Trwa globalna wojna solarna. Zainteresowanie energią słoneczną przyspieszyło w wyniku kryzysu energetycznego - wskazał Arkadiusz Balcerowski, ekonomista mBanku. Imponującą skalą ekspansji w 2023 roku mogą się pochwalić Chiny, które daleko w tyle pozostawiają USA i Europę. Zdaniem eksperta, jeżeli Unia Europejska nie odrobi lekcji z obecnej sytuacji, to w skrajnym scenariuszu może nam grozić "powtórka z uzależnienia się od rosyjskiego gazu".
Arkadiusz Balcerowski, ekonomista mBanku, zwrócił uwagę, że do czasu wybuchu pandemii COVID-19, a jeszcze później wojny w Ukrainie, "branża energii odnawialnej rozwijała się w umiarkowanym tempie, a z pewnością nie skupiała na sobie tak dużego zainteresowania jak obecnie". "Kryzys energetyczny wywrócił stół do góry nogami i jednocześnie istotnie przyspieszył wyścig, którego metą jest neutralność klimatyczna" - podkreślił.
Ekonomista zwrócił uwagę, że energia słoneczna jest tylko jedną z kilku opcji odnawialnych źródeł energii, ale wraz z energią produkowaną dzięki wodzie stanowić ma największą część globalnej produkcji energii odnawialnej w następnych latach. Dlatego - w jego ocenie - nie dziwi, że jest o co się bić.
Chiny liderem wojny solarnej
Zdecydowanym liderem wyścigu są Chiny. Z przytoczonych przez ekonomistę danych wynika, że w 2023 roku Państwo Środka zwiększyło zainstalowaną moc z energii słonecznej o blisko 217 gigawatów (GW). "Dla porównania Stany Zjednoczone w całej swojej historii zbudowały zdolności produkcyjne mniejsze niż ubiegłoroczny tylko przyrost w Chinach" - zauważył Balcerowski.
W Europie zainstalowana moc wynosi obecnie około 260 GW i w ostatnich latach także istotnie wzrosła. Co więcej - jak wskazał ekonomista - UE ma ambitny plan, by do 2030 roku moc ta zwiększyła się do 750 GW.
Zdaniem autora analizy problemem z europejskiego, ale też amerykańskiego punktu widzenia nie jest jednak tempo przyrostu mocy, ale też źródło pozyskiwania koniecznych materiałów. Chiny są bowiem również bezprecedensowym liderem produkcji paneli słonecznych odpowiadając za 80 proc. globalnej produkcji.
"Pozycja lidera nie jest ograniczona tylko do jednego z etapów produkcji paneli, ale w zasadzie do każdego z nich. Na przestrzeni nieco ponad dekady pozycja Chin umocniła się przede wszystkim na pierwszym etapie, jakim jest produkcja polikrzemu, który służy następnie do wytwarzania ogniw" - wyjaśnił Arkadiusz Balcerowski.
Ucieczka firm z Europy
Dodatkowo ekonomista zauważył, że wygląda na to, iż producenci paneli solarnych w Europie doszli do ściany i coraz częściej przenoszą produkcję do USA. Jednym z przykładów przytoczonych przez autora analizy jest firma Meyer Burger, zlokalizowana we wschodniej części Niemiec, która w połowie marca zamknęła zakład produkcyjny.
"Skala strat dla całego europejskiego przemysłu paneli solarnych jest pokaźna - zamknięcie zakładu zredukowało produkcję aż o 10 proc.. Firma już teraz planuje wyjście do USA, gdzie zamierza zbudować zakład produkcji paneli w Arizonie oraz zakład produkcji ogniw w Kolorado" - czytamy.
Kłopoty mają również skandynawskie firmy, jak norweski producent baterii Freyr. "Przedsiębiorstwo przerwało w ostatnim czasie realizację projektu w pobliżu koła podbiegunowego i rozważa aktualnie zbudowanie zakładu w stanie Georgia" - wskazał Balcerowski.
Część firm udaje się zatrzymywać na Starym Kontynencie z uwagi na rządowe wsparcie. Przykładem przytoczonym przez ekonomistę jest Northvolt, szwedzki producent baterii, który ma otrzymać 1 mld euro z niemieckiego budżetu na postawienie fabryki u naszych zachodnich sąsiadów. Co ważne - jak zauważył autor analizy - wsparcie dostało uprzednio zielone światło ze strony Komisji Europejskiej, co jest raczej ewenementem, a nie normą.
"Europa pod tym względem jest zdecydowanie z tyłu peletonu"
Główną przyczyną ucieczki europejskich przedsiębiorstw są koszty. "Koszt produkcji paneli solarnych w Chinach jest o 10 proc. niższy nawet w porównaniu do Indii, o 20 proc. niższy niż w USA i aż o 35 proc. niższy niż w Europie. Spory w tym udział mają koszty energii, które w Chinach są dwukrotnie niższe niż w Europie i aż trzykrotnie niższe niż w Stanach Zjednoczonych" - wyjaśnił Arkadiusz Balcerowski.
W ocenie ekonomisty chiński przemysł jest tak konkurencyjny prawdopodobnie także dzięki szerokiemu strumieniowi dotacji rządowych. Jak podał, od 2011 roku inwestycje w sektorze paneli solarnych w Chinach wyniosły 50 mld dolarów, to 10-krotnie większa kwota niż w całej Europie.
Balcerowski zauważył, że Stany Zjednoczone już odrobiły lekcje, które w sierpniu 2022 roku uchwaliły przepisy umożliwiające 30-proc. ulgę podatkową na kwalifikowane koszty inwestycyjne w przypadku budowy fabryki i jej doposażenia dla branży paneli słonecznych. Ponadto oferują również ulgę podatkową.
"Europa pod tym względem jest zdecydowanie z tyłu peletonu, a jednym z problemów jest heterogeniczność (zróżnicowanie - red.) Unii Europejskiej. Niemniej w ostatnim czasie pojawiła się propozycja, aby państwa członkowskie mogły finansować ogólnoeuropejską inicjatywę celem lepszego konkurowania z USA i Chinami. Wcześniej zasady unijne uniemożliwiały raczej udzielanie dotacji rządowych dla podmiotów prywatnych" - zaznaczył. Docelowo ma to pozwolić na odwrócenie negatywnego trendu spadku w sektorze przemysłowym.
Ponadto wojnie solarnej towarzyszy rozwój sztucznej inteligencji (AI), który może przyczynić się do istotnego wzrostu popytu na energię elektryczną. Zgodnie z prognozami Międzynarodowej Agencji Energii globalny popyt na energię elektryczną pójdzie w górę do 2026 roku średniorocznie o 3,4 proc.. Jedną z przyczyn ma być znaczna ekspansja mocno energochłonnego sektora centrów danych. "Rozwój centrów danych w celu wspierania technologii AI wymagać będzie ogromnych nakładów inwestycyjnych" - podkreślił ekonomista.
Negatywne scenariusze dla Unii Europejskiej
Zdaniem Arkadiusza Balcerowskiego ewentualny brak odpowiedniego wsparcia rządowego może oznaczać dwie drogi dla UE.
Pierwsza ścieżka oznacza konieczność niemalże całkowitego uzależnienia się od dostaw paneli solarnych z Chin. "W pierwszym przypadku, przynajmniej w skrajnym scenariuszu, wyglądałoby to jak powtórka z uzależnienia się od rosyjskiego gazu (zwłaszcza w obliczu informacji o cichym wsparciu Rosji ze strony władz w Pekinie)" - ocenił.
Druga droga może polegać na skupieniu się na rozwoju własnego przemysłu paneli, ale po wyższych cenach. "W drugim przypadku, byłoby to działanie na krótką metę, gdyż brak efektywności kosztowej oznaczałby dalszy exodus europejskich przedsiębiorstw w kierunku Ameryki Północnej. Druga opcja oznaczałaby więc pójście drogą dalszej erozji konkurencyjności w Europie, co w połączeniu ze starzejącym się społeczeństwem i brakiem możliwości efektywnego wykorzystania energochłonnych rozwiązań AI, prowadziłoby do obniżenia potencjalnego wzrostu (dalsze spowolnienie wzrostu produktywności)" - stwierdził Balcerowski.
"Byłby to milowy krok w kierunku długotrwałej stagnacji gospodarczej i utraty wpływów na arenie światowej" - podsumował ekonomista mBanku, dodając, że "w obecnych czasach nadmierna oszczędność (nie tylko na modernizacji sektora energii, ale też na digitalizacji czy obronności) może odbić się czkawką".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock