Rezygnacja Zbigniewa Jagiełły z funkcji prezesa banku PKO BP budzi obawy o upolitycznienie instytucji - pisze "Rzeczpospolita". Wieść o rezygnacji prezesa-instytucji rynek wycenił dramatycznym spadkiem kursu akcji i wartości banku. - Podobnie spadły notowania premiera Morawieckiego, skoro udało się doprowadzić do odejścia jednego z najbliższych współpracowników - mówi polityk Prawa i Sprawiedliwości w rozmowie z tvn24.pl
Jak pisze "Puls Biznesu", już po przejęciu władzy przez PiS w 2015 roku wydawało się, że dni Zbigniewa Jagiełły jako prezesa PKO BP są policzone. Zmianom kadrowym zapobiegło jednak wejście do rządu Mateusza Morawieckiego, przyjaciela Jagiełły.
"Na ulicę Nowogrodzką, gdzie urzęduje Jarosław Kaczyński, regularnie trafiały wprawdzie rozmaite donosy na Zbigniewa Jagiełłę, ale jako pozbawione wartości merytorycznej lądowały w koszu. Jeden z dokumentów - jak się wtedy wydawało, najmniej szkodliwy dla szefa banku - zawierał analizy skutków przyjęcia Nordea Banku przez PKO BP.
Fuzja została przeprowadzona w 2014 roku i nie budziła większych kontrowersji. Była to pierwsza tego typu transakcja w wykonaniu PKO BP, postrzegana jako próba generalna przed kolejnym, poważnym przejęciem. Według przeciwników Zbigniewa Jagiełły operacja była kosztowna, daremna i doprowadziła tylko do powiększenia i tak już dużego portfela kredytów walutowych" - czytamy w dzienniku.
Sprawę wykorzystano pięć lat później
"Puls Biznesu" zaznacza, że pięć lat później ta sprawa stała się bardzo przydatna dla przeciwników prezesa.
Gazeta przypomina propozycję "sektorowego" rozwiązania problemu kredytów frankowych poprzez zawieranie ugód, którą zaproponował w grudniu zeszłego roku przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego. Na początku stycznia banki zwołały zespół roboczy, który miał pracować nad tym rozwiązaniem.
Jak czytamy w gazecie, bank PKO BP "spieszył się i dociskał innych członków zespołu, by też się spieszyli. Chciał zdążyć przed wyrokiem Sądu Najwyższego w sprawie franków, spodziewanym na 25 marca. Motywacją była nadzieja, że wyraz dobrej woli banków złagodzi wyrok".
"Nadzwyczajne walne (NZWA) zwołano ostatecznie na 23 kwietnia. W międzyczasie zmienił się termin posiedzenia SN - najpierw na 13 kwietnia, a potem na 11 maja" - przypomina dziennik.
Zgromadzenie zaakceptowało utworzenie funduszu na pokrycie kosztów ugód. - Ugody będą kosztować bank, co w dalszej perspektywie oznacza brak dywidendy dla Skarbu Państwa. A z budżetem nie jest dobrze – mówi jeden z rozmówców tvn24.pl.
Jak pisze "PB", podczas głosowania pojawił się wniosek o ogłoszenie przerwy w posiedzeniu do 25 maja. "Głosowanie uchwały miało pozwolić na określenie się, czy większość akcjonariuszy jest za rozpoczęciem procesu ugodowego, czy odroczeniem" - czytamy. Wniosek ten został poparty przez przedstawiciela Ministerstwa Aktywów Państwowych, który reprezentował Skarb Państwa.
Ostatecznie walne zgromadzenie dało zielone światło na realizację planu prezesa, co miało doprowadzić do natychmiastowej reakcji ministra Sasina u wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego.
Ostatecznie wniosek o przerwę nie przeszedł. "Następnie odbyło się głosowanie uchwały w sprawie rozpoczęcia procesu ugód, która przeszła większością głosów, między innymi MAP. Resort znalazł się w sytuacji bez wyjścia: musiał zagłosować za ugodami, bo bardzo trudno byłoby mu wytłumaczyć głosowanie przeciw" - pisze dziennik.
"Pozycja szefa PKO BP wiosną 2021 roku była diametralnie inna niż jesienią 2015 roku. Zawsze była ona funkcją siły Mateusza Morawieckiego, a obecnie premier jest słaby. Według naszych informacji decyzja o dymisji została podjęta na Nowogrodzkiej przez biuro polityczne PiS. Zbigniewowi Jagielle zakomunikował ją premier. Jedynym, co zdołał uzyskać menadżer po 12 latach pracy w banku, była obietnica, że wszystko odbędzie się w sposób cywilizowany, a nie podczas nocnej rady nadzorczej" - pisze dziennik.
Gabinet prezesa PiS
Według zgodnych relacji naszych rozmówców decyzja o odwołaniu zapadła w gabinecie prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. Osobistemu przyjacielowi i współpracownikowi przekazał ją premier Mateusz Morawiecki.
- Jagiełło od dawna znajdował się na celowniku dużej części PiS-u. Nad jego dymisją pracował nasz ekonomiczny tercet: minister Jacek Sasin, prezes NBP Adam Glapiński i senator Grzegorz Bierecki. W koalicji była także Beata Szydło i Zbigniew Ziobro, choć z innych powodów – mówi proszący o anonimowość polityk PiS w rozmowie z dziennikarzem tvn24.pl Robertem Zielińskim.
Obóz władzy "zaskoczony"
"Zbigniew Jagiełło nie przedstawił powodów swojej rezygnacji (do końca trzyletniej kadencji zostały mu dwa lata). Jest ona tym bardziej zastanawiająca, że PKO BP jako największy bank w Polsce mógłby odegrać istotną rolę w finansowaniu odbudowującej się po pandemii gospodarki" - pisze natomiast "Rzeczpospolita".
– W moim odczuciu nastąpił splot różnych wydarzeń, który skłonił prezesa do złożenia rezygnacji. Kieruje bankiem od lat, przeprowadził transformację cyfrową i zostawia go w dobrej kondycji. Być może spodziewał się, że dostanie ofertę nie do odrzucenia, i to mogło skłonić go do rezygnacji – twierdzi jeden z rozmówców "Rzeczpospolitej", chcący zachować anonimowość.
Cel: premier?
Od jednego ze współpracowników ministra Jacka Sasina usłyszeliśmy: - Nie dziwię się, że prezesowi po tylu latach już się nie chciało.
W samym Sejmie można było usłyszeć mniej "parlamentarne" komentarze. Według tych opinii, część polityków PiS zabiegając o dymisję prezesa PKO BP kieruje się w rzeczywistości chęcią zaszkodzenia premierowi Mateuszowi Morawieckiemu. Dlatego, że Morawiecki nie wyrósł z partii, był współpracownikiem Donalda Tuska w radzie gospodarczej, a także wszedł do polityki ze świata "elit bankowych".
- Prezes Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys, minister finansów Tadeusz Kiciński i właśnie Zbigniew Jagiełło to najbliżsi współpracownicy premiera. Jego zaplecze w każdym sensie tego słowa. Rezygnacja Jagiełło to jak strata królowej podczas partii szachów – usłyszeliśmy od posła z komisji Gospodarki i Rozwoju.
Prokuratura w tle
Według kilku zgodnych źródeł, z którymi rozmawiał tvn24.pl, sprawa rezygnacji Jagiełły była już bliska dokonania się na początku tego roku. Wtedy miał jej żądać minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro, dlatego że prawnicy banku PKO BP odmówili wglądu w konta bankowe Romana Giertycha. Uznali - co potwierdziły sądy - że śledczym prokuratora Ziobry nie udało się postawić skutecznie zarzutów mecenasowi. Dodatkowo prokuratura chciała poznać wszystkie decyzje finansowe Giertycha w ostatnich dwóch latach, choć zarzuty, które formułowano wobec niego dotyczyły znacznie wcześniejszego okresu.
- Było gorąco w gabinecie prezesa Kaczyńskiego. Ale wtedy jeszcze udało się premierowi wytłumaczyć, że prawnicy banku działali po prostu zgodnie z prawem – mówi nasz rozmówca. Kompromisowym rozwiązaniem wtedy miało być skierowanie funkcjonariusza Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego do pracy w PKO BP.
Jeden ze znajomych prezesa Jagiełło przekazał nam, że on sam spodziewa się – nawet po rezygnacji – dalszych problemów z prokuraturą. - Chodzi o sprawę upadku GetBack. W 2016 roku obligacje tej firmy o wartości 23 milionów trafiły do klientów Domu Maklerskiego PKO BP. Za zbliżone działania, choć o znacznie większej wartości, zarzuty ma postawione cały zarząd Idea Banku, a jego prezes spędził nawet dwa miesiące w areszcie – mówi nasz rozmówca, prosząc o zachowanie anonimowości.
Źródło: tvn24.pl, Puls Biznesu, Rzeczpospolita