W listopadzie 2014 roku bliski katastrofy był samolot Lufthansy airbus A321. W maszynie zablokowały się czujniki mierzące prędkość wznoszenia i w rezultacie systemy pokładowe automatycznie wywołały gwałtowne obniżanie z prędkością podobną do tej, z którą we wtorek spadał airbus A320 linii Germanwings.
Do incydentu doszło 5 listopada 2014 roku w samolocie Lufthansy lecącym z Bilbao do Monachium ze 109 pasażerami na pokładzie. W airbusie A321, samolocie nieznacznie większym od A320, w trakcie nabierania wysokości po starcie zamarzły czujniki kąta natarcia, które monitorują prędkość wznoszenia.
Samolot zaczął gwałtownie opadać
W rezultacie, aby uniknąć wzbicia się zbyt wysoko, systemy awaryjne samolotu spowodowały gwałtowne obniżanie się airbusa, grożące utratą kontroli - poinformowała w raporcie Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA). Piloci mieli jednak "zareagować prawidłowo i mądrze" i udało im się wyprowadzić maszynę z opadania oraz bezpiecznie dolecieć do celu.
Po tym wydarzeniu EASA wydała specjalną dyrektywę ostrzegającą o technicznych szczegółach problemu, a Airbus wprowadził zmiany w procedurach lotu dla maszyn A318, A319, A320 i A321, aby uniknąć powtórzenia się "niebezpiecznej sytuacji".
Podobne przypadki?
Jak zauważono, niebezpieczny incydent z udziałem airbusa A321 Lufthansy, do której należą także linie Germanwings, może rzucać nowe światło na los airbusa A320, który we wtorek ze 150 osobami na pokładzie rozbił się we francuskich Alpach. Obie maszyny są bardzo podobne, a prędkość opadania podczas incydentu z listopada 2014 r. i ostatniej katastrofy była podobna, ok. 1200 metrów na minutę.
Autor: mm//gak / Źródło: LaVanguardia, mirror.co.uk
Źródło zdjęcia głównego: public domain | Arpingstone