Jeśli zgodziliśmy się, że wielkie imprezy są kupowane przez biznesmenów i oligarchów, to zaakceptujmy to, że ktoś tym sportem rządzi, a tak naprawdę rządzą pieniądze - powiedział na antenie TVN24 BiS dziennikarz Sportowy Wojciech Michałowicz. W ten sposób skomentował ostatnie spięcie na linii NBA-Chiny.
Relacje pomiędzy NBA a Chinami uległy w ostatnim czasie znacznemu pogorszeniu. Zaczęło się od tweeta dyrektora generalnego Houston Rockets Daryla Moreya, który wrzucił obrazek, na którym oprócz grafiki były słowa: "Walcz o wolność. Popieraj Hongkong". To oczywiście nawiązanie do trwających w Hongkongu od miesięcy protestów.
Następnie liga wydała oświadczenie najpierw przepraszające Chiny, a później popierające prawo do wypowiedzi zawodników i działaczy NBA. To spotkało się z gwałtowną reakcją Chińczyków, którzy zaczęli wycofywać produkty z logiem Rakiet oraz zrezygnowali z transmisji meczów z drużyną z Teksasu.
O możliwych miliardowych stratach dla NBA oraz zespołów najlepszej koszykarskiej ligi świata pisaliśmy już na początku tygodnia. Konsekwencje mogą mieć też bardzo negatywne skutki dla gigantów odzieżowych.
Komentarze
- Globalizm sportowy pozwolił nam zapomnieć o tym, że są różne kraje i różne ustroje. Są dyktatury, są kraje, gdzie jest władza absolutna, a są kraje, gdzie jest demokracja. My chcemy sport sprzedawać tak samo we wszystkich krajach, a to jest niemożliwe - stwierdził Michałowicz, dziennikarz sportowy Canal+.
Dodał też, że "Chińczycy są niezwykle przywiązani" do NBA i podkreślił, że to "klienci, którzy kupują towary i płacą wielkie pieniądze". - A z drugiej strony wielkie firmy chińskie są strategicznymi partnerami NBA, jak np. firma Tencent - wyjaśnił.
- Tutaj wchodzą w grę duże pieniądze. Ta przewaga jest po ich (Chin - red.) stronie. Jeśli dojdzie do rozstania, to NBA mocno to odczuje, zwłaszcza zawodnicy, którzy tutaj się nie wypowiadają, bo wiedzą, ile to może ich kosztować - wytłumaczył Cezary Trybański, pierwszy Polak grający w NBA.
Trybański zaznaczył też, że z jednej strony NBA "chce utrzymać dobre stosunki z Chinami", ale z drugiej "nie chce zburzyć swojego wizerunku, który przez lata budowała".
Wypowiedzi na temat sytuacji w Hongkongu są dla NBA niezwykle kłopotliwe. Opowiedzenie się po stronie rządu chińskiego byłoby z pewnością lepszym krokiem z punktu biznesowego, ale stałoby w sprzeczności z tym, jak wcześniej liga reagowała na inne tematy natury politycznej czy ideologicznej, jak dyskryminacja rasowa, prawa mniejszości seksualnych czy równouprawnienie kobiet.
Autor: kris / Źródło: tvn24bis.pl