- Wprowadzenie przez rząd podatku liniowego jest możliwe od 2011 roku - mówi "Polityce" premier Donald Tusk. Jak wyjaśnia, ustawa o podatku liniowym trafi pod obrady Sejmu, zgodnie ze "wstępnym porozumieniem" koalicji PO i PSL, po wyborach prezydenckich w 2010 roku. Będzie to ostatni rok kadencji obecnego parlamentu.
- Celem tego rządu jest uproszczenie i obniżenie podatków - zapewnia premier w tygodniku. Jednak - jak podkreśla - w obecnej sytuacji pole manewru do takich zmian jest zbyt małe.
- Prezydent Lech Kaczyński powiedział publicznie, a także w bezpośredniej ze mną rozmowie, że podatku liniowego nie będzie. Wszystkie partie opozycyjne też nie pozostawiają nam w tej sprawie złudzeń - uzasadnił premier.
Zdaniem Tuska, wprowadzenie dwóch stawek podatku PIT 18 i 32 proc. w 2009 roku doprowadzi do zmniejszenia klina podatkowego i obciążeń w kosztach pracy. - Z punktu widzenia 96 proc. podatników, to już naprawdę blisko do - jak to nazywamy - "prorodzinnego podatku liniowego" - podkreślił.
Szybko do euro
Premier zapowiedział także, że "rząd zrobi wszystko", żeby Polska była "jak najszybciej" przygotowana do podjęcia decyzji o wejściu do strefy euro. - Wszyscy pytający o datę chyba przeoczyli, że w konstytucji wyraźnie napisano, że prawnym środkiem płatniczym w Polsce jest złoty, a nie euro. Decyzja w tej sprawie nie będzie wiec zależała do rządu, a do parlamentu i prezydenta - dodał.
"Pan premier myli się co do słów, bo w konstytucji nie ma stwierdzenia, że 'prawnym środkiem płatniczym w Polsce jest złoty'. Jednak generalnie ma rację. Trzeba będzie wykreślić z konstytucji słowa o tym, że Narodowy Bank Polski odpowiada za emisję polskiego pieniądza i ustala jego wartość" - komentuje w "Dzienniku" konstytucjonalista, profesor Piotr Winczorek.
Premier dobierze się winnym do skóry
Tusk pytany, czy nie żałuje, że autostrad nie zaczęło budować kilkanaście lat temu, odpowiedział, że "wierzy w sens partnerstwa publiczno-prywatnego". Jednocześnie dodał, że "państwo nie może stać bezbronnie pod ścianą".
Jak podkreślił, jego rząd jest pierwszym, który "spróbuje dobrać się do skóry tym, którzy ze złą wolą chcą wykorzystać wadliwie skonstruowane warunki koncesji autostradowych".
- Albo firmy będą budować po cenach średnioeuropejskich, albo zbudujemy inaczej. Prawdziwe partnerstwo publiczno-prywatne jest wtedy gdy obie strony prawidłowo wypełniają swoje role - zaznaczył.
Energetyczne wyzwanie
Premier odniósł się także do planów zniesienia darmowych limitów i wprowadzenia opłat za emisję dwutlenku węgla. Jego zdaniem kosztowałoby to Polskę "dziesiątki miliardów euro".
- Na szczęście perspektywa najbliższych lat nie jest dramatyczna, bo Europa zaczyna rozumieć, że nasz problem jest specyficzny. Mamy gospodarkę uzależnioną od węgla, a prócz tego musimy odrobić gigantyczne zaległości w infrastrukturze - uważa premier.
Tusk podkreślił, że ma "ambitny zamiar, żeby zainwestować naprawdę spore pieniądze w badania naukowe, rokujące szybkie efekty w dziedzinach dotyczących bezpieczeństwa energetycznego Polski".
Na pytanie, dlaczego to on, a nie minister gospodarki, stanął na czele zespołu do spraw bezpieczeństwa energetycznego odpowiedział, że negocjacje w tej dziedzinie "odbywają się na szczeblu premierów". - Koordynacja dotyczy tematów, gdzie przenikają się decyzje z pogranicza dyplomacji, wywiadu, gospodarki, nauki, ochrony środowiska - dodał.
Wietrzejące procenty liberalizmu
Zapytany, jak by określił dzisiaj swoje poglądy gospodarcze zażartował: "Przyjmijmy, że z liberała zostało we mnie... 64 proc." Jednocześnie zaznaczył, że "jest w dobrym samopoczuciu" jeżeli chodzi o "identyfikację wolnorynkową". - Na pewno od 1989 r. nie było w Polsce na stanowisku premiera człowieka o tak jednoznacznie liberalnych poglądach gospodarczych - podsumował Tusk.
Źródło: PAP, Polityka, Dziennik