Czy polskie babcie korzystają z "babciowego"? Według danych na dodatek dla opiekunek i opiekunów małych dzieci, zostających z nimi w domu, wydano z budżetu już ponad 200 mln zł. Ale eksperci ostrzegają, że nie jest to rozwiązanie dla wszystkich. Nie każda babcia będzie chciała zostać z wnukiem. - Kobieta ma prawo do swojej aktywności, wolnego czasu, że już nie wspomnę, jak takie wcześniejsze przejście na emeryturę wpłynie na wysokość świadczeń - podkreśla psycholożka Aleksandra Piotrowska. O ocenę programu pytamy też wiceministrę Aleksandrę Gajewską.
"Babciowe" było jedną ze sztandarowych obietnic rządu. Premier tłumaczył, że wiele kobiet nie wraca do pracy po urlopie macierzyńskim ze względu na trudności ze znalezieniem opieki dla dziecka. Rozwiązaniem miało być właśnie "babciowe", czyli świadczenie w wysokości 1500 zł miesięcznie, które pracująca matka mogłaby przekazać opiekunce bądź opiekunowi (nie tylko babciom, ale też innym krewnym bądź np. niani). Program Aktywny Rodzic, w skład którego wchodzi świadczenie Aktywni rodzice w pracy, wszedł w życie 1 października. Jak się sprawdza?
Korzystają z niego Jacek i jego żona Marta. Dzieckiem zajmują się jego rodzice.
- Głównie mój tata, ale pomaga mu też mama, która przebywa na urlopie zdrowotnym. Otrzymuje niepełną pensję, a dzięki świadczeniu to się wyrównuje. Nie jest to w żaden sposób rynkowa stawka, gdybyśmy chcieli zatrudnić nianię w takim wymiarze godzin, musielibyśmy zapłacić więcej - zaznacza.
Rodzice Jacka zaproponowali pomoc jeszcze zanim rządowy program wszedł w życie. Ale nie jest to regułą. - Zdarzają się dziadkowie, którzy absolutnie nie chcą się zajmować wnukami, mówią, że swoje dzieci już wychowali - podkreśla Jacek. - Myślę, że w takiej sytuacji "babciowe" ich nie przekona. Znam też przypadek babci, która bardzo chciała zająć się wnukiem, ale po pewnym czasie okazało się, że opieka nad 1,5 rocznym dzieckiem ją przerasta.
Dodaje, że zdarzają się sytuacje, gdy rodzice nie chcą przyjmować pieniędzy za opiekę. Przekonuje ich argument, że to świadczenie nie z kieszeni dzieci, a środki "od państwa".
Dla kogo "babciowe"?
Specjaliści podkreślają, że wczesne zapisanie dziecka do żłobka ma wiele plusów. Ale nie wszyscy mają taki wybór. - Dostępność opieki żłobkowej wygląda w naszym kraju bardzo różnie w zależności od miejsca zamieszkania - mówiła nam dr Zofia Szweda-Lewandowska z Katedry Polityki Społecznej SGH. - Są takie miejsca, w których rodzice nie mają możliwości skorzystać ze żłobków, bo ich po prostu nie ma. To problem występujący szczególnie w mniejszych miejscowościach i na wsi.
Wtedy może pomóc "babciowe"
- Jest pewna rzecz, która mnie niepokoi - zwraca uwagę dr Aleksandra Piotrowska, psycholożka z Wydziału Pedagogicznego UW. - Zastanawiam się, w ilu rodzinach na babcie będzie wywierana presja: "Po co ci ta praca, przejdź na wcześniejszą emeryturę, dostaniesz babciowe. Wyjdzie na to samo". Ale to wcale nie jest to samo. Kobieta ma prawo do swojej aktywności, wolnego czasu, że już nie wspomnę, jak takie wcześniejsze przejście na emeryturę wpłynie na wysokość świadczeń - tłumaczy.
Podobne obiekcje zgłaszali eksperci. Ministerstwo zapewniało jednak, że nie chodzi o wypychanie członków rodziny z rynku pracy. Żeby otrzymać świadczenie z opiekunem trzeba podpisać umowę aktywizacyjną. - To próba wyciągnięcia opiekunów i opiekunek z szarej strefy, włączenia ich do obiegu. Te osoby będą miały odprowadzane składki. Jeśli są już na emeryturze, to będą mieć szansę na nieco wyższe świadczenia - komentowała w rozmowie z tvn24.pl Zofia Szweda-Lewandowska. Jak wygląda to w praktyce?
Opieka nad dzieckiem to praca
Adrianę w opiece nad córką wspiera ją mama. - Jest osobą mocno zaangażowaną rodzinnie, krótko pracowała zawodowo, potem zajmowała się dziećmi. Naturalne było dla niej to, że po urodzeniu dziecka będę mogła na nią liczyć - opowiada. - Jest to dla niej też okazja, żeby mieć swoje, dodatkowe pieniądze. Chociaż prawda jest taka, że sporą część wydaje na zabawki dla małej.
- Mama nie ma wystarczającego stażu pracy, żeby dostawać emeryturę, ale dzięki temu, że podpisałyśmy umowę uaktywniającą, państwo odprowadza za nią składki na ubezpieczenia społeczne. W ten sposób mama otrzyma emeryturę poniżej minimalnej, ale zawsze to coś.
Adriana wróciła do pracy i podkreśla, że wsparcie mamy to dla niej wielka pomoc. Ale też zauważa, że osoba opiekująca się dzieckiem podejmuje się dużego wysiłku. - Uważam, że opieka nad dzieckiem to po prostu praca, do tego wymagająca dużej odpowiedzialności i kreatywności. Trzeba być krzepkim fizycznie. Psychicznie też bywa różnie. Mnie ciągnęło już do przebywania z dorosłymi, choć córkę kocham niewyobrażalnie.
- Mną w dzieciństwie też opiekowała się moja babcia, zbudowałyśmy dzięki temu wspaniałą relację - wspomina Adriana. - Cieszę się, że moja córka też ma taką szansę.
Dzieckiem córki opiekuje się także pani Elżbieta. - Zawsze marzyłam, że jak już będę miała wnuczkę, będę jak najwięcej uczestniczyć w jej życiu. Gdy moja córka kończyła urlop macierzyński, ja akurat osiągnęłam wiek emerytalny - mówi. - Zdecydowałam, że zmienię swoje życie - opowiada.
Jak dodaje, na jej decyzję nie wpłynęły aspekty finansowe. Program Aktywny Rodzic wszedł w życie dopiero rok później. - Uważam jednak, że może to być zachęta dla wielu osób.
Więcej żłobków w Polsce, rośnie "użłobkowienie"
Aktywny Rodzic ma być także wsparciem dla rodziców, którzy wysyłają dziecko do żłobka. Od Aleksandry Gajewskiej, wiceministry w resorcie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej słyszymy, że to systemowa zmiana, której efekty będziemy mogli obserwować nie tylko w najbliższej przyszłości, ale "przez dziesięciolecia".
- Zależało nam na zwiększeniu liczby miejsc w żłobkach i poszerzeniu dostępności innych form opieki wczesnodziecięcej - tłumaczy Gajewska. - Chcieliśmy też zmienić system finansowania opieki wczesnodziecięcej. Docierały do nas sygnały, że koszty pobytu dziecka w żłobku są nieosiągalne dla wielu budżetów domowych. Do tej pory system był finansowany przez rodziców i samorządy przy niewielkim dofinansowaniu rządowym. Zmieniliśmy to i teraz jako państwo wspieramy gminy w finansowaniu placówek.
Twórcy programu chcieli wesprzeć aktywizację zawodową matek. - W badaniach widzieliśmy, że kwestie finansowe były największą blokadą przed wysłaniem dziecka do żłobka, a to powstrzymywało rozwój zawodowy kobiet - dodaje Gajewska.
Program wzbudził duże emocje, gdy okazało się, że opłaty za publiczne żłobki rosną, i to skokowo. Rodzice byli zaniepokojeni, tymczasem założenie było takie, że podwyżki sfinansuje dopłata z Aktywnego rodzica (1500 zł lub 1900 zł na dziecko niepełnosprawne), a rodzice nie stracą.
Gajewska mówi, że realnie rodzice płacą dziś mniej, niż przed wprowadzeniem programu. - Największa opłata to dziś 700 zł, ale w większości placówek opieka jest bezpłatna tzn. pokrywana w 100% przez dotację w ramach programu „Aktywny rodzic” - wskazuje.
Są też inne skutki wprowadzenia programu: poziom "użłobkowienia" (odsetek dzieci objętych opieką) pod koniec 2023 r. wynosił 36 proc., dzisiaj to już 40,11 proc. - Likwidujemy „białe plamy”, czyli gminy, w których nie ma żadnej instytucjonalnej opieki dla małych dzieci: żłobków, klubów dziecięcych czy dziennych opiekunów - mówi Aleksandra Gajewska. - W ciągu zaledwie 12 miesięcy utworzyliśmy placówki opieki w 166 gminach, które do tej pory były „białymi plamami”. Do końca 2026 r. w Polsce będziemy mieć łącznie ok. 102 tys. nowych miejsc opieki dla dzieci w wieku do lat 3.
Na ten cel przeznaczone zostaną pieniądze z KPO.
48 tys. osób czeka
Jest jeszcze jedna strona Aktywnego Rodzica - część rodziców narzeka na rządowy program, bo mimo złożenia wniosku w terminie wciąż nie otrzymali pieniędzy.
"Na tym etapie nie posiadamy informacji, które wskazywałyby na istnienie systemowych problemów o większej skali, jednak pozostajemy w stałym kontakcie z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych, aby zapewnić sprawne i terminowe realizowanie wypłat" - dowiadujemy się w Ministerstwie. O komentarz poprosiliśmy też w ZUS, do momentu publikacji artykułu nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Zdaniem Gajewskiej system jest skomplikowany, bo inaczej niż w przypadku np. 800 plus nie ma powszechnego charakteru. Innymi słowy: nie wystarczy mieć dziecko, żeby spełnić warunki programu. "Aktywny rodzic" jest skierowany do rodziców dzieci w konkretnym wieku i powiązany z aktywizacją zawodową. Dlatego ZUS musi wszystkie wnioski weryfikować.
- We wnioskach rodziców zdarzają się błędy, a zależało nam, żeby rodzic mógł poprawić zgłoszenie bez utraty świadczenia - tłumaczy Gajewska. - To dodatkowo wydłuża weryfikację. Rozumiem niezadowolenie tych, którzy czekają na pieniądze, biorę to na klatę i przepraszam. Każdego dnia tych niezałatwionych wniosków jest coraz mniej, nieustannie to monitorujemy.
Ile wniosków nie zostało rozliczonych? Ministerstwo podaje, że na wypłatę czeka jeszcze 12 proc. zainteresowanych. To 48 tys. osób.
Nie każdy chce zostać z dzieckiem
Dotąd w ramach świadczenia wypłacono ponad 676 mln zł. Największym zainteresowaniem cieszy się program Aktywnie w żłobku (211 806 dzieci, wydano ponad 403 mln zł), na drugim miejscu - Aktywni rodzice w pracy (136 952 dzieci, 210 mln), najmniej popularny jest program Aktywnie w domu (133 319 dzieci, wydatki - 62 mln).
- Żłobki pomagają wyrównywać szanse, ale każdy rodzic musi mieć wybór: czy dziecko pójdzie do placówki, czy zostanie z nim w domu bądź z kimś bliskim, np. z babcią. Wspieramy każde z tych rozwiązań - deklaruje wiceministra Gajewska. - Sama pamiętam, że miałam obawy przed wysłaniem synka do żłobka. Zdecydowałam się, gdy Aleks miał dwa lata. To była świetna decyzja, ponieważ codziennie widziałam, jak dzięki temu rozwija się i nawiązuje nowe relacje z rówieśnikami.
Popularność żłobków cieszy dr Aleksandrę Piotrowską. - Zostawienie dziecka w domu przez dłuższy czas nie jest korzystne z punktu widzenia warunków rozwoju. Około drugiego roku życia potrzebujemy środowisk bogatszych w bodźce, zajęć i rozrywek podsuwanych przez pracowników czy specjalistów pedagogiki zabawy oraz kontaktów z rówieśnikami. Badania pokazują, że dzieci żłobkowe mają często większy zasób słów, są bardziej samodzielne i otwarte niż te, które zostały w domu z mamą, babcią czy nawet wykwalifikowaną nianią.
- Świadczenie ułatwia wcześniejszy powrót do pracy. Czasy się zmieniają, wiele matek wcale nie marzy o tym, żeby kilka lat spędzić w domu z dzieckiem, jakkolwiek kochane i wyczekane by nie było. Kobiety mają różne potrzeby i macierzyństwo ich wszystkich nie zaspokaja. Ważna jest możliwość wyboru - podsumowuje psycholożka.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock