Europejski Bank Centralny zadecydował o skupie obligacji skarbowych w strefie euro. Ma to pomóc w ożywianiu europejskiej gospodarki. Ale samym tylko skupem ECB nie jest w stanie tego celu samodzielnie osiągnąć, o czym zresztą dziś lojalnie uprzedzał.
Decyzja była oczekiwana, nie jest więc dla nikogo szokiem, a to co o niej sądzę i dlaczego uważam, że nie ożywi ona europejskiej gospodarki napisałem już dwa tygodnie temu. Dziś warto jednak uzupełnić obraz o kilka nowych elementów.
Aż pojawi się inflacja
Po pierwsze skup obligacji jest „open-ended”, czyli nie wiadomo kiedy się zakończy. W komunikacie wprawdzie mowa o wrześniu 2016 roku, ale należy to traktować jak „co najmniej” wrzesień 2016, bo mowa też o tym, że skup ma być prowadzony do momentu, w którym prognoza inflacji będzie wskazywać na to, że inflacja ta w niedalekim czasie osiągnie okolice 2 procent. Nikt nie wie, kiedy to nastąpi i raczej nikt nie wierzy w to, że nastąpi to przed wrześniem 2016 roku. Jeśli więc skup obligacji faktycznie ma zapobiegać deflacji podtrzymując oczekiwania inflacyjne w firmach i wśród konsumentów, to w strefie euro może to osiągnąć tylko skup bezterminowy (choć moim zdaniem to się i tak nie uda), ale skup z jasno określonym końcem nie miałby na to żadnych szans.
Gotówka bez reform
Po drugie Mario Draghi zaprezentował dziś ciekawe tłumaczenie, jak jego zdaniem skup obligacji może zadziałać. Otóż banki za wykupione od nich obligacje dostaną w zamian zapisy na swoich kontach depozytowych w ECB. To rodzaj gotówki, bo banki mogą się tymi depozytami rozliczać między sobą, ale cechą tej gotówki jest też to, że nie może ona opuścić ECB, a co najwyżej krążyć pomiędzy kontami depozytowymi różnych banków w ECB. Teraz dzięki skupowi obligacji tej gotówki będzie tam coraz więcej. A jak wiadomo, depozyty w ECB są od czerwca oprocentowanie ujemnie. Banki więc jako cały sektor będą teraz ponosić z tego tytułu coraz większe koszty związane z ujemnym oprocentowaniem. Nie będą mogły tej gotówki zabrać gdzie indziej, bo nie da się tego technicznie przeprowadzić. Draghi liczy więc, że banki będą chętniej ryzykować i chętniej udzielać nowych kredytów także po to, aby zarabiając na nich równoważyć sobie straty związane z depozytami w ECB. Cwanie pomyślane.
Ale też oczywiście, aby nowymi kredytami pobudzić inwestycje i co za tym idzie wzrost gospodarczy i inflację w miejsce deflacji (to główny cel skupu obligacji) nie wystarczy ochota banków do udzielania tych kredytów. Muszą być jeszcze chętni, którzy chcą ten kredyt wziąć. I tu Draghi powiedział bardzo ważne słowa. Podkreślił, że ECB tylko stwarza warunki do tego, żeby pojawił się wzrost gospodarczy. Natomiast, żeby on się faktycznie pojawił potrzebne są inwestycje. Aby pojawiły się inwestycje potrzebne jest zaufanie (czyli pewność firm, że inwestycje w przyszłości będą przynosić zyski). Aby pojawiło się zaufanie niezbędne są reformy strukturalne. Draghi wspomina o tym kolejny raz, w przeszłości nawet sugerował, jakie to powinny być reformy wskazując na potrzebę obniżenia podatków w strefie euro i liberalizacji rynków pracy. Niezależnie od tego, czy to dobre koncepcje, czy nie, tego oczywiście ECB nie jest w stanie załatwić, bo to zakres działania dla rządów. ECB dziś więc kolejny raz ostrzegł, że skup obligacji sam w sobie absolutnie niczego nie załatwi.
Plan Junckera
Chyba, że w sytuacji braku inwestycji prywatnych (ze względu na brak zaufania i brak reform) Unia Europejska postanowi rozkręcać gospodarkę za pomocą inwestycji publicznych. Jest przecież plan Junckera zakładający kilkaset miliardów euro na różnego rodzaju inwestycje właśnie. Jeden z ekonomistów zwrócił dziś uwagę, że w komunikacie ECB mowa jest o skupie obligacji emitowanych przez rządy strefy euro i instytucje strefy euro, takie jak różnego rodzaju fundusze pomocowe. Wystarczy więc plan inwestycyjny Junckera ubrać w formę instytucji – spółki, która może emitować obligacje, a wtedy ECB będzie mógł je skupić i dzięki temu zapewnić tym inwestycjom niezwykle tanie i praktycznie niewyczerpane źródło finansowania. Nie będzie to niezgodne z traktatami unijnymi finansowanie rządu przez bank centralny, bo będzie to dotyczyć ponadnarodowej spółki, a nie rządu. Z makroekonomicznego punktu widzenia takie finansowanie wydatków przez bank centralny może doprowadzić do inflacji, ale…przecież właśnie o to także chodzi. Zapobiec deflacji przywracając zgodnie z celem ECB 2 procent inflacji.
Niewykluczone, że za jakiś czas właśnie finansowanie przez ECB inwestycji zarządzanych przez instytucje unijne będzie najbardziej namacalnym konkretem z całego tego pomysłu i wtedy faktycznie może się okazać, że ECB przyczynił się do ożywienia gospodarczego w strefie euro. Bo na zapał unijnych rządów do reformowania swoich gospodarek raczej bym nie liczył.
Autor: Rafał Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: EPA