Nigdy nie było tak źle - skarżą się mali przedsiębiorcy w całym kraju. Niektórzy z nich przegrali z pandemią, inni walczą obecnie z inflacją i zmianami przepisów. Trudna sytuacja zmusza firmy do podnoszenia cen dla klientów. Materiał magazynu "Polska i Świat".
- Dwa lata temu kosztowała 60 złotych, teraz - 150 złotych, tak wzrosły ceny – powiedział właściciel kwiaciarni w Radomiu, pokazując jedną z wiązanek.
Problemy przedsiębiorców
Sprzedawca kwiatów z Radomia, restauratorka z Krakowa, kaletnik z Warszawy – zajmują się zupełnie czymś innym, ale stoją przed tym samym problemem – jak w dobie galopujących cen, zmian przepisów, pandemii utrzymać się na rynku?
- Jak tak dalej pójdzie, to po prostu trzeba będzie to zamknąć – mówił sprzedawca kwiatów. – W ogóle nie wiemy, na czym stoimy. Pierwszym pytaniem, jakie zadałam księgowej, było: o co chodzi? Powiedziała, że nikt nie wie, o co chodzi – powiedziała restauratorka z Krakowa.
- Jest coraz gorzej, coraz gorzej. Jak długo utrzymamy się na rynku – nie wiemy – mówił przedsiębiorca z Warszawy.
Lucas z Holandii już zdecydował – zamknął bistro, które prowadził z partnerką w Warszawie. Zdjął już neon, trwa wyprowadzka. Życie w Polsce okazało się zbyt trudne, para szykuje się do wyjazdu za granicę. - Powodem, że nie przetrwaliśmy, jest na pewno pandemia i żadna pomoc – mówiła współprowadząca bistro Agnieszka Bisewska.
Para nie otrzymała pomocy z żadnej tarczy. Oszczędności się skończyły, nie chcą brać kredytu. - Nowy start bez oszczędności jest zbyt trudny. Myślę, że lepszą opcją jest praca w innym kraju – stwierdził Lucas Mol.
- My byśmy bardzo chcieli zostać w Polsce, ale nie ma takich opcji. Musimy gdzieś pracować dwa, trzy lata, żeby coś zaoszczędzić, coś otworzyć, myślę, że byłoby to w Polsce niemożliwe – tłumaczyła pani Agnieszka.
Z mapy stolicy w grudniu zeszłego roku zniknęła też piekarnia. – Ktoś powiedział, premier czy ktoś inny: nie wychodźcie z domu, bo jest pandemia. Pewnego dnia więc nie masz klientów i co możesz zrobić? Zamknąłem biznes, mam dużo kredytów – opowiadał Daniel Chmura, który prowadził piekarnię w Warszawie.
Inflacja uderza w firmy
Od początku roku założono, w tym wznowiono działalność, ponad 16 tys. firm. Niemal tyle samo zakończyło działalność, a 15 tys. ją zawiesiło – wynika z danych Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej.
- Słyszę coraz częściej: wie pan co, daję sobie dwa, trzy miesiące i zamykam, nie dam rady. Samego ZUS-u jest teraz 1700 zł – mówił Robert Wężyk, który prowadzi sklep w Radomiu.
Państwo Wężykowie jeszcze walczą o przetrwanie – przez skok cen przyszłość ich sklepu stanęła jednak pod znakiem zapytania. – Gaz mieliśmy dwa sezony temu, powiedzmy około dwóch tysięcy płaciliśmy za sezon grzewczy. W tej chwili musimy zapłacić ponad sześć tysięcy – mówiła Katarzyna Wężyk, która współprowadzi placówkę.
"Podwyżki" to dziś słowo odmieniane przez przedsiębiorców przez wszystkie przypadki. - Zamierzamy podnieść ceny, bo wszystkie środki, na których pracujemy – kosmetyczne czy nawet dezynfekcja – każda dostawa to jest inna cena – mówiła Aneta Bartnicka, która prowadzi salon fryzjerski w Radomiu.
- Nawet widzę po klientach, którzy zawsze przychodzili, kupowali piękne wiązanki – teraz przychodzą i kupują jedną różę – powiedział Błażej Romanowski, właściciel kwiaciarni w Radomiu.
Pomoc w pandemii niewystarczająca
Gdy wybuchła pandemia, przedsiębiorcy dostawali pomoc z tarczy. Trudno jednak powiedzieć, że wszyscy są zadowoleni. Pani Dorota przygotowała pozew przeciwko Skarbowi Państwa.
- Ubiegamy są o odszkodowania za okres lockdownu, czyli przede wszystkim za brak pomocy. Jest nas ponad 300 podmiotów i ubiegamy się w tej chwili łącznie o 220 milionów – mówiła Dorota Rydygier, właściciela restauracji w Krakowie.
Kto przetrwa na rynku? Dla wielu kluczowe będą następne miesiące. - Chciałbym jednego: żeby państwo dało mi święty spokój, żeby nic mi nie dawało, tylko jak najmniej mi zabierało – podsumował przedsiębiorca z Radomia.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock