Mówiliśmy, że tak będzie, ale nie czerpiemy radości z tego, że mieliśmy rację, widząc, że ludzie muszą żyć w tej rzeczywistości - powiedział Mark Carney, były szef Banku Anglii, który przestrzegał wcześniej, że brexit przyczyni się do problemów brytyjskiej gospodarki.
Mark Carney kierował Bankiem Anglii od 2013 do 2020 roku. Przed brexitowym referendum w 2016 roku ostrzegał, że wystąpienie z Unii Europejskiej jest "największym wewnętrznym ryzykiem" dla gospodarki Wielkiej Brytanii. W opublikowanej właśnie rozmowie z "The Daily Telegraph" powiedział, że "nie czerpie radości" z faktu, że miał rację z powodu tego, jak brexit wpłynął na miliony gospodarstw domowych.
Ekonomista stwierdził, że w wyniku brexitowego "szoku" stopy procentowe prawdopodobnie przez lata pozostaną podwyższone.
- Przestrzegaliśmy, jako bank centralny, że brexit wywoła negatywny szok podażowy, którego wynikiem będzie słabszy funt, wyższa inflacja, co zakończy się słabszym wzrostem gospodarczym - powiedział Carney. - Bank centralny będzie się musiał z tym zmierzyć i tak się właśnie dzieje - dodał, odnosząc się do konieczności podnoszenia stóp procentowych.
Walka z inflacją w Wielkiej Brytanii
Carney zauważa, że "pewna grupa ludzi" twierdziła, że brexit będzie "bezproblemowy, pozytywny i napędzający wzrost". - Istniała także inna grupa, która na podstawie analiz była sceptyczna wobec brexitu, i właśnie się okazuje, że miała rację - wskazał.
- Mówiliśmy, że tak będzie, ale nie czerpiemy radości z tego, że mieliśmy rację, widząc, że ludzie muszą żyć w tej rzeczywistości - podsumował ekonomista.
Kilka dni wcześniej Jeremy Hunt, kanclerz skarbu, ostrzegał, że dla Wielkiej Brytanii "nie ma alternatywy" niż podnoszenie stóp procentowych, by obniżyć inflację (ostatni jej odczyt, za kwiecień to 8,7 proc.). Hunt powiedział, że rząd będzie "nieugięty" we wspieraniu banku centralnego w jego wysiłkach na rzecz walki z szalejącą inflacją i próby sprowadzenia jej z powrotem do celu 2 proc.
Pomimo długo wyczekiwanego spadku inflacji do poziomu jednocyfrowego opublikowane pod koniec maja dane pokazywały dwa niepokojące zjawiska. Po pierwsze nadal bardzo szybko rosły ceny żywności. W kwietniu były one o 19,1 proc. wyższe niż rok wcześniej, co oznaczało tylko minimalny spadek w stosunku do marca, gdy roczna stopa inflacji żywności wynosiła 19,2 proc. ONS (brytyjski urząd statystyczny) wskazał wprawdzie, że koszty producentów i importerów żywności zaczęły spadać, ale nie przełożyło się to jeszcze na niższe ceny w sklepach.
Drugą rzeczą jest nieoczekiwany wzrost inflacji bazowej, czyli nieuwzględniającej cen paliw i żywności, do 6,8 proc., co jest najwyższym poziomem od 31 lat.
Pod koniec maja "The Sunday Telegraph" informował, że rząd Rishiego Sunaka przygotowuje plany umowy z sieciami supermarketów, zgodnie z którą te zamroziłyby ceny podstawowych towarów, jak pieczywo czy mleko. Pomysł jest wzorowany na rozwiązaniu już istniejącym we Francji i w przypadku Wielkiej Brytanii oznaczałby najpoważniejszą próbę regulowania cen w sklepach od czasu wprowadzonych przez Edwarda Heatha - również premiera z Partii Konserwatywnej - kontroli cen pod koniec 1972 r. Downing Street zastrzega jednak, że sklepy byłyby zachęcane do wprowadzenia takich limitów, a nie odgórnie zmuszane.
Źródło: TVN24 Biznes