Oświadczenie Joanny Kuciel-Frydryszak, autorki bestsellerowych "Chłopek", która zagroziła wydawcy książki sądem w związku z dysproporcją w zarobkach, wywołała gorącą dyskusję o stanie portfeli polskich twórców. Kolejną, bo o problemach autorów wiadomo od lat. - Cała grupa społeczna coraz głośniej domaga się poprawy warunków pracy i płacy - mówi w rozmowie z tvn24.pl Grzegorz Jankowicz z Instytutu Książki.
Przed tygodniem Joanna Kuciel-Frydryszak, autorka bestsellerowych "Chłopek", opublikowała na Instagramie oświadczenie, w którym zagroziła wydawcy książki sądem.
"W związku z ogromnym sukcesem sprzedażowym, jaki odniosła książka 'Chłopki' mojego autorstwa, okazało się, że wielkie korzyści, jakie osiągnęło wydawnictwo Marginesy, są nieproporcjonalnie wysokie względem mojego wynagrodzenia. Dlatego zamierzam skorzystać ze znowelizowanego ostatnio art. 44 prawa autorskiego, czyli tak zwanej klauzuli bestsellerowej, która zakłada, że 'w przypadku gdy wynagrodzenie twórcy jest niewspółmiernie niskie w stosunku do korzyści nabywcy autorskich praw majątkowych lub licencjobiorcy, twórca może żądać stosownego podwyższenia wynagrodzenia przez sąd'". - napisała.
Wydawnictwo odpowiedziało, że "wypełnia wszystkie zapisy wynikające z umowy na 'Chłopki', a jednocześnie od sierpnia 2024 prowadzi z Autorką rozmowy na temat dodatkowego wynagrodzenia autorskiego w związku z nadzwyczajnym sukcesem rynkowym książki. Niestety, wszystkie dotychczasowe propozycje Wydawnictwa w tej kwestii były przez Autorkę odrzucane".
Od premiery w maju 2023 r. sprzedało się już ponad pół miliona egzemplarzy "Chłopek". Magazyn "Wprost" szacował, że w ubiegłym roku Kuciel-Frydryszak zarobiła ponad 900 tys. zł, co plasowało ją na miejscu piątym rankingu najlepiej zarabiających pisarzy.
- Zdecydowałam się wystąpić publicznie, żeby wywołać dyskusję o pozycji polskiego pisarza, który jest traktowany jak piąte koło u wozu - powiedziała redakcji tvn24.pl Joanna Kuciel-Frydryszak. - Przez przez 15 lat pisania nie miałam ubezpieczenia emerytalnego, pierwszy raz stać mnie na wynajęcie prawnika. Cała ta sytuacja jest wynikiem patologii na rynku książki.
Tajny rynek
O jakich patologiach mówi pisarka? Część odpowiedzi może przynieść lektura raportu "Jeszcze książka nie zginęła?", przygotowanego na zlecenie Instytutu Książki przez Polską Sieć Ekonomii, opublikowanego przed miesiącem. W podsumowaniu raportu czytamy, że polski rynek książki jest w "kryzysie strukturalnym". Pod kontrolą czterech największych firm dystrybucyjnych znajduje się około 80 proc. rynku. Mniejsze podmioty są systematycznie wypierane. Dominujący gracze narzucają wysokie rabaty, co prowadzi do sztucznego zawyżania cen okładkowych.
- Zgodnie z rekomendacją Instytutu Książki zwróciliśmy się do UOKiK o przeanalizowanie tej sytuacji - mówi Agata Diduszko-Zyglewska, przewodnicząca ministerialnego zespołu ds. pola literackiego.
Mniejszym podmiotom trudno jest konkurować z gigantami. Brakuje systemowych narzędzi, które pozwoliłyby na regulację tego sektora, a dotychczasowe próby rozwiązania problemów były jedynie doraźne i punktowe. - Na rynku panuje niesłychana nierównowaga. Pozycję dominującą mają obecnie dystrybutorzy i duże wydawnictwa. Sytuacja Joanny Kuciel-Frydryszak dobitnie pokazuje, że niezbędne są regulacje dotyczące przestrzeni literackiej - uważa Grzegorz Jankowicz, również członek zespołu z ramienia Instytutu Książki, którego jest dyrektorem. - Potrzebujemy instrumentów, za pomocą których takie kwestie jak podział zysków będą rozwiązywane systemowo.
Autorzy raportu podkreślają, że aby odpowiedzieć na wyzwania rynku, potrzebne są rzetelne dane. A tych brakuje. Wydawcy nie muszą raportować wysokości nakładów ani tego, ile dokładnie sprzedali egzemplarzy danej książki. - Ten rynek jest tak idiotycznie tajny, że łatwiej zdobyć informację ze zbrojeniówki - mówił w rozmowie z tvn24.pl Zygmunt Miłoszewski, współzałożyciel Unii Literackiej.
- Z pewnością potrzebujemy danych sprzedażowych, co dawałoby obraz realnej dynamiki rozwoju tego rynku. To bardzo ważne dla wszystkich podmiotów, które w tej przestrzeni działają, także dla pisarek i pisarzy. Zapewniłoby im to pełniejszą kontrolę systemu rozliczeń. - stwierdza Jankowicz.
Bez zmian od dekady
To nie pierwsza dyskusja o zarobkach pisarek i pisarzy. Dyrektor Instytutu Książki przypomina sytuację z 2014 r., gdy wpis Kai Malanowskiej, autorki nominowanej do Paszportu "Polityki" i Nike książki "Patrz na mnie, Klaro" wzbudził wiele emocji. Pisarka ujawniła, że za kilkanaście miesięcy pracy nad książką autorka zarobiła 6,8 tys. zł. - Nawet w tamtych czasach było to wynagrodzenie nieadekwatne do wysiłku - komentuje Jankowicz.
- Pamiętam dobrze, że ze strony kolegów po piórze spadła na nią krytyka. Na szczęście, wiele się pod tym względem zmieniło. Dziś pisarki i pisarze wspierają Joannę Kuciel-Frydryszak. Cała grupa społeczna coraz głośniej domaga się poprawy warunków pracy i płacy. Zmieniły się standardy komunikacyjne i społeczne, media reagują na te apele, cały czas się o tym mówi - dodaje.
Joannę Kuciel-Frydryszak wsparli m.in. Szczepan Twardoch, Grażyna Plebanek, Jakub Żulczyk, Renata Lis, Jacek Dehnel czy Małgorzata Rejmer. Głośno zaczęto mówić o pieniądzach, np. Dorota Kotas, nagrodzona za swoją debiutancką książkę "Pustostany" Nagrodą Literacką "Gdynia" i Nagrodą Conrada napisała, że jej zarobki za cały rok 2024 wyniosły 20 tys. zł.
- Mimo upływu dekady, nie ma radykalnej zmiany w sposobie funkcjonowania twórców w relacji z wydawnictwami. Podobnie nie widać zmian w relacji wydawca-dystrybutor. Zmieniła się, ale na gorsze, pozycja księgarń w przestrzeni publicznej - mówi Jankowicz. Według raportu w latach 2010-2020 zamknięto w Polsce co trzecią księgarnię.
Kryzys się pogłębia
W lutym ministra kultury Hanna Wróblewska powołała zespół ds. pola literackiego, w którego skład weszli przedstawiciele rządu oraz organizacji, które zrzeszają pisarzy, tłumaczy, bibliotekarzy i księgarzy. Według zapowiedzi zespół ma pracować nad reformą rynku.
Plany wprowadzenia nowych przepisów pojawiają się co jakiś czas. Dotąd nie udało się osiągnąć porozumienia. - Problem z próbą regulacji rynku książki jest taki, że za każdym razem na etapie konsultacji któraś grupa zaczynała protestować i projekt upadał. Nasz zespół powstał po to, żeby doprowadzić się do środowiskowego konsensusu wobec tego, co w tych przepisach powinno się znaleźć - mówi Agata Diduszko-Zyglewska, przewodnicząca zespołu z ramienia MKiDN.
Czy tym razem się uda? Diduszko-Zyglewska uważa, że tak. - Kryzys na rynku się pogłębia, coraz więcej osób jest zdeterminowanych, żeby nie powiedzieć zdesperowanych, żeby doprowadzić do zmiany. Mam poczucie, że jesteśmy w momencie szansy - stwierdza.
- Bez pisarzy i pisarek nie ma literatury - podkreśla Grzegorz Jankowicz. - Oczywiście, wspieramy również inne podmioty indywidualne i instytucjonalne, ale w tym kontekście uwaga powinna być skierowana właśnie na twórców. Rozwojowi rodzimego piśmiennictwa zagraża nie tylko sytuacja na rynku, ale też niebywale szybki rozwój technologii. Musimy zadbać o prawa autorów.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Rafał Guz/PAP