Dziura w warstwie ozonowej nad Antarktydą powiększyła się od sierpnia tego roku do jednego z największych rozmiarów w ciągu ostatnich lat. Do rekordu nie doszło, jednak naukowcy są bardzo zaniepokojeni tegoroczną skalą zjawiska.
W ubiegłym roku naukowcy informowali, że dziura ozonowa nad Antarktydą miała najmniejszy rozmiar od rozpoczęcia pomiarów w 1982 roku. W tym roku wielkość dziury ozonowej znów martwi naukowców.
- Nasze obserwacje pokazują, że od połowy sierpnia 2020 roku dziura ozonowa gwałtownie wzrosła i już obejmuje większość Antarktydy, a więc wielkość znacznie powyżej średniej - wyjaśnił Diego Loyola z Niemieckiego Centrum Lotnictwa i Kosmonautyki.
Pomiary wykonane przez satelitę Copernicus Sentinel-5P Europejskiej Agencji Kosmicznej pokazują, że 2 października dziura ozonowa osiągnęła rozmiar ponad 25 milionów kilometrów kwadratowych.
- Istnieje duża zmienność w zakresie rozwoju dziur ozonowych każdego roku - mówił Vincent-Henri Peuch, naukowiec zajmujący się atmosferą z Europejskiego Centrum Prognoz Średnioterminowych. Na przykład dziura ozonowa w 2018 roku sięgała 22,9 miliona kilometrów kwadratowych, a w 2015 roku - 25,6 miliona kilometrów kwadratowych.
Skąd się biorą zmiany?
Dziura ozonowa rokrocznie przechodzi różne zmiany. Na przykład stężenie ozonu wewnątrz dziury może zacząć się zmniejszać, gdy spada temperatura w stratosferze. Dzieje się tak przede wszystkim, kiedy polarne chmury stratosfery zaczynają się formować w temperaturze poniżej -78 stopni Celsjusza, a reakcje chemiczne zaczynają niszczyć cząsteczki ozonu w obecności promieniowania słonecznego.
- Wraz z emitowaniem większej ilości światła słonecznego na biegun południowy, w ostatnich tygodniach obserwowaliśmy ciągłe zubożenie warstwy ozonowej na tym obszarze - mówił Peuch. - Po niezwykle małej dziurze ozonowej w 2019 roku, która była spowodowana szczególnymi warunkami meteorologicznymi, w tym roku ponownie rejestrujemy dość dużą dziurę ozonową, co potwierdza, że nieustannie musimy egzekwować postanowienia protokołu montrealskiego, zakazującego emisji chemikaliów zubożających warstwę ozonową - dodał.
Protokół ten był kamieniem milowym w zakresie ochrony środowiska. Opierał się na stopniowym zaprzestaniu produkcji szkodliwych chlorofluorowęglowodorów (CFC) - chemikaliów używanych wcześniej w lodówkach, opakowaniach i sprayach - które wpływają na cząsteczki ozonu w świetle słonecznym.
Ciągłe wahania warstwy ozonowej z roku na rok pokazują, że proces stabilizacji będzie dość długi. Szacunki Światowej Organizacji Meteorologicznej z 2018 roku wykazały, że stężenie ozonu nad Antarktydą może powrócić do względnie normalnego poziomu sprzed lat 80. dopiero w okolicy 2060 roku. Jednak, aby zrealizować ten cel, świat musi trzymać się postanowień protokołu.
Jak temu zapobiec
Chociaż szczyt z 2020 roku nie pobił niechlubnego rekordu (ten należy do roku 2000, z dziurą o powierzchni 29,9 miliona kilometrów kwadratowych), to nadal mamy do czynienia ze znaczącym i negatywnym zjawiskiem.
Naukowcy twierdzą, że w 2020 roku na wielkość dziury ozonowej wpłynął silny wir polarny, który utrzymał temperaturę stratosfery na znacznie niskim poziomie. Jednak, jak wyjaśnili naukowcy, przyczyny zeszłorocznej, wyjątkowo niewielkiej dziury ozonowej, wcale nie są optymistycznymi oznakami.
- Ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że to, co widzieliśmy w 2019 roku, było spowodowane wyższą temperaturą w stratosferze - mówił Paul Newman, główny specjalista ds. nauk o Ziemi w Centrum Lotów Kosmicznych imienia Roberta H. Goddarda w Greenbelt w stanie Maryland. Wpłynęły na to zjawiska takie jak długotrwałe fale upałów - nieodzowny skutek zmian klimatu. - To nie jest znak, że ozon atmosferyczny znalazł się nagle na dobrej drodze do odbudowy - dodał.
Specjaliści wskazali, że choć nie ma szybkiej ścieżki do poprawy sytuacji, a w kolejnych latach możemy spodziewać się dalszych niepokojąco dużych rozmiarów dziury ozonowej, trzymając się ściśle porozumienia montrealskiego, można jeszcze wpłynąć na sytuację.
Autor: kw/dd / Źródło: sciencealert.com
Źródło zdjęcia głównego: ESA