Praga, sprawująca obecnie przewodnictwo w UE, zareagowała na rosyjsko-ukraiński spór gazowy. Na razie bardzo ostrożnie: w poniedziałek do Brukseli mają zjechać wiceambasadorowie krajów członkowskich, by "wymienić się informacjami".
- Czujemy, że sytuacja eskalowała do punktu, w którym wydaje się uzasadnione zwołanie nadzwyczajnego spotkania - oświadczył rzecznik czeskiego przewodnictwa Radek Honzak.
Celem zjazdu - jak wyjaśnił czeski dyplomata - jest ustalenie "czy Unia Europejska jest wystarczająco zjednoczona" w obliczu gazowego kryzysu. Ma być też mowa o tajnikach negocjacji rosyjsko-ukraińskich i ewentualnych konsekwencjach sporu dla europejskiego odbiorcy gazu.
Wieczorne wezwanie
W piatek wieczorem czeskie przewodnictwo Unii zaapelowało o pilne zakończenie sporu między Rosją a Ukrainą. "Unia Europejska apeluje o pilne rozwiązanie sporu handlowego dotyczącego dostaw gazu z Federacji Rosyjskiej na Ukrainę" - głosi komunikat.
"Kontakty energetyczne między UE a jej sąsiadami powinny opierać się na wiarygodności i przewidywalności. Istniejące zobowiązania w zakresie dostaw i tranzytu muszą być honorowane w każdych okolicznościach" - stwierdzono także.
"UE żałuje, że zapewnienia o wiarygodności dostaw energii nie zostały zrealizowane i będzie nadal z blisko monitorować rozwój sytuacji" - dodano w komunikacie.
- Będę w kontakcie ze wszystkimi zaangażowanymi stronami, by stwierdzić, jakie są przyczyny nieprawidłowości i żądać natychmiastowego wznowienia pełnych dostaw do krajów członkowskich - oświadczył natomiats unijny komisarz ds. energii Andris Piebalgs.
To delikatna zmiana. Wcześniej Czesi mówili: nie zamierzamy mieszać się w dwustronny spór, dopóki nie zagraża on europejskiemu odbiorcy.
O 30 proc. mniej gazu dla Rumunii
Pomimo intensyfikującego się konfliktu, strona rosyjska, jak i ukraińska, zapewniały, że Europa na sporze nie ucierpi. Przedstawiciele niemieckich gigantów z sektora energetycznego E.On i RWE i duńskiego Royal Dutch Shell jeszcze w tym tygodniu mówili, że nie spodziewają się ograniczeń dostaw. Tymczasem, sytuacja nagle zmieniła się w Rumunii. Tam - jak poinformowało rumuński operator gazowy Transgaz - dostawy w nagły sposób zmalały w piątek o 30-40 proc. - To z powodu sporu Ukrainy z Rosją - powiedział dyrektor Transgazu Ioan Rusu agencji Reuters.
Bukareszt nie panikuje. Bo importująca około 1/3 rocznego zużycia gazu z Rosji Rumunia ma w podziemnych zbiornikach ok. 3 mld metrów sześciennych tego paliwa i będzie mogła - czerpiąc z tych zapasów - wykorzystywać do 25 mln metrów sześciennych gazu każdego dnia.
Według Transgazu, dzienna ilość gazu, przeciętnie 10 mln metrów sześciennych, zmalała w piątek wieczorem o blisko 3 mln. Do całej Unii Europejskiej wędruje zaś - według danych Gazpromu - ponad 300 mln metrów sześciennych gazu na dobę.
Kijów odrzuca zarzuty Gazpromu
Rosja wstrzymała dostawy gazu na Ukrainę w Nowy Rok. Rosyjski koncern tłumaczył, że zakręcił kurek, ponieważ nie ma żadnego kontraktu na 2009 rok. Negocjacje zakończyły się fiaskiem dzień wcześniej, bo - jak twierdził rzecznik Gazpromu - ukraińska delegacja nie miała mandatu do podpisania umowy. Gazprom nadal zarzuca stronie ukraińskiej zaleganie z płatnościami, a teraz także kradzieże niewielkich ilości gazu.
Ukraiński Naftogaz ma inną wersję.
O ile mi wiadomo, zbiorniki w Rosji są całkowicie zapełnione, a przecież należy coś z tym gazem robić. Rosja ma tylko jedno wyjście: jeśli gazu będzie za dużo i nie będzie go gdzie przechowywać, to trzeba go będzie albo spalać, albo zatrzymać wydobycie. Anonimowy dyplomata z Ukrainy
- Rozmowy zakończyły się w wyniku stanowiska Gazpromu, który nie chciał rozpatrywać propozycji Naftohazu, dotyczącej przyjęcia gospodarczo uzasadnionej ceny gazu dla odbiorców ukraińskich i odpowiednio skorygowanej do poziomu europejskiego (...) stawki za tranzyt rosyjskiego gazu przez ukraińskie terytorium - czytamy w przekazanym prasie oświadczeniu spółki.
Według niektórych ukraińskich dyplomatów, problem może leżeć gdzie indziej - Rosja ma zbyt dużo gazu. - O ile mi wiadomo, zbiorniki w Rosji są całkowicie zapełnione, a przecież należy coś z tym gazem robić - mówił anonimowo. - Rosja ma tylko jedno wyjście: jeśli gazu będzie za dużo i nie będzie go gdzie przechowywać, to trzeba go będzie albo spalać, albo zatrzymać wydobycie.
Sprawa długu (nie)rozstrzygnięta
W środę Gazprom oświadczył, że strona ukraińska rozpoczęła spłacanie wartego 2 mld dolarów długu, co dotąd było głównym powodem kryzysu.
Naftohaz miał przelać na konto pośrednika w handlu gazem, spółki RosUkrEnergo kwotę 1,5 mld dolarów. Pieniądze - jak oznajmił Aleksander Miedwiediew - jeszcze nie dotarły. Tu, pozostaje także kwestia odsetek; jak się okazuje - spornych.
- Z pewnością nic już więcej dzisiaj nie zapłacimy - oznajmił rzecznik Naftogazu Wałentin Zemlanski. - Kwestia odsetek karnych powinna być rozwiązana drogą arbitrażu. Według wyliczeń rosyjskiego giganta, odsetki za opóźnienia w płatnościach wynoszą 450 mln dolarów.
Źródło: PAP, Bloomberg