Nie zrobiła nic złego, niczego nie zaniedbała. Więcej zrobić nie mogła, a sygnałów o nieprawidłowościach przy reprywatyzacji nie dostawała. Takie wnioski płyną z odpowiedzi, których Hanna Gronkiewicz-Waltz udzieliła na antenie TVN24 na pytania członków komisji weryfikacyjnej. I zapowiedziała, że sama z urzędu nie odejdzie.
Hanna Gronkiewicz-Waltz jak mantrę powtarza, że komisja weryfikacyjna jest niekonstytucyjna. I zapowiada, że mimo nakładanych na nią kar, przed jej członkami się nie stawi. Dziennikarka magazynu "Czarno na białym" Brygida Grysiak poprosiła więc członków komisji o to, by przekazali jej pytania, które chcieliby zadać prezydent Warszawy. Wszystkich - poza przedstawicielem Platformy. Hanna Gronkiewicz-Waltz - nie wiedząc o tym - odpowiadała na pytania ułożone przez komisję.
Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości, Solidarna Polska:
Brygida Grysiak: Dlaczego chciała pani osobiście nadzorować Biuro Gospodarki Nieruchomościami przez ponad dwa lata? Gronkiewicz-Waltz: - Bo prezydent Jakubiak odszedł na szefa KNF-u. Nie chciała pani kogoś innego? - Jeszcze myślałam o sekretarzu Maćkowiaku, ale były napięcia między nim a dyrektorem już kilka lat wcześniej. Aresztowani urzędnicy byli podlegli bezpośrednio pani. Kto miał ich kontrolować, jak nie pani? - Miał kontrolować dyrektor Biura Gospodarki Nieruchomościami, bo to wynika z naszego regulaminu. Dyrektor Bajko. Nie robił tego? - Z tego wniosek, że nie robił w sposób dostateczny.
Bartłomiej Opaliński, PSL:
Co oznaczają zeznania pracowników ratusza, wedle których "z góry" był nacisk, aby wydawać 250 decyzji zwrotowych rocznie? - Jednego pracownika, którego oddałam do prokuratora. Kłamie? - Oczywiście. W tej kwestii czy w innych też? - Kłamie we wszystkim. Dostał teraz pracę od PIS-u. Czemu chciała pani na swoje biurko do przeczytania akta reprywatyzacyjne kamienicy przy Noakowskiego 16? - To nie jest moja reprywatyzacja. Lech Kaczyński zwrócił Naokawskiego (rodzina Hanny Gronkiewicz-Waltz odziedziczyła udziały w kamienicy przy Noakowskiego 16, która po wojnie została ukradziona jej prawowitym żydowskim właścicielom. Później ją sprzedała - red.). Nie domagałam się, żeby na moje biurko, tylko żeby wysłać do wojewody, na skutek publikacji, żeby to sprawdził. Sprawdził. I co się stało? - Wojewoda mi odesłał i powiedział, ze nie jest kompetentny w tym zakresie. I co dalej było? - Potem wysłałam jeszcze do SKO, żeby sprawdził, żeby wznowił postępowanie. - Nie. Nigdy? Ani w formie ustnej, ani w pisemnej? - Nie.
Adam Zieliński, Kukiz’15:
Czy zgodne z prawdą jest stwierdzenie byłych urzędników (Bajko, Mrygoń, Śledziewski), że istniała procedura akceptacyjna w ratuszu dla reprywatyzacji ponad Biurem Gospodarowania Nieruchomościami?
Czy taka procedura obejmowała również negocjacje o zamianach z takimi przedsiębiorcami jak Maciej M.? - Nie było procedury negocjacyjnej. Był dyrektor Bajko, zawsze.
Brygida Grysiak, dziennikarka TVN24:
Czy jest coś co pani dziś z perspektywy czasu uważa, że zaniedbała? - Nie. Nie ma takiej rzeczy. Że mogła pani zrobić więcej? - Nie. Absolutnie tak nie uważam. Co musiałoby się wydarzyć, żeby pani przyszła przed komisje? - W tej chwili to już chyba nic. Jeśli pani czuje, że ma racje, to mogłaby pani tej racji obronić?
- Mamy pełzający zamach stanu, żyjemy jak w komunie, bo ja tę komunę pamiętam. To co z tego, że bym poszła i bym coś powiedziała przed tym politycznym ciałem, na którym robi sobie Patryk Jaki kampanię prezydencką? Ja się nie muszę bronić. Ja wiem, co zrobiłam, a czego nie zrobiłam. To czego pani nie zrobiła? - Nie zrobiłam nic złego.
rozmawiała Brygida Grysiak, "Czarno na Białym" TVN24
kz/r