W środę (12 listopada) próbnik Philae odłączy się od sondy Rosetta i wyląduje na powierzchni komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko. Będzie to pierwszy w historii tego typu manewr. W porannym programie TVN24 "Wstajesz i wiesz" astronom Jerzy Rafalski opowiedział o celu tej misji. Zauważył przy tym, że włączyli się w nią również Polacy.
Zadaniem sondy Rosetta, która od 10 lat przemierza Kosmos, jest zbadanie natury komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko. Skonstruowaną przez naukowców Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) sondę wyposażono w łącznie 11 instrumentów naukowo-badawczych. Na jej pokładzie do środy znajduje się także lądownik Philae.
Historia bez precedensu
12 listopada, zespół operacyjny naukowców z ESA, wyśle sygnał do wystrzelenia lądownika w stronę kosmicznej skały.
Będzie to pierwszy w historii tego rodzaju manewr. Do tej pory jedyną szansą na zetknięcie z powierzchnią komety była zaplanowana kolizja obu obiektów. Pierwszych relacje z przebiegu zaplanowanego lądowania można spodziewać się około godz. 19.30 polskiego czasu w środę.
Kosmiczny "brudny śnieg"
- Kometa to takie jakby okruchy brudnego śniegu, które przybywają gdzieś z odległych okolic Układu Słonecznego, zza Plutona - wyjaśnia astronom Jerzy Rafalski z toruńskiego planetarium. Dla naukowców, zaznacza Rafalski, komety są "prawdziwą gratką, bo grzebiąc w tym ich pyle i brudzie" mogą się czegoś dowiedzieć o naturze Wszechświata.
- Nie trzeba wcale do nich lecieć, one same do nas przylatują. Wystarczy więc tylko z Ziemi "przeskoczyć" na kometę, wylądować i pogrzebać w tym ich brudnym lodzie - kontynuuje.
Finezyjnie i bezkolizyjnie
Do tej pory jednak wylądować na powierzchni kosmicznej skały nie udało się nikomu. - Ale uderzenie w kometę się udało - dodaje ze śmiechem przypominając podjętą niegdyś misję "Deep Impact". Wówczas sonda wystrzeliła w stronę wybranej komety próbnik, który odłupał fragment powierzchni, a instrumenty pokładowe sondy go analizowały.
- Teraz ma to być bardziej finezyjne lądowanie - kwituje, dodając, że łatwo nie będzie.
Lądowisko ze zdjęcia
- Kometa jest mała; ma kilka kilometrów, małą gęstość i małe przyciąganie grawitacyjne - wylicza. Jak więc wylądować na czymś, co wcale nie przyciąga?
Należy tak manewrować silnikami, podkreśla Rafalski, aby bardzo delikatnie i miękko osadzić na powierzchni lodu próbnik Philae. Miejsce osadzenia zostało wybrane znacznie wcześniej, po długiej analizie wykonanych z pewnej odległości zdjęć.
Matematyczna precyzja
Matematyczne wyliczenia mają na celu zminimalizowanie ryzyka "osunięcia się" próbnika, co byłoby druzgocące. Plan zakłada, że lądując próbnik z powodzeniem wbije harpuny w powierzchnię, zakotwiczając się na pędzącej przez Kosmos skale.
Kiedy Philae odłączy się od Rosetty, sonda "zaparkuje" w pobliżu komety. Wówczas naukowcy będą pracować nad uzyskaniem jeszcze lepszego połączenia z Rosettą. Umożliwi to sprawny przekaz informacji pozyskanych z dziesięciu różnych instrumentów naukowo-badawczych na agencyjne serwery.
Kluczowy element "made in Poland"
Jednym z kluczowych instrumentem na pokładzie Philae jest dzieło polskich naukowców. Toruński astronom przyrównuje go do szpikulca, który zostanie wbity w powierzchnię komety na głębokość około 20 centymetrów.
- Zbada temperaturę, skład chemiczny i sprawdzi, czy warstwa lodu jest twarda i gruba, czy też może będzie ją łatwo przebić - objaśnia. Zbadana zostanie również "mglista otoczka" otulająca kosmiczny obiekt, zwany comą.
Autor: mb/kt / Źródło: TVN Meteo, TVN24