzialnych za wzrost, metabolizm, odporność na infekcje i zdolności do reprodukcji. Niski poziom serotoniny w mózgu człowieka jest przyczyną m.in. zaburzeń depresyjnych. Współcześni psychiatrzy, dobierając odpowiednią dawkę leków antydepresyjnych, regulują go i wyprowadzają z choroby.
Kąpiel w Prozacu
Badacze z Instytutu Morskiego postanowili sprawdzić, jak na krewetki wpływają popularne antydepresanty, takie jak np. Prozac. Zawarta w nim fluoksetyna należy do grupy selektywnych inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny (SSRI) i stosuje się ją w leczeniu depresji.
Skorupiaki przebywały przez kilka tygodni w wodzie, w której rozpuszczony lek utrzymywano w stężeniu na poziomie do 100 nanogramów na litr wody. Dzięki temu krewetki utrzymywały stabilnie wysoki poziom serotoniny w organizmie.
Swój "nastrój" żyjątka zdradzały wybierając między oświetloną, a zaciemnioną częścią zbiornika. W ciemności chowały się, gdy stężenie fluoksetyny było mniejsze. Z kolei jasność wybierały, gdy stężenie SSRI wzrastało, stabilniej windując ze sobą serotoninę w organizmie krewetki.
Dodatkowe atrybuty
Autorzy publikacji nie byli pierwszymi, którzy zwrócili uwagę na to, jak drastyczne zmiany w organizmach zwierząt mogą wywoływać nawet niewielkie ilości chemii spożywczej lub gospodarczej. Pierwsze wzmianki pochodzą z roku 1980, gdy ówcześni naukowcy wyrażali zaniepokojenie wpływem farby pokrywającej kadłuby statków na faunę mórz i oceanów.
Przeciwkorozyjna powłoka zawierała biocydy - toksyczne związki syntetyczne chroniące powierzchnię statku przed glonami, ale jednocześnie rujnujące środowisko. Naukowcy zwrócili uwagę na to, że uwalniane do środowiska trujące substancje powodowały wykształcenie się penisa u samic niewielkich ślimaków z gatunku Nucella lapillus.
Uwalniane do wody biocydy przyczyniły się do znacznego spadku populacji, ponieważ osobniki były niezdolne do rozmnażania się z powodu dodatkowego narządu. Badacze podkreślali, że konsekwencje mutacji samic Nucella lapillus sięgały jednak aż do samego końca łańcucha pokarmowego.
Płeć zmienna
Drugi raz problem stężenia farmaceutyków w środowisku "wypłynął" w roku 1990. Opublikowano wtedy badania opisujące działanie syntetycznego estrogenu, składnika tabletek antykoncepcyjnych, na środowisko wodne.
Naukowcy wykazali, że nawet śladowe stężeniu żeńskiego hormonu płciowego na 1 l/mkw. wody powoduje, że zamieszkujące dane wody samce ryb stają się samicami. Zaobserwowany fenomen pozwolił naukowcom przypuszczać, że odwrotny proces (samice stawałyby się samcami) mógłby występować po wpuszczeniu do wody męskich hormonów płciowych.
Ciężkostrawny obiad
Innym przykładem dramatycznych konsekwencji towarzyszących rozprzestrzenianiu się nieszkodliwych dla człowieka środków farmakologicznych jest pomór szakali w Indiach i Pakistanie, gdzie bydłu podaje się m.in. niesteroidowy lek Diklofenak. Środek o działaniu przeciwbólowym, przeciwzapalnym i przeciwgorączkowym - odpowiednio dawkowany - uważa się za nieszkodliwy.
Dla szakali w tej części świata okazał się trucizną, znajdującą się w każdej upolowanej przez stado sztuce bydła. Drapieżniki, karmiąc się bydłem faszerowanym lekiem, doprowadzały się do ciężkiej niewydolności nerek. W efekcie populacja skurczyła się na terenie Indii i Pakistanu aż o 90 proc.
Konieczna uwaga
Niektórzy badacze zwracają uwagę na to, że przyczyn spadku liczebności szakali należy doszukiwać się także w zwiększonej populacji dzikiego psa i szerzącą się wśród zwierząt wściekliznę.
Niemniej jednak praca naukowców odniosła efekt, skutecznie zwracając uwagę społeczności na problemie, jakim jest zanieczyszczenie środowiska farmaceutykami.
Autor: mb/rp / Źródło: Popular Science