Na nic zdał się powrót do Teksasu. Rockets wciąż nie potrafią znaleźć recepty na fenomenalną grę Golden State Warriors i zostali rozniesieni w trzecim meczu finału Konferencji Zachodniej aż 80:115. W rywalizacji jest już 3:0 dla koszykarzy z Kalifornii.
Po pierwszych dwóch zaciętych meczach zakończonych minimalnymi porażkami Rockets (kolejno czterema i jednym punktem), wydawało się, że zawodnicy Kevina McHale na własnych śmieciach odbudują się, albo przynajmniej nawiążą walkę. - Teraz czekają nas dwa mecze przed swoimi kibicami. Zabawa wciąż trwa - podkreślał przed trzecim spotkaniem szkoleniowiec. Długo nie potrwała.
Curry show
Houston znów miał problem. Zawodził lider James Harden (17 punktów), kiepsko też spisywał się Dwight Howard, którego ograniczały przede wszystkim problemy zdrowotne. Zamiast wydłużenia serii, Rockets w poniedziałek będą starali się w niej utrzymać. Jeśli zagrają tak jak w sobotę, niechybnie czeka ich sweep, czyli gładka porażka 0-4 i koniec sezonu. Na to liczą Wojownicy. Ich ewentualna wygrana za dwa dni spowoduje, że do wielkiego finału NBA będą odpoczywać aż dziewięć dni.
W drużynie gości jak zwykle brylował Stephen Curry, MVP sezonu zasadniczego. Zdobył czterdzieści punktów (7-9 za trzy punkty), miał siedem asyst i pięć zbiórek. Niezły był również Klay Thompson (17 pkt.) oraz Draymond Green, który zakończył mecz z double-double (17 oczek, 13 zbiórek).
Autor: bucz / Źródło: sport.tvn24.pl