Co takiego zmieniło się od czasu wydarzeń z Czelabińska? - Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że Ziemia jest częścią Kosmosu, a Kosmos to nie jest miejsce stabilne. To nie jest miejsce pokojowe - mówi dr Tomasz Rożek, fizyk. Prócz tego zainicjowano szereg pomysłów na doskonalenie systemu ostrzegania przed niebezpieczeństwem płynącym z Kosmosu, bo jak na razie w walce z planetoidami jesteśmy zupełnie bezradni.
W sobotę minął rok od wybuchu meteoru nad Czelabińskiem. Czy przez tę sytuację cokolwiek się zmieniło? Czy dowiedzieliśmy się czegoś więcej o zagrożeniu płynącym z Kosmosu?
- Raczej potwierdziło się to, że właściwie nic nie wiemy - powiedział Karol Wójcicki z Planetarium "Niebo Kopernika". - Faktycznie tego dnia systemy ostrzegania i wykrywania obiektów, które potencjalnie mogą nam zagrażać, informowały o obiekcie, który może zbliżyć się na niewielką odległość do naszej planety. Ale to była planetoida 2012 DA14 która miała wieczorem przelecieć w pobliżu Ziemi. Okazało się, że w przypadku Czelabińska nie wiedzieliśmy absolutnie nic. Zostaliśmy całkowicie zaskoczeni. Jeśli się więc czegoś nauczyliśmy, to tego, że nadal nie jesteśmy w stanie przewidzieć wielu zjawisk - dodał.
Zadzwonił "budzik dla naukowców i polityków"
Wybuch meteoroidu miał jednak swoje dobre strony, bo zdarzenie "zadziałało jak budzik dla naukowców i dla polityków" wyjaśnia Wójcicki. Krótko po Czelabińsku zorganizowano wiele konferencji na temat unowocześniania systemów wczesnego ostrzegania przed zagrożeniem płynącym z Kosmosu.
- Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że Ziemia jest częścią Kosmosu, a Kosmos to nie jest miejsce stabilne. To nie jest miejsce pokojowe. My siedzimy na Ziemi, oglądamy piękne gwieździste niebo i nam się wydaje, że to jest takie stałe i piękne. To jest piękne, ale to piękno wynika z pewnego rodzaju chaosu (mówiąc chaosu nie miałem zamiaru powiedzieć czegoś, co przeczy prawom natury), który wynika z braku naszej wiedzy na temat tego, co się wokół nas dzieje - powiedział dr Tomasz Rożek, fizyk.
Nie dysponujemy wystarczającą technologią
Nasuwa się więc pytanie czy w hollywoodzkich produkcjach znajduje się choć odrobina prawdy, czy można wylądować na asteroidzie i ją zdetonować?
- Fizyka jest nieubłagana. Gdybyśmy nawet do niej dolecieli i taką dużą skałę wysadzili, to jej kurs i tak nie uległby zmianie. To by tylko spowodowało, że zamiast jednego kawałka, który uderzy w Ziemię, uderzyłyby setki takich kawałków. Nie wiem co lepsze. Teoretycznie moglibyśmy dolecieć do takiej skały (która porusza się z prędkością kilkudziesięciu, kilkuset tysięcy km/h), zacumować statki i silniki manewrowe i postarać się ją zepchnąć. Fizyka dopuszcza takie rozwiązanie, jednak jak na razie nie mamy wystarczającej technologii, żeby zepchnąć go ze swojej orbity - dodał dr Rożek.
Nie mamy szansy na przetrwanie
Zatem wynika z tego, że raczej nie mamy szansy na przetrwanie bliskiego spotkania z potężną skałą lecącą do Ziemi z Kosmosu. Wójcicki przyznaje, że nie widzi sensu w ewakuacjach czy schronach.
- Pamiętajmy, że obserwacje takich obiektów z tak dużych odległości w tak dynamicznie zmieniających się warunkach są niedokładne. Dobry przykład - satelity, które krążą na naszej orbicie i co jakiś czas wpadają do atmosfery - nigdy nie jesteśmy w stanie podać z przybliżeniem, w którym miejscu dokładnie upadną. Oczywiście w przypadku planetoid i meteoroidów wygląda to trochę inaczej, ale pamiętajmy, że skala zniszczeń do jakich może dojść podczas upadku takiej skały jest olbrzymia i zastanawiam się na ile jakakolwiek ewakuacja daje sens. Mówimy wtedy o próbie przetrwania, o budowie arki Noego, schronów, które zapewnią przetrwanie - powiedział.
Co zrobić? Rozłożyć koc i czekać na widowiskowy koniec świata
Jesteśmy w stanie znaleźć tylko bardzo duże szkody. Meteoryt Czelabiński był tak naprawdę małym obiektem.
- Nie mamy technologii do obserwacji niewielkich skał. Ale nawet jeśli udałoby nam się zobaczyć asteroidę, nawet jeżeli na 100 proc. wiedzielibyśmy, gdzie dokładnie uderzy, to jedyne co możemy zrobić to rozłożyć sobie koc i liczyć na to, że przynajmniej będą ładne widoki w tych ostatnich sekundach - zażartował dr Rożek.
Dlaczego? Powód jest prosty, nie jesteśmy w stanie przesunąć orbity Ziemi, ani orbity dużego obiektu kosmicznego. Pozostało nam jedynie wierzyć w to, że z czasem się to zmieni i będziemy wiedzieć więcej. - NASA już teraz planuje misję w pobliże planetoidy, która miałaby zostać przyciągnięta w pobliże Ziemi. Naukowcy chcieliby ją zbadać. Być może w przyszłości pomoże to, żeby odciągać, a nie przyciągać planetoidy - dodał Wójcicki.
Autor: kt/aw / Źródło: TVN24 Biznes i Świat