Budowa elektrowni w Ostrołęce przyniosła 1,35 miliarda złotych strat - informuje Onet, powołując się na dokumenty Najwyższej Izby Kontroli. Portal podkreśla, że "doprowadziły do tego decyzje państwowych spółek i lokalnych polityków PiS, którzy stworzyli sobie z tej inwestycji finansowe eldorado".
Onet informuje, że Najwyższa Izba Kontroli ma gotowy raport z kontroli przeprowadzonych w trzech kluczowych spółkach, które odpowiadały za wybudowanie bloku węglowego Ostrołęka C o mocy 1000 MW. "Byłaby to największa tego typu inwestycja w Europie o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa energetycznego Polski" - przypomina serwis.
Początki elektrowni w Ostrołęce
Jak czytamy, "prace nad projektem budowy węglowego bloku energetycznego Ostrołęka C sięgają 2009 r".
"W listopadzie państwowy koncern Energa powołał spółkę do jego budowy, a dwa lata później ogłoszony został przetarg na wybór wykonawcy. Wówczas planowano, że Ostrołęka C będzie gotowa ok. 2016 r., kiedy prognozowano deficyt energii w Polsce" -
"Pierwotnie, w fazie przygotowawczej, realizacja projektu została wstrzymana przez rząd PO-PSL, gdyż nie można było pozyskać wystarczającego finansowania z rynku, ze względu na spore wątpliwości dotyczące opłacalności całego przedsięwzięcia. Do tego doszło zaostrzenie polityki klimatycznej przez Unię Europejską, co jeszcze bardziej pogorszyło wskaźniki ekonomiczne inwestycji" - przypomina portal.
Onet zwraca uwagę, że reaktywacja projektu nastąpiła po wygraniu wyborów parlamentarnych w 2015 r. przez Prawo i Sprawiedliwość. PiS w trakcie kampanii wyborczej uczyniło z Ostrołęki jeden z ważniejszych swoich bastionów. "To właśnie to miasto wówczas odwiedzali najważniejsi politycy partii Jarosława Kaczyńskiego, z nim samym na czele" - zauważa Onet.
Portal przypomina też słowa ubiegającego się o urząd prezydenta RP Andrzeja Dudy, który porzucenie tej inwestycji przez PO nazwał "zbrodnią".
Zatrudnianie swoich
Ponowne uruchomienie projektu nastąpiło w czerwcu 2016 r. Onet pisze "że PiS, zamiast zatrudnić do przeprowadzenia tak ważnej inwestycji ekspertów, postanowił zrobić z niej swój prywatny folwark".
"Karty rozdawał Arkadiusz Czartoryski. Poseł na Sejm z PiS, były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji oraz były prezydent Ostrołęki był swego rodzaju 'kadrowym', jeżeli chodzi o obsadzanie stanowisk. To z jego rekomendacji prezesem spółki Elektrownia Ostrołęka, powołanej do budowy bloku C, został w 2016 r. Edward S. Nie podajemy jego nazwiska, ponieważ obecnie ma on zarzuty korupcyjne" - czytamy.
Według portalu zatrudnienie znaleźli także inni lokalni działacze, pojawiający się od lat w kręgu znajomych Czartoryskiego, którzy są obecnie na celowniku CBA i prokuratury. "Osoby te dzięki wzajemnym powiązaniom stworzyły sobie finansowe eldorado, zarabiając na budowie elektrowni węglowej potężne pieniądze. I choć – na wielu z nich – w prokuraturze leży poważny materiał dowodowy, to ich sprawy ciągną się miesiącami, a 'ostrołęccy bonzowie' wypuszczani są z aresztów śledczych" - piszą dziennikarze Onetu.
Luka finansowa
Z dokumentów NIK, które widział Onet, wynika, że podstawową przyczyną niepowodzenia inwestycji Ostrołęka C w wariancie węglowym był brak źródeł finansowania. Decyzja o wydaniu generalnemu wykonawcy polecenia rozpoczęcia prac nastąpiła w momencie, w którym struktura finansowa projektu była nieaktualna i zakładała niemożliwe do uzyskania finansowanie zewnętrzne.
"Jak wynika z dokumentów pokontrolnych NIK, luka finansowa w momencie rozpoczęcia prac budowlanych wynosiła ponad cztery mld zł" - pisze Onet.
Starty spółek
"Z raportu wynika także, że rozpoczęcie etapu budowy bloku energetycznego Ostrołęka C nie byłoby możliwe bez zgody Energa SA i Enea SA. Ich zewnętrznym przejawem było oddanie głosu przez przedstawicieli tych spółek na nadzwyczajnym zgromadzeniu wspólników Elektrowni Ostrołęka sp. z o.o. za wyrażeniem zgody na wydanie przez zarząd spółki celowej polecenia rozpoczęcia prac generalnemu wykonany" - dodaje Onet.
"Zarząd Energa SA w momencie wyrażania zgody na wydanie polecenie rozpoczęcia prac miał pełną świadomość istnienia luki finansowej w projekcie. W momencie udzielania zgody w szczególności nie został uzgodniony pomiędzy Sponsorami model finansowy, a struktura finansowa, którą dysponowała Energa SA, była nieaktualna i zakładała niemożliwe do uzyskania finansowanie zewnętrzne, w tym od Funduszu Inwestycyjnego Zamkniętego Aktywów Niepublicznych Energa (FIZAN Energa) w kwocie 1 mld zł oraz od banków" – stwierdzają kontrolerzy NIK, których cytuje Onet.
Z kolei zarząd Enea SA nie tylko miał świadomość występującej luki finansowej w budżecie projektu i swoich ograniczonych możliwości udziału w finansowaniu inwestycje, ale także występujących ryzyk związanych z zamknięciem finansowania w przyszłości.
"Spółka podjęła decyzję o tak strategicznym znaczeniu, opierając się na deklaracjach i intencjach ewentualnych inwestorów, których w żaden sposób nie potwierdzono i nie udokumentowano" - pisze Onet, cytując fragment raportu NIK.
W ocenie kontrolerów NIK działania te w rezultacie doprowadziły do olbrzymich niegospodarności także w samych spółkach. Jak czytamy, łączna kwota zaangażowanych przez Energa SA w inwestycję środków wyniosła ok. 659,4 mln zł, a w przypadku Enea SA – ok. 663 mln zł.
Rola ministra
Onet pisze również o korespondencji, z których wynika, że na dokończenie prac naciskał Skarb Państwa. "26 kwietnia 2019 r. do organów spółek Energa SA i Enea SA pismo skierował minister energii Krzysztof Tchórzewski, w którym pisał wprost, że "zauważa niechętny stosunek obu zarządów do tej inwestycji i jako akcjonariusz większościowy bacznie obserwuje działania zarządów i rozliczenie tego zadania" - napisano.
"Z kolei w zeznaniach jednego z członków zarządu Energa SA czytamy, że od samego początku 'Skarb Państwa przymuszał do realizacji tego projektu', a minister Tchórzewski 'wiedział, że jest problem z domknięciem finansowania projektu'" - czytamy.
Oświadczenie Energi
Energa w oświadczeniu opublikowanym na swojej stronie poinformowała, że "stanowczo zaprzecza" tezom zawartym w publikacji Onetu.
"Zdecydowanym nadużyciem jest sugerowanie, że jakiekolwiek środki zostały +utopione+ w projekcie węglowym w Ostrołęce. Plany realizacji takiego projektu do momentu m.in. radykalnych zmian w polityce klimatycznej Unii pozostawały racjonalne biznesowo, a wydatkowanie środków było niezbędne" - czytamy w oświadczeniu.
"Dodatkowo inwestycja jest kontynuowana, ale zdecydowano o zmianie technologii do produkcji energii elektrycznej z węgla na gaz ziemny, co według aktualnych analiz, umożliwia osiągnięcie rentowności. Budowa elektrowni gazowo-parowej to inwestycja o połowę tańsza, niż blok węglowy. Przy rozliczaniu projektu węglowego ujęto także realizację infrastruktury, która zostanie wykorzystana przy budowie elektrowni gazowej, co dodatkowo obniża koszt budowy bloku gazowo-parowego w Ostrołęce. W tym kontekście mówienie o stratach jest nadużyciem i może wprowadzać w błąd opinię publiczną" - dodano.
Spółka podkreśliła, że "budowa nowego, stabilnego źródła energii w Polsce północno-wschodniej była i nadal jest zasadna".
Źródło: Onet
Źródło zdjęcia głównego: konkret24