Szeroka publiczność, jak można było się spodziewać, zainteresowała się wyborem OFE kontra ZUS w ostatniej chwili, w związku z czym coraz więcej osób ma problem, bo nie wie, co wybrać i czym się w swoim wyborze kierować. Moim zdaniem kluczowy jest tu jeden aspekt sprawy.
Zostając w ZUS uwalniasz państwo od konieczności zaciągania nowego długu, po to, żeby pokryć większą dziurę w ZUS (bo jak części składki idzie do OFE, to w ZUS jest mniej). ZUS z kolei będzie naliczać i dopisywać odsetki do naszego konta co roku w wysokości równej wzrostowi PKB plus inflacja. Dokładnie chodzi o średni wzrost z ostatnich pięciu lat. Obecnie, to jakieś 5 procent.
Zostając w OFE zmuszasz państwo do zaciągania dodatkowego długu. Oprocentowanie obligacji wypuszczanych przez ministerstwo finansów wynosi teraz jakieś 3 procent.
Czyli koszt finansowania systemu emerytalnego jest dla państwa niższy w przypadku OFE (3 proc.) niż w przypadku ZUS (5 proc). Czyli zostając w ZUS narażasz państwo na większe koszty.
Różnica polega na tym, że te 3 proc. jest niższe, ale trzeba je płacić od razu, a 5 proc. jest wprawdzie wyższe, ale trzeba je będzie zapłacić kiedyś tam. Korzyść dla państwa z tego, że odchodzisz z OFE nie polega więc na tym, że na tym zaoszczędzi, bo to nawet bardziej kosztowne. Korzyść polega na tym, że problem będzie później.
Byłoby to zrozumiałe, gdyby ten problem faktycznie był teraz duży, a państwo teraz miało jakieś trudności ze znalezieniem finansowania oprocentowanego na 3 proc. Ale tych trudności nie ma. Jest koniec lipca, a minister finansów już sprzedał wszystkie obligacje, jakie potrzebował sprzedać w tym roku. 5 miesięcy przed czasem! I zrobił to bez najmniejszego problemu.
Państwo więc robi samo sobie krzywdę fundując sobie wyższe koszty w przyszłości i nie osiągając przy tym praktycznie żadnej istotnej korzyści dzisiaj. Kompletny absurd. Chyba, że państwo zamierza w kolejnym kroku te wyższe koszty w przyszłości także sobie obniżyć. Może to zrobić zmieniając zasady waloryzacji w ZUS. Niższa waloryzacja będzie mniejszym kosztem dla państwa, ale też będzie oznaczać niższe emerytury, czyli mniejszą korzyść dla obywateli – przyszłych emerytów.
To jest sedno problemu z poleganiem w 100 procentach na ZUS. Oszczędzając na emeryturę w ZUS ustawiasz się w kontrze do państwa, w tym sensie, że Twoja korzyść jest kosztem państwa. Państwo, jeśli zechce albo będzie do tego zmuszone, obniży sobie koszty, ale zawsze będzie to oznaczać krzywdę dla emeryta. W przypadku OFE tej fatalnej zależności nie ma. Tam oczywiście można zarobić więcej, można mniej, można znacznie mniej, ale przynajmniej nie będzie to zawsze uzależnione od oceny bieżącego premiera, czy ministra finansów w sprawie bieżącej sytuacji finansowej państwa.
Wybór między OFE a ZUS sprowadza się więc tak naprawdę do subiektywnej oceny ryzyka – czy większe i groźniejsze jest u nas ryzyko giełdowe, czy ryzyko złego albo głupiego premiera.
Ewentualny argument o tym, że relacje kosztów w systemie OFE i w ZUS mogą się za parę lat zmienić jest o tyle nietrafiony, że każdy za dwa lata będzie też mógł zmienić swoją decyzję. Dziś więc nie decydujesz o reszcie życia, ale tylko o losie swoich składek w 2014, 2015 i 2016 roku.
P.S.
Oczywiście, zgadzam się z twierdzeniem, że emerytura, niezależnie od tego, czy z ZUS, czy z OFE i tak będzie dziadowska, więc trzeba oszczędzać na nią także samodzielnie.
Autor: Rafał Hirsch