Fotoradary, rejestrujące przekroczenie przez kierowców dopuszczalnej prędkości, były często nadużywane przez gminy. Pół roku po wprowadzeniu zakazu ich używania przez straże miejskie i gminne wójt gminy Człuchów z Pomorza zaalarmował, że sytuacja na drogach stała się tragiczna. Chce ich powrotu. Co innego mówią policyjne statystyki. Zdaniem dziennikarzy lokalnego tygodnika, wcale nie chodzi o brawurę kierowców. Dlaczego gmina chce, by fotoradary wróciły? Materiał "Uwagi" TVN.
- Na tych drogach dzisiaj nie ma ani jednego fotoradaru. I zaczęły się mnożyć makabryczne wypadki. W tej chwili kontroli drogowej nie ma. No i trup ściele się gęsto… - tłumaczył Adam Marciniak, wójt gminy Człuchów. Jego zdaniem, sytuacja po zakazie używania fotoradarów jest tragiczna. - Tam gdzie stały fotoradary, szaleńcy drogowi robią rajdy – dodał. Wójt wskazał niebezpieczne miejsca reporterowi "Uwagi" TVN. Pierwsze zdziwienie nastąpiło już po chwili. Bijący na alarm z powodu likwidacji fotoradarów i panoszącego się drogowego piractwa wójt, sam w ciągu kliku minut popełnił pięć drogowych wykroczeń. Według kryteriów stosowanych przez własną Straż Gminną straciłby 500 zł i zarobił dziewięć punktów karnych.
Jego zdaniem problem polega na tym, że część kierowców nie jeździ już brawurowo.
- W tej chwili jeżdżą szaleńczo. I robią z publicznej drogi tory wyścigowe - mówił wójt.
Policyjne statystyki
Statystyki policyjne - jak mówił Sławomir Gradek z Komendy Powiatowej Policji w Człuchowie - nie wskazują jednak, żeby sytuacja na drogach w okolicach Człuchowa pogorszyła się.
Dodał, że liczba wypadków i zdarzeń drogowych jest podobna jak w zeszłym roku. Tłumaczył, że nie można wiązać wypadków, do których doszło, z obecnością lub brakiem fotoradarów.
Dziennikarze miejscowego tygodnika, którzy od lat patrzą na ręce lokalnej władzy, twierdzą, że wcale nie chodzi o brawurę kierowców.
Brak chodnika
Zdaniem Maria Sowisło, redaktor naczelnej „Tygodnika Człuchowskiego", podstawowy problem jest brak chodnika w pobliżu przedszkola. - I to z tego powodu mieszkańcy nie czują się bezpiecznie - dodała.
Wojciech Piepiorka, dziennikarz „Tygodnika Człuchowskiego" dodał, że można było zbudować, coś co poprawiłoby bezpieczeństwo, bo "przez lata straż gminna w Człuchowie generowała milionowe zyski dla budżetu gminy".
- W szczytowych latach to było około ośmiu milionów złotych. Tak naprawdę wystarczyła ułamkowa część tych pieniędzy, którą można było wrzucić do budżetu zarządcy drogi - mówił. - Moim zdaniem te wszystkie opowieści o wypadkach są na użytek tego, by udowodnić, że te fotoradary spowalniały ruch, że są potrzebne, no i siłą rzeczy, by gminy znowu na nich zarabiały – uważa Maria Sowisło.
Fotoradar dla zysku
Już ponad rok temu Najwyższa Izba Kontroli ogłosiła, że wiele straży gminnych i miejskich, m.in. z Pomorza, kontrolowało prędkość przy pomocy fotoradarów dla zysku. Choć średnie przekroczenia prędkości przez kierowców były minimalne, każde z nich karano co najmniej stuzłotowym mandatem. W efekcie zarobki gmin-rekordzistów wynosiły blisko dziesięć milionów złotych rocznie i przez wiele lat były fundamentem miejscowych budżetów. Władze gminy Biały Bór w woj. zachodniopomorskim nie kryją, że nadal marzą o powrocie fotoradarowej hossy. Wspólnie z gminą Kobylnica i innymi złożyły skargę na przepisy zakazujące ich strażom używania fotoradarów. Skarga czeka na rozpatrzenie przez Trybunał Konstytucyjny.
Straż gminna
Czy strażnicy z Człuchowa wobec zakazu używania radarów zajęli się innymi problemami mieszkańców? Choć przez lata strażnicy z Człuchowa chwalili się działaniami edukacyjnymi i profilaktycznymi, teraz w ich siedzibie reporter "Uwagi" TVN zastał zamknięte drzwi. Okazało się, że straż gminna została kilka tygodni temu zlikwidowana.
- Nachalna nagonka na ludzi ze straży gminnej spowodowała, że oni sami nie bardzo już chcieli pracować. Teraz znaleźli sobie inne zajęcia. To jest zamknięta karta i nie ma co już do tego wracać – twierdzi Adam Marciniak, wójt gminy Człuchów.
Autor: JS//ms / Źródło: Uwaga TVN