Kilka lat temu kometa ISON miała zderzyć się ze Słońcem. Tak się nie stało i naukowcy do dziś zastanawiają się, dlaczego. Najnowsze opracowanie ujawnia pewne informacje na ten temat.
W 2013 roku naukowcy czekali na niezwykły spektakl. Dokładnie 28 listopada kometa ISON miała uderzyć w koronę Słońca, jednak do spotkania nie doszło. Kometa rozpadła się na krótko przed nim. Do dziś naukowcy zastanawiają się, jak to się stało i co było powodem jej "zniknięcia".
Najnowsze opracowanie, za którym stoją Paul Bryans z amerykańskiego Narodowego Centrum Badań Atmosfery (NCAR) i Dean Pesnell z Centrum Lotów Kosmicznych imienia Roberta H. Goddarda, rzuca nowe światło na dotychczasowe badania.
- Uważamy, że najbardziej prawdopodobne jest to, że kometa ISON rozpadła się, zanim zbliżyła się do Słońca - powiedział Bryans.
Komety zachowują się jak sondy
Bryans i inni naukowcy badający Słońce interesują się kometami takimi jak ISON, bo są one pewnego rodzaju sondami. Przez to, w jaki sposób zachowują się w pobliżu Słońca, przekazują badaczom informacje o jego tajemniczej koronie, takie jak np. jej skład czy zachowania pola magnetycznego.
Komety występujące w pobliżu Słońca nie są aż tak częstym zjawiskiem, jednak zazwyczaj są one zbyt małe, by przetrwać spotkanie z naszą gwiazdą centralną. Większe komety, takie jak Lovejoy, która minęła Słońce w grudniu 2011 roku, po spotkaniu z koroną słoneczną znacznie się zmniejszyła. Zostawiła za sobą także ślad ekstremalnych emisji ultrafioletu.
ISON po raz pierwszy została zaobserwowana ponad rok przed tym, jak miała zbliżyć się do Słońca. Przez to, że kometa była bardzo jasna, uważano, że jest duża i że może przetrwać spotkanie z gwiazdą. Gdy w 2013 roku nie doszło do zderzenia komety ze Słońcem, w jednym z badań w 2014 roku naukowcy stwierdzili, że być może ISON nie wytworzyła promieniowania ultrafioletowego przez to, że minęła Słońce w większej odległości niż Lovejoy.
Nowe wnioski
W najnowszym opracowaniu, opublikowanym w czasopiśmie The Astrophysical Journal, Bryans i Pesnell podważyli te wnioski. Wykorzystując dane zebrane przez satelitę Solar Dynamics Observatory, naukowcy porównali ISON do Lovejoy, oceniając, jak różniły się warunki podczas przelotu obu komet. Badacze brali pod uwagę gęstość atmosfery słonecznej, pole magnetyczne Słońca i wielkość komet. Bryans i Pesnell sprawdzali także, w jaki sposób te różnice mogły mieć wpływ na emisję promieniowania ultrafioletowego komet.
- Badaliśmy każdy czynnik po kolei, biorąc Lovejoy za punkt odniesienia - powiedział Bryans. - Fakt, że ISON była dalej od Słońca niż Lovejoy mogło coś zmienić, jednak nie miałoby to tak dużego wpływu na to, że nie zobaczyliśmy ISON - dodał.
Badania wykazały jednak, że na rozpad komety mógł mieć wpływ jej rozmiar. Według naukowców promień ISON był co najmniej cztery razy mniejszy od promienia Lovejoy.
Jeśli Bryand i Pesnell mają rację, oznacza to, że poprzednio oszacowana wielkość komety była zbyt duża. Jasność jest związana z wielkością danego ciała niebieskiego, jednak są także inne czynniki, które mają na nią wpływ.
Substancje lotne, pył i gruz
Naukowcy uważają, że kometa ISON po raz pierwszy miała okrążyć Słońce, co oznaczałoby, że składała się z dużej ilości substancji lotnych, które jeszcze nie zostały spalone. Przez to kometa mogła wydawać się jaśniejsza od takiej o podobnym rozmiarze, która już kiedyś minęła Słońce.
- Podczas pierwszego przejścia komety obok Słońca, jej zewnętrzna część cała składa się z lodu, przez co łatwo się spala i bardzo jasno świeci - powiedział Bryans.
Jeżeli jednak kometa była jasna ze względu na swój rozmiar, naukowcy uważają, że rozpadła się na kawałki jeszcze zanim spotkała się z koroną słoneczną.
- Możliwe, że do momentu największego zbliżenia się do Słońca, była tylko kupką pyłu i gruzu - powiedział Bryans.
Zobacz jak kometa ISON zbliżała się do Słońca w 2013 roku.
Autor: zupi/rp / Źródło: science daily