W środę chilijski parlament opowiedział się za wprowadzeniem ustawy, która zezwala obywatelom na wycofanie do 10 procent środków zgromadzonych w prywatnych funduszy emerytalnych. Ekonomiści ostrzegają, że ustawa może być krótkotrwałym, lecz gwałtownym szokiem dla krajowej giełdy, a nowe prawo zmniejszy wysokość przyszłych emerytur.
Posłowie zgromadzeni na chilijskim Kongresie Narodowym po przegłosowaniu ustawy wiwatowali i śpiewali hymn narodowy. Za ustawą głosował 95 posłów, przeciw było 36, a 22 parlamentarzystów wstrzymało się od głosu. Ustawę poparło też 13 członków koalicji rządowej.
Ekonomiści ostrzegają, że ustawa może być krótkotrwałym, lecz gwałtownym szokiem dla krajowej giełdy. Nowe prawo może zmniejszyć też wysokość przyszłych emerytur, które już uznawane są za zbyt niskie.
Senatorowie mają głosować nad ustawą w najbliższych tygodniach.
"To nie jest właściwy sposób"
Minister finansów Ignacio Briones w trakcie głosowania wyszedł z Sali. Z kolei szef resortu spraw wewnętrznych Gonzalo Blumel wyraził nadzieję, że Senat "naprawi ten błąd".
- To nie jest właściwy sposób na rozwiązanie problemów stojących przed klasą średnią. One powinny być rozwiązane przez dobrą politykę publiczną – powiedział.
W nocy w Santiago znów wybuchły protesty przeciwko niskim emeryturom oraz niepełną opieką zdrowotną.
"Chcę moje 10 proc.!" – pisali aktywiści w mediach społecznościowych i zachęcali do wzięcia udziału w proteście. Plan jest popierany przez aż 83 proc. Chilijczyków.
Na wypłacenie 25 proc. środków zebranych w prywatnych funduszach emerytalnych pozwolono już w kwietniu w Peru.
Chile wciąż zmaga się z epidemią, a w Santiago i wielu innych dużych miastach wciąż obowiązują obostrzenia. W kraju odnotowano już 320 tysięcy przypadków koronawirusa i ponad siedem tysięcy zgonów.
Przewodnicząca chilijskiego Kolegium Lekarskiego Izkia Siches powiedziała, że "osiągnięcie pokoju społecznego" jest niezbędne, aby kraj mógł skuteczne walczyć z pandemią.
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock