O tym przecież mówił prezes Orlenu Daniel Obajtek, nawiązując do scenariusza węgierskiego. A i tak jego spółka to zrobiła - zauważa w rozmowie z TVN24 Biznes Sławomir Dudek, prezes i założyciel Instytutu Finansów Publicznych, pytany o obecną sytuację na rynku paliw. Jak przypomina, na Węgrzech wprowadzono limity cen paliw, a następnie rząd był zmuszony do jego zniesienia. -Zabrakło na stacjach paliwa, tak jak dziś w Polsce - dodaje ekonomista.
Jeszcze na początku 2023 roku Daniel Obajtek, szef Orlenu, przekonywał, że koncern nie może obniżyć cen paliw, bo stałoby się to, co na Węgrzech, gdzie rząd wprowadził, a później nagle zrezygnował z ustalenia maksymalnej ceny litra benzyny i oleju napędowego.
- Słyszeliście państwo kilka miesięcy temu, że paliwa powinny być regulowane i kosztować 5 złotych za litr. Gdybyśmy regulowali ceny, to nie płynąłby import do Polski. Podawałem przykład gospodarki węgierskiej i nie pomyliłem się. Tam tak się stało. Ręczne sterowanie doprowadziło do braków paliwa - stwierdził szef kontrolowanego przez państwo giganta.
Węgry wprowadziły w połowie listopada 2021 roku, przed wyborami parlamentarnymi, limit cen paliwa - benzyna 95-oktanowa oraz olej napędowy nie mogły kosztować więcej niż 480 forintów (wówczas około 6,05 zł) za litr. Następnie w kolejnych krokach zawężano grupę kierowców, którzy mogli tankować po niższych cenach.
W końcu w grudniu 2022 roku, pół roku po wygranych przez Viktora Orbana wyborach, rząd Węgier zniósł limit cen na paliwo. Stało się to na wniosek węgierskiego koncernu MOL, po tym, jak paniczne zakupy i kłopoty z importem doprowadziły do niedoborów paliw w całym kraju. Spółka energetyczna wskazywała, że na krajowym rynku paliw wystąpiła "sytuacja krytyczna". Tuż po zniesieniu limitu ceny paliw mocno wzrosły.
Ceny oleju napędowego wzrosły o jedną trzecią
Sławomir Dudek, prezes i założyciel Instytutu Finansów Publicznych oraz były dyrektor Departamentu Polityki Makroekonomicznej w Ministerstwie Finansów, w rozmowie z TVN24 Biznes przypomina, że na Węgrzech rząd zamroził ceny wielu produktów, w tym właśnie paliw.
- Nie było nawet chętnych, aby sprzedawać produkty po tak niskich cenach. Zabrakło na stacjach paliwa tak, jak dziś w Polsce. Na kilka miesięcy przed wyborami ceny były stabilne, niskie i sterowane przez rząd, a po wyborach rząd nie mógł sobie pozwolić na zamrożenie cen. Gospodarka była rozregulowana, z czarnym rynkiem, z wykupywaniem towarów, robieniem zapasów. Po wyborach ceny oleju napędowego wzrosły o jedną trzecią, benzyny o 24 procent, a ceny prądu nawet o 65 procent - wylicza.
Jego zdaniem ten scenariusz jest realny w Polsce. - Patrząc na rynek paliw i to, co mówią analitycy czy globalne firmy działające na rynku paliw, które alarmują, że coś nienaturalnego dzieje się z cenami, ten scenariusz jest identyczny. Już mamy przecież tabliczki z "awarią dystrybutorów", brakuje paliwa - zwraca uwagę.
Jak dodaje, "Orlen jako monopolista decyduje o rynku, sztucznie zaniża ceny". - Po wyborach ceny wystrzelą. Ceny są zaniżone od 20 do 30 procent. Jeśli dzisiaj olej napędowy kosztuje około 6,20 złotych, to po wyborach może kosztować około 8,40 złotych - ocenia ekonomista.
"Dowiemy się wszystkiego po wyborach"
Sławomir Dudek wskazuje, że podobieństw do scenariusza węgierskiego jest więcej. - W Polsce mamy zamrożony VAT na żywność. Kolejne rzeczy to centralne sterowanie cenami firm państwowych, które świadczą jakieś usługi powszechne. Był przecież przypadek z koleją, która na podstawie rachunku ekonomicznego podwyższyła ceny biletów, a premier kazał wycofać tę podwyżkę. Podobnie jest z autostradami. To wiemy, ale jest pytanie, ilu rzeczy nie wiemy? - mówi.
Stwierdza, że "scenariusz węgierski uczy nas tego, że nie da się zatrzymać nurtu rzeki". - Procesy inflacyjne są silne i nie da się ich zatrzymać centralnym sterowaniem. W PRL tak robiono i skończyło się tragicznie. Sterowanie cenami jest czasowe, to oszustwo, żyjemy w wirtualnym świecie inflacji. Powiem szczerze, że nie wiem, jaka jest prawdziwa inflacja. Dowiemy się wszystkiego po wyborach - wyjaśnia Sławomir Dudek.
W jego ocenie "tymi działaniami powinien się zająć Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów i Urząd Regulacji Energetyki, ale oni siedzą cicho".
- Orlen przecież jako monopolista na rynku wykańcza małe stacje benzynowe, bo na siłę utrzymuje niską cenę paliwa, a przecież import jest o 20 czy 30 procent droższy - zauważa. - Takie sterowanie buduje rynek spekulacji, ludzie robią zapasy. Co się stanie na stacjach benzynowych, jak ludzie się dowiedzą, że koniec z obniżkami benzyny, ze ceny wracają do rynkowych poziomów? Będzie armagedon - dodaje.
Czytaj także: "Widzę naszego lokalnego polityka, jak podejrzanie tankuje paliwo do beczek". Poseł PiS przyłapany na stacji paliw
Bitwy o paliwo
Dodaje, że na Węgrzech tak się stało wtedy, kiedy wyciekła informacja o końcu niskich cen. - Cały weekend ludzie stali w kolejkach i była walka, bitwy o paliwo - przypomina.
- To jest mocna deregulacja procesów, spekulacja, przekręty, i o tym przecież mówił Daniel Obajtek, nawiązując do scenariusza węgierskiego. A i tak jego spółka to zrobiła. Będą tego wielkie konsekwencje, bo brak konkurencji na rynku paliw zaraz dobije inne branże. Cała gospodarka jest zaburzona, bo paliwo jest kluczowym produktem - mówi Sławomir Dudek.
- To jest ogromne uderzenie w funkcjonowanie gospodarki - dodaje.
Sam Orlen przekonuje, że dostawy paliw na stacje realizowane są na bieżąco. W piątkowym komunikacie zapewniono, że firma dysponuje odpowiednią ilością paliw, by zaspokoić potrzeby klientów. Wcześniej Orlen zapowiadał także, że nie przewiduje zmiany polityki cenowej przy sprzedaży paliw.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl/ Artur Węgrzynowicz