Unijna komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes otrzyma w późnym popołudniem od polskiego ministerstwa skarbu odpowiedź, czy rząd akceptuje unijną propozycję ratowania stoczni w Gdyni i Szczecinie. - Są dwa pytania: "czy" i "jak" przeprowadzić ten proces. Na pytanie "czy" - zgadzamy się. Pozostaje jednak pytanie jak go przeprowadzić - tłumaczy rzecznik resortu skarbu i zapowiada dalsze rozmowy z Brukselą.
Komisja Europejska uważa, że dotąd polskie władze nie dały jednoznacznej i jasnej odpowiedzi, dlatego komisarz Kroes wysłała w tej sprawie list. A Ministerstwo Skarbu Państwa zapewniało: - We wskazanym terminie, do 3 listopada, odniesiemy się do uwag i oczekiwań pani komisarz, które zostały sformułowane w liście - zapewniał pod koniec października wiceminister Zdzisław Gawlik.
Dodał także: - List podejmuje wiele kwestii. Myślę, że nasza odpowiedź musi być przemyślana i rozważna. Co do zasady resort skarbu napisał już pani komisarz, że podejmie wszelkie próby zmierzające do ratowania przemysłu stoczniowego i utrzymania działalności zakładów.
"Jest pole do rozmowy"
Rzecznik ministerstwa skarbu Maciej Wewiór oświadczył w TVN24, że rząd częściowo akceptuje propozycję unijnej komisarz. Będzie się jednak domagał dalszych rozmów i ustępstw. - Polskie prawo chroni wierzycieli. Prawo musi być tak przygotowane, by ci nie ucierpieli. Chcemy ponadto, by w stoczniach była produkcja stoczniowa, choć nie tylko - tłumaczył Wewiór. - Tu jest właśnie pole do rozmowy - dodał.
Resort zapewnił ponadto, że będzie chronił praw zatrudnionych w stoczniach pracowników. - Nie wyobrażam sobie, żeby prawo z jednego kraju było ot tak przenoszone do drugiego. Każdy kraj ma swoje uwarunkowania prawna, my nie będziemy łamać naszych - powiedział Wewiór. - Nie wyobrażam sobie zostawić pracowników na bruku, zostawić firmy z długami i przeznaczyć do upadku - dodał.
Zwalniać czy nie zwalniać
Polski rząd musi jasno powiedzieć czy zgadza się na sprzedaż majątku trwałego stoczni, spłatę długów i likwidację stoczni, co daje szanse na zachowanie miejsc pracy w zakładach, jakie powstaną w ich miejsce. Brak odpowiedzi lub odpowiedź niesatysfakcjonująca sprawi, że KE podejmie decyzję o zwrocie pomocy publicznej przyznanej stoczniom, co oznacza ich upadłość.
Rząd akceptuje plan restrukturyzacji bez konieczności ogłoszenia upadłości stoczni i w tym punkcie zgadza się z komisarz Kroes. Do konfliktu może dojść jednak na tle utrzymania produkcji i zatrudnienia. Plan komisarz Kroes dopuszcza bowiem czasowe zwolnienie stoczniowców i ich ponowne zatrudnienie przez nowe spółki powstałe na majątku obu stoczni.
To wcale nie muszą być stocznie
Bruksela twierdzi także, że nowe spółki nie muszą produkować statków. Według planu Kroes, majątek stoczni ma zostać podzielony i sprzedany inwestorom w przetargach. Wpływy ze sprzedaży miałyby pójść na spłatę długów stoczni. Zwrotem miliardów złotych pomocy publicznej obarczone zostałyby spółki "wydmuszki", przeznaczone do bankructwa.
Rząd chce jednak sprzedać majątek czysto produkcyjny w całości pojedynczym inwestorom i chce aby produkowali oni statki. resort skarbu twierdzi, że zbędny majątek może zostać wydzielony i sprzedany oddzielnie. Problemem jest także powołanie spółek "wydmuszek". Polskie prawo nie przewiduje takiej możliwości. Konieczne jest uchwalenie specjalnej ustawy dla stoczni.
"To gorsze niż upadłość"
Z planami Kroes wciąż nie zgadzają się związkowcy z obu stoczni. Tym bardziej, że unijna komisarz podkreśla, że stocznie nie powinny zawierać nowych umów. To praktycznie wyklucza produkowanie tam statków. - To gorsze niż upadłość – skarży się na łamach "Rzeczpospolitej" Zbigniew Żmijewski ze Związku Zawodowego Stoczniowiec Stoczni Szczecińskiej Nowej.
Spór o przyszłość stoczni toczy się od wejścia Polski do Unii Europejskiej. Bruksela twierdzi, że pomoc, która została udzielona stoczniom, była bezprawna, a w dodatku nie poprawiła rentowności zakładów. Według wyliczeń Komisji od 2002 r. uzyskały one 3,5 mld euro wsparcia.
Źródło: TVN24, tvn24.pl, Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA