Nowe porozumienie między Wielką Brytanią a Unią Europejską zmieniające protokół północnoirlandzki zamyka ważne nierozwiązane kwestie, ale nie jest ono jeszcze zakończeniem brexitu – uważają eksperci londyńskiego think-tanku UK in a Changing Europe.
Przedstawione w zeszłym tygodniu przez brytyjskiego premiera Rishiego Sunaka i przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen ramy windsorskie, modyfikujące budzący wiele sporów protokół, przewidują zniesienie kontroli tych towarów sprowadzanych do Irlandii Północnej z pozostałej części Zjednoczonego Królestwa, które w niej pozostaną; umożliwiają sprowadzenie niektórych produktów, które do tej pory były zabronione ze względu na unijne przepisy oraz wprowadzają mechanizm, nazwany hamulcem Stormontu, który pozwala w określonych sytuacjach północnoirlandzkiemu parlamentowi blokować wejście w życie na terenie prowincji nowych unijnych regulacji. Niektóre unijne regulacje jednak zostaną utrzymane, co jest ceną za to, że Irlandia Północna pozostaje w jednolitym unijnym rynku. - Obie strony zrobiły ustępstwa, w tym takie, o których wcześniej mówiły, że są niemożliwe. Komisja Europejska ustąpiła znacznie bardziej niż była skłonna ustąpić wcześniej - pytanie brzmi, czy zrobiła to dlatego, że w osobie Sunaka ma teraz partnera do rozmowy, któremu bardziej ufa niż było to w przypadku Borisa Johnsona i Liz Truss, czy dlatego, że przez ostatnie lata też zauważyła, że protokół powoduje w Irlandii Północnej pewne negatywne konsekwencje, o których nie myślała wcześniej – mówił podczas spotkania z dziennikarzami ze Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej (FPA) w Londynie prof. Anand Menon, dyrektor UK in a Changing Europe.
Protokół północnoirlandzki tworzy granicę wewnątrz UK
- UE dostrzegła, że protokół północnoirlandzki faktycznie tworzy granicę celną wewnątrz Zjednoczonego Królestwa i zrozumiała, że nie może oczekiwać, iż rząd w Londynie – nawet jeśli się na to zgodził podczas negocjacji – zaakceptuje na stałe tę sytuację. Poza tym, wydaje się, że przeceniała znaczenie północnoirlandzkiej gospodarki, która jest w rzeczywistości niewielka, i zagrożenie, jakie swobodny handel z nią mógłby stanowić dla jednolitego unijnego rynku. Przeceniała znaczenie handlu północ-południe (między Irlandią Północną a Republiką Irlandii - PAP), a nie doceniała handlu wschód-zachód, czyli tego ile towarów trafiało do Irlandii Północnej z Wielkiej Brytanii (Anglii, Szkocji i Walii) – zwróciła uwagę ekspertka think-tanku Jill Rutter, dodając, że i Londyn, i Bruksela zrozumiały, że w obecnej sytuacji geopolitycznej w Europie potrzebują siebie nawzajem i nie warto, by spór o protokół przesłaniał znacznie ważniejsze sprawy.
Brexit wciąż trwa...
Obydwoje zgodzili się do tego, że choć ramy windsorskie zawierają istotnie ułatwienia, zwłaszcza z punktu widzenia mieszkańców Irlandii Północnej, to nie kończą jeszcze brexitu, lecz co najwyżej zamykają kolejny etap brytyjskiego wychodzenia z UE. - Brexit nie jest dokończony, bo TCA (porozumienie o handlu i współpracy, regulujące stosunki Wielkiej Brytanii i i UE – PAP) zawiera wiele potencjalnych pułapek na przyszłość, spraw, które trzeba będzie negocjować i każda z nich ma potencjał do przekształcenia się w spór. Zatem formalne negocjacje brexitowe będą toczyć się wiecznie, a relacje Wielkiej Brytanii i UE nigdy nie będą w pełni ustabilizowane. Otwartym pytaniem jest to, czy mogą być jednocześnie konkurentami gospodarczymi i sojusznikami geostrategicznymi. Utrzymywanie przyjaźni, będąc jednocześnie konkurentem będzie wyzwaniem dla obu stron – wskazał Menon.
Czym jest hamulec Stormontu?
Tym, co w ramach windsorskich Rishi Sunak przedstawia jako element najmocniej zmieniający warunki gry jest hamulec Stormontu. Brytyjski premier przekonuje tych, którzy domagali się całkowitego zmienienia unijnego prawodawstwa w Irlandii Północnej, że mechanizm ten realnie daje jej mieszkańcom, poprzez posłów, możliwość zawetowania nieodpowiadających im nowych unijnych przepisów.
Jill Rutter jest jednak zdania, że w praktyce hamulec Stormontu może nigdy nie zostać użyty. Wskazuje, że co do zasady powinien być on traktowany jako ostateczna opcja, a poza tym, nie można go używać bez konsekwencji, bo UE w jakiej sytuacji ma prawo do podjęcia proporcjonalnych działań w celu ochrony jednolitego rynku, a to będzie czynnikiem zniechęcającym do nazbyt lekkiego sięgania po ten mechanizm.
Demokratyczna Partia Unionistów od roku paraliżuje władze
Jeśli chodzi o stanowisko Demokratycznej Partii Unionistów (DUP), ugrupowania, które w proteście przeciwko protokołowi paraliżuje od ponad roku funkcjonowanie północnoirlandzkich władz, to Menon i Rutter zgadzają się, że racjonalną decyzją ze strony tej partii byłoby zaakceptowanie nowego porozumienia.
- Stanowisko DUP może zostać zdeterminowane przez nastroje opinii publicznej. Jeśli będą one wskazywać, że mieszkańcy je popierają – a pojawienie się niedostępnych do tej pory towarów będzie pierwszym namacalnym jego skutkiem, poza tym pamiętajmy że większość mieszkańców Irlandii Płn. popierała też sam protokół – to dalszy opór nie będzie miał uzasadnienia - wyjaśnia prof. Menon. "DUP mogłaby wręcz rozegrać tę sprawę na swoją korzyść, pokazując, że zmiany zostały wprowadzone dzięki jej uporowi. Ale problemem jest to, że DUP przeszła z pozycji sprzeciwu wobec praktycznych niedogodności powodowanych przez protokół na bardziej fundamentalny sprzeciw wobec utrzymania unijnych przepisów, a tu nowa umowa niewiele zmienia" - zauważyła Rutter.
Źródło: PAP