Kluczowe reformy Prawa i Sprawiedliwości zmienią sytuację polskich kobiet. Eksperci ostrzegają, że powrót sześciolatków do przedszkoli i program Rodzina 500 plus negatywnie wpłyną na rynek pracy - stracą nie tylko kobiety, ale i gospodarka. Dodatkowo przez niższy wiek emerytalny kobietom grożą głodowe emerytury.
Prezydent podpisał już nowelizację ustawy o systemie oświaty, która odwraca reformę PO, czyli znosi obowiązek szkolny dla 6-latków i przedszkolny dla 5-latków. Oznacza to, że 1 września 2017 roku sześciolatki nie pójdą do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Już dziś pojawiają się obawy o to, czy wystarczy miejsce w przedszkolach dla dzieci trzyletnich.
Sześciolatki w domach
Prof. Wasilewski z Uniwersytetu SWPS przypomina, że obowiązek szkolny w wieku 7 lat został wprowadzony ponad 80 lat temu, a reforma rządu Prawa i Sprawiedliwości zakłada, że Polskie dzieci przez 80 lat nie poczyniły żadnego postępu edukacyjno-cywilizacyjnego - Rząd zakłada, że poziom dzisiejszego dziecka jest taki sam, jak tego wychowywanego przed II wojną światową. To przecież jawny absurd. Przez 80 lat tyle się zmieniło, a poziom intelektualny dzieci został taki sam? - ocenia prof. Wasilewski. Jego zdaniem powrót obowiązku szkolnego do 7 lat jest sztucznym przetrzymywaniem dzieci w domu i przedszkolach, a także hamowaniem ich rozwoju. To zmiana niekorzystna dla naszych dzieci. Dzieci w Europie już mają przewagę tego, że wcześniej zaczęły edukację. Nasze, za kilkanaście lat od razu będą na gorszej pozycji na rynku pracy. Obniżamy szanse przyszłych pokoleń - uważa prof. Wasilewski. Ekspert uważa również, że reforma przeprowadzona przez PiS zaszkodzi nie tylko dzieciom, ale również ich matkom. Prof. tłumaczy, że w Polsce są dwa modele sytuacji zawodowej kobiet. Pierwszy to ten tradycyjny, w którym kobieta opiekuje się domem i poświęca wychowaniu dzieci, a nie pracy zawodowej. Natomiast drugi, nowoczesny i dominujący model, to rywalizacja kobiet na rynku pracy z mężczyznami i innymi kobietami. - Jeżeli dziecko będzie dłużej w domu, bo do szkoły pójdzie dopiero w wieku 7 lat, oznacza to dla pracujących kobiet długą przerwę w karierze albo dodatkowe koszty, np. na opiekunkę do dziecka - wyjaśnia prof. Wasilewski i dodaje, że kobiety z dużych miast, gdzie preferowany jest drugi model, raczej sobie poradzą, bo mają większy dostęp do opiekunek, przedszkoli. Częściej stać je również na to, aby za to wszystko zapłacić.
Choć i tu ceny mogą okazać się zaporowe, np. w Warszawie za godzinę pracy opiekunki często trzeba zapłacić 15 zł, a za prywatne przedszkole - 1500 zł miesięcznie.
- Bardziej poszkodowane będą kobiety z pierwszej grupy, czyli z mniejszych miast i wsi, bo tam brakuje przedszkoli, a więc to one będą musiały opiekować się dziećmi. Dajemy zatem w kość tym mniej uprzywilejowanym kobietom, które i tak są w gorszej sytuacji - mówi prof. Wasilewski.
500 zł na dziecko: ryba zamiast wędki
Parlament pracuje nad programem Rodzina 500 plus. Projekt ustawy przegłosowali już posłowie, a teraz zajmują się nim senatorowie. Rząd zakłada, że prezydent szybko podpisze ustawę, a wypłaty świadczenia ruszą od 1 kwietnia tego roku. Jeśli tak się stanie, to rodziny otrzymają 500 zł miesięcznie na każde drugie i kolejne dziecko. W mniej zamożnych rodzinach o dochodzie do 800 zł na osobę w rodzinie lub 1200 zł w rodzinach z niepełnosprawnymi dziećmi wypłata będzie przysługiwała również na pierwsze dziecko. Świadczenie wypłacane będzie do ukończenia przez dziecko 18 lat Eksperci ostrzegają, że wysokie świadczenie może negatywnie odbić się na sytuacji kobiet na rynku pracy. Prof. Jacek Wasilewski przyznaje, że oczywiście na wsparciu finansowym skorzysta wiele rodzin, ale zaznacza, że program przyniesie więcej szkód niż pożytku. Dlaczego? - Ten zasiłek to potężny bodziec anty aktywności zawodowej. Rynek pracy straci wielu nisko zarabiających, którym nie będzie opłacało się pracować. Obecnie mają bodziec do podjęcia nawet nisko płatnej pracy, bo nie mają wyboru. Natomiast wybór pomiędzy wynagrodzeniem 1300 zł netto za miesiąc pracy, a tysiącem złotych spadającym z nieba jest oczywisty. Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn - uważa prof. Jacek Wasilewski i dodaje, że rządowe rozwiązanie jest "dawaniem ryby, a nie wędki". - Program nie wpłynie znacznie na liczbę nowych urodzeń, a dodatkowo bardzo mocno na lata obciąża budżet państwa - podkreśla.
Niekorzystny wpływ
Również dr Adam Czerniak z Katedry Ekonomii II Szkoły Głównej Handlowej także uważa, że program Rodzina 500 plus niekorzystnie wpłynie na rynek pracy. - Program Rodzina 500 plus jest negatywny dla podaży kobiet na rynku pracy. Dotyczy to nie tylko kobiet, ale większej grupy osób, bo częściowo dotknie to także mężczyzn, którzy są tzw. drugim zarabiającym w gospodarstwie domowym, czyli osobą, która ma niższy dochód niż osoba zarabiająca najwięcej w gospodarstwie domowym - uważa dr Adam Czerniak. Jego zdaniem wprowadzenie programu Rodzina 500 plus przy kryterium dochodowym 800 zł na osobę jest bardzo dużą motywacją do tego, żeby rezygnować z pracy po to, aby rodzina mogła dostać 500 złotych na pierwsze dziecko. - Jeżeli zatem mąż albo żona zarabia miesięcznie trochę poniżej średniej krajowej, to wówczas w przeliczeniu na jednego członka rodziny mężowi, czy też żonie zarabiającej mniej nie opłaca się podejmować pracy, bo gdyby z tej pracy zrezygnować, to otrzyma 500 zł na pierwsze dziecko, a także nie musi ponosić kosztów np. opieki przedszkolnej, czy zatrudnienia opiekunki. Dla takiej osoby motywacja, aby być na rynku pracy - po wprowadzeniu programu Rodzina 500 plus - jest dużo niższa niż obecnie. Dlatego spodziewam się, że wpływ tego programu na podaż siły roboczej będzie negatywny - ocenia dr Adam Czerniak.
Rząd: kobiety mogą odejść z pracy
Negatywny wpływ programu Rodzina 500 plus na sytuację kobiet na rynku pracy zauważyli zresztą sami twórcy ustawy. W dołączonej do projekt ustawy Ocenie Skutków Regulacji (OSR) wskazano, że wprowadzenie ustawy w życie, może przełożyć się na "zmniejszenie wielkości etatu lub odejście z pracy". Przyznano, że częściej może to dotyczyć kobiet niż mężczyzn. Kilka dni temu przyznał to również wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Bartosz Marczuk. - Może to ewentualnie powodować, że ludzie będą rezygnować z pracy, albo że nie będą szukać pracy. Tego teraz nie wiemy, ale nie jest to naszym celem - mówił PAP Bartosz Marczuk.
Emerytury
Prawo i Sprawiedliwość w kampanii wyborczej obiecało również odwrócenie reformy emerytalnej, którą przeprowadził rząd PO-PSL w 2012 roku. Jeśli nowy rząd dotrzyma słowa, to kobiety będą mogły skorzystać ze świadczenia w wieku 60 lat, a mężczyźni 65 lat. Eksperci także w tym przypadku nie mają wątpliwości, że zmiany niekorzystnie odbiją się nie tylko na kobietach, ale na wszystkich przyszłych emerytach. Dr Iga Magda z Instytutu Badań Strukturalnych Szkoły Głównej Handlowej mówiła w TVN24 Biznes i Świat, że wszystkie wyliczenia wskazują na to, że niższy wiek emerytalny będzie oznaczał niższe emerytury. - Obniżenie wieku emerytalnego, w szczególności u kobiet o 7 lat, oznacza dużo niższe emerytury nawet o 30 proc. - mówiła dr Iga Magda. Badaczki nie przekonuje również pomysł wprowadzenia dobrowolności ws. wyboru momentu przejścia na emeryturę. - Badania pokazują, że w momencie kiedy mamy dostęp do emerytury w niższym wieku, większość osób korzysta z tej możliwości. Co do argumentu dobrowolności to można powiedzieć, że nie ma też obowiązku pracy, każdy z nas może sobie zaoszczędzić i przestać pracować w wieku 55 lat i poczekać do emerytury. Argument dobrowolności się nie sprawdzi, bo większość osób, które nie wypracują emerytury minimalnej najchętniej będą przechodzić na wcześniejszą emeryturę. Ludzie chętnie korzystają z tego co jest możliwe, gwarantowanego dochodu - mówiła dr Iga Magda.
Coraz mniej rąk do pracy
Również prof. Jacek Wasilewski uważa, że cześć kobiet z ochotą odejdzie na emeryturę, kiedy będą miały taką możliwość, w wieku 60 lat. - Obniżenie wieku emerytalnego wpłynie negatywnie na odsetek kobiet aktywnych zawodowo, który i tak u nas jest bardzo niski. Trzeba również pamiętać, że osoby, które wcześniej przejdą na emeryturę będą miały głodowe świadczenia. Pomysł odwrócenia reformy emerytalnej zaszkodzi zarówno społeczeństwu, jak i rynkowi pracy i całej gospodarce - wyjaśnia prof. Wasilewski. Naukowiec z Uniwersytetu SWPS przypomina, że w Polsce jest obecnie niskie bezrobocie, a rynek pracy staje się rynkiem pracy pracownika. - Zaczyna brakować rąk do pracy. Ważną potrzebą gospodarki jest więc zwiększanie zatrudnienia, w tym zatrudnienia kobiet, a nie jego zmniejszanie. Jeśli zostanie przywrócony niższy wiek emerytalny, to kobiety trzeba będzie dodatkowo zachęcać do pozostania na rynku pracy, np. poprzez bodźce finansowe - uzasadnia prof. Wasilewski.
Emerytury a wzrost gospodarczy
Zdaniem dr Adama Czerniaka ponowne obniżenie wieku emerytalnego spowoduje, że aktywność zawodowa osób starszych znacząco spadnie.
- Będziemy mieli do czynienia z grupowym jednorazowym przejściem wielu osób na emeryturę, a to wpłynie negatywnie na wzrost gospodarczy - wyjaśnia dr Adam Czerniak. Jednak na zmianach stracą również sami przyszli emeryci. - W obecnym systemie osoby, które przechodzą na wcześniejszą emeryturę, mają mniej uzbieranych składek, a to oznacza, że później mają mniejsze emerytury. Powrót do niższego wieku emerytalnego spowoduje znaczne obniżenie poziomu świadczeń emerytalnych, zwłaszcza dla kobiet - podkreśla dr Czerniak.
Emerytalne ubóstwo?
Eksperci z Instytutu Spraw Publicznych w czasie konferencji "Ubóstwo emerytalne kobiet – dlaczego w polskim systemie emerytalnym płeć ma znaczenie?" przekonywali, że reforma systemu emerytalnego uzależniająca wysokość emerytury od kwoty wpłaconych składek nie uwzględniła odmiennej sytuacji na rynku kobiet i mężczyzn. Przez to emerytury kobiet są znacznie niższe niż mężczyzn. Prezes ISP dr Jacek Kucharczyk zwracał uwagę, że reforma systemu emerytalnego przeprowadzona przez rząd Jerzego Buzka nie uwzględniła różnej sytuacji kobiet i mężczyzn. Podkreślał, że różnica w emeryturach kobiet i mężczyzn już teraz wynosi ponad 500 zł. Jego zdaniem, jeśli wrócimy do wieku przechodzenia na emeryturę 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet (zaproponowano to w prezydenckim projekcie ustawy, który jest procedowany w Sejmie), będzie jeszcze gorzej. Natomiast dr Janina Petelczyc wskazała, że w krajach UE różnica między średnią emeryturą kobiet i mężczyzn wynosi 38 proc. W Polsce, jak mówiła, średnia emerytura kobiet w 2014 r. wynosiła 1653 zł, a mężczyzn - ponad 2394 zł (najwięcej kobiet pobierało emeryturę w wysokości ok. 1400 zł, a mężczyzn - ok. 1946 zł).
Dysproporcje
Wśród czynników, które powodują, że kobiety są w gorszej sytuacji, Petelczyc wskazała na dysproporcje w dochodach kobiet i mężczyzn wynikające m.in. z tego, że kobiety częściej pracują w sektorach, gdzie są niższe płace, mają mniejsze możliwości awansu i rzadziej zajmują stanowiska kierownicze. Zwracała uwagę także na to, że kobiety częściej niż mężczyźni pracują w niepełnym wymiarze czasu pracy, co wynika z obciążeniem ich obowiązkami opiekuńczymi. Jak mówiła w Polsce kobiety pracują średnio o 4 godziny tygodniowo krócej niż mężczyźni. Kobiety częściej też mają przerwy w zatrudnieniu spowodowane opieką nad dziećmi; częściej też rezygnują z pracy, by zająć się chorym członkiem rodziny. To wszystko sprawia - jak przekonywała - że kobiety na emeryturze są bardziej niż mężczyźni zagrożone ubóstwem i wykluczeniem społecznym, tym bardziej że żyją dłużej i ich świadczenia są niższe, często też żyją samotnie.
Autor: msz//km / Źródło: tvn24bis.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock