Do odprawy samochodów w tranzycie przez przejście z Ukrainą w Zosinie (Lubelskie) w piątek czekało aż dwa tysiące kierowców. Niektórzy spędzili na granicy trzy dni w kolejce. Ukraińcy masowo kupują auta i wwożą do swojego kraju ze względu za zniesienie opłat celnych.
W ostatnim czasie na polsko-ukraińskich przejściach w woj. lubelskim tworzyły się kolejki samochodów osobowych na kierunku wywozowym na Ukrainę. Ich powodem była zmiana przepisów prawnych w Ukrainie, które od 6 kwietnia zniosły opłaty celne na importowane samochody - cło importowe, akcyzę i VAT.
Ukraińcy masowo sprowadzają auta
"Zgodnie z kolejną decyzją strony ukraińskiej odprawa samochodów osobowych sprowadzanych na Ukrainę z terenu Unii Europejskiej jest możliwa od środy (11 maja) tylko na dwóch przejściach granicznych - w Zosinie (Lubelskie) i w Budomierzu (Podkarpackie). Odprawa takich samochodów nie jest natomiast możliwa na pozostałych przejściach w woj. lubelskim, czyli w Hrebennem, Dorohusku, Dołhobyczowie" – przypomniał rzecznik Izby Administracji Skarbowej w Lublinie Michał Deruś.
Czternaście kilometrów wynosiła w piątek kolejka samochodów osobowych w tranzycie do przejścia granicznego w Zosinie. Znajdowało się w niej ok. 2 tys. pojazdów, co oznacza około czterech dni oczekiwania.
Wśród kierowców, którzy znajdowali się na początku kolejki – tuż przed granicą – był m.in. Jura, który czeka trzeci dzień na odprawę. Do Kowla wiezie używanego, ale w bardzo dobrym stanie jeepa, którego kupił za ok. 3,5 tys. dolarów koło Krakowa.
W rozmowie z PAP wyjaśnił, że samochód nie jest dla niego, a dla żołnierzy ukraińskich. - Trafi dalej na wschód. Tam, gdzie są teraz nasze chłopaki – oni wskażą miejsce. Żołnierze potrzebowali auto, chcieli coś w rodzaju jeepa, bo tam teren jest trudny i żeby było im się bezpiecznie i szybko poruszać - wyjaśnił Jura, który jest w wieku emerytalnym. Wcześniej pracował m.in. w ambasadzie i w szkole. Dodał, że pieniądze na zakup samochodu pochodzą od zwykłych ludzi i członków rodzin żołnierzy. - Każdy dawał po ok. 200-300 dolarów – musimy pomagać - stwierdził Jura.
Długie kolejki na granicy
Czterdziesty w kolejce do odprawy był Wasyl, który stał przed czerwonym fordem. Jak dodał, dwie noce spędził już w oczekiwaniu do odprawy. - Trzeba być cały czas na miejscu, bo co jakiś czas – raz na pół godziny, godzinę – należy podjechać do przodu. Przy granicy jest namiot w którym można wziąć herbatę czy kawę. Czasem podjeżdża też samochód z różnymi produktami, jak woda, chleb, które można kupić. Ludzie jeżdżą również do supermarketu w Hrubieszowie - wyjaśnił mężczyzna, który wiezie auto znajomemu na sprzedaż.
Samochód kupił na Litwie za ok. 10 tys. zł i teraz przez Polskę zmierza na Ukrainę. Podkreślił, że dzięki zmianie przepisów uda mu się zaoszczędzić około 30 proc. Jak podał, za to samo auto sprowadzane przed wojną musiałby zapłacić jeszcze ok. 3 tys. zł opłat celnych. "Na Ukrainie jest duże zapotrzebowanie na samochody, bo część z nich została zniszczona w wyniku działań wojennych, a nowe nie są produkowane"- podkreślił Wasyl.
W kolejce do granicy w Zosinie można zauważyć, że w dużej części za kierownicami znajdują się młode kobiety. Jak przypominają, ich mężowie nie mogą wyjechać z Ukrainy podczas wojny.
24-letnia Ira pochodzi z Sum, tuż przy granicy z Rosją. Relacjonuje, że aktualnie jest bezpieczniej, samo miasto nie jest atakowane. -Z początku było groźnie, ale postanowiliśmy, że nie zostawimy swojego domu. W panice chciałam najpierw uciekać, ale się uspokoiło i przeczekałam w domu najgorsze – powiedziała kobieta, która jest nauczycielką klas początkowych. Dodała, że obecnie nauka odbywa się w formie zdalnej. - Od dłuższego czasu jesteśmy online - najpierw epidemia, teraz wojna – sprecyzowała.
W kolejce do przejścia Ira siedzi w renault, które kupiła w Gdańsku. - To już będzie trzeci dzień czekania – w dzień żar się leje z nieba, a w nocy jest z kolei zimno. Po przekroczeniu granicy, jeszcze 12 godzin będę jechać do Sum. Na szczęście po drugiej stronie czeka już na mnie chłopak, z którym razem pojedziemy do domu - dodała nauczycielka.
Po dwóch miesiącach w Polsce wraca na Ukrainę Natalia z synkiem, która na początku wojny uciekła z Czernihowa, gdy był ostrzeliwany. Na co dzień pracuje w sądzie. - Trzeba wracać do siebie, do pracy, w domu najlepiej - powiedziała. Również ona zdecydowała się sprowadzić auto – srebrne renault. - To będzie mój pierwszy samochód - podkreśliła.
Kontrole na granicy
Jak wyjaśnił rzecznik Izby Administracji Skarbowej w Lublinie Michał Deruś, służby graniczne Ukrainy są w stanie odprawić w ciągu doby maksymalnie 500 pojazdów w Zosinie. - Nawet gdyby polskim funkcjonariuszom udało się odprawić większą liczbę samochodów po naszej stronie, to nie wyjadą one dalej, tylko zakorkują przejście graniczne. Nie możemy do tego dopuścić – wyjaśnił rzecznik.
Dodał, że w przypadku samochodów w tranzycie sprawdzane są dokumenty, np. czy dana osoba przekraczająca granicę jest właścicielem pojazdu – czynności te wykonuje Straż Graniczna. - Oprócz tego, prowadzona jest normalna kontrola celno-skarbowa – pojazdy poddawane są standardowym czynnościom kontrolnym przez funkcjonariuszy Służby Celno-Skarbowej, w tym np. z wykorzystaniem psa służbowego - powiedział Deruś.
Źródło: PAP