Lider partii Teraz! Ryszard Petru zbierał we wtorek w Toruniu podpisy pod obywatelskim projektem ustawy w sprawie przywrócenia handlu w niedziele. Aby projekt mógł zostać wniesiony do Sejmu, obywatelski Komitet Inicjatywy Ustawodawczej "Uwolnijmy handel" powinien zebrać co najmniej 100 tys. podpisów.
Na razie podpisy zbierane są głównie w dużych miastach - akcję podobną do tej w Toruniu przeprowadzono wcześniej w Warszawie, Krakowie, Poznaniu i Katowicach. W każdym z tych miast w ciągu kilku godzin zebrano - według organizatorów - ponad tysiąc podpisów.
Kto zyskał na zakazie handlu?
- Z danych Biura Analiz Sejmowych wynika, że polskie małe sklepy straciły w wyniku zakazu handlu w niedziele przychody na poziomie 20-30 procent. Rozmawiamy z ludźmi i spotykamy wielu, którzy pracują w placówkach handlowych. Okazuje się, że muszą pojawiać się w pracy 15 minut po północy w nocy z niedzieli na poniedziałek, aby przygotować sklep do pracy w poniedziałek. Coś, co miało chronić pracowników i dawać im wolną niedzielę, w efekcie powoduje, że muszą oni pracować przez całą noc - mówił w Toruniu Petru.
Dodał też: - Kto na tym zakazie zyskał? Wielkie sieci, w których sprzedaż wzrosła o 8 procent. Zyskały też stacje benzynowe, w których sprzedaż wzrosła o 13 procent. Ktoś być może miał szczytne idee, żeby pracownicy mieli wolną niedzielę, ale efekt jest taki, że zamiast wolnej niedzieli mogą stracić pracę.
Jego zdaniem zakaz handu, przede wszystkim "uderza w małe polskie przedsiębiorstwa" oraz "w osoby, które na handlowaniu w niedziele zarabiały dodatkowo".
Z danych, które przedstawił Petru, wynika, że od wprowadzenia w Polsce zakazu handlu w niedzielę "padło" w Polsce 16 tysięcy małych sklepów, z czego ok. połowy wprost przez te przepisy. Ocenił, że Polacy są poirytowani zakazem handlu.
Analizowanie skutków
Do sprawy w rozmowie z reporterem TVN24 odnieśli się także inni politycy opozycji. - Jedynym beneficjentem zakazu handlu w niedziele są stacje benzynowe - podkreśliła Katarzyna Lubnauer z partii .Nowoczesna. Dodała również, że zamiast małych sklepików, zarabiają na tym paliwowi giganci.
Robert Kropiwnicki z PO stwierdził, że "ludzie są przeciwni" zakazowi i "chcą mieć sklepy czynne w niedzielę". - PiS zrozumiał, że popełnił błąd i stara się teraz z tego wybrnąć - powiedział.
Rząd faktycznie coraz głośniej mówi o możliwości zmian w przepisach.
- Sprawdzamy, jak zamknięcie sklepów w niedziele wpływa na zachowania konsumenckie. Analizujemy średnie paragony piątkowe, poniedziałkowe - zaznaczyła minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz.
Premier Mateusz Morawiecki powiedział na początku marca w "Faktach po Faktach" w TVN24, że w sprawie ograniczenia handlu w niedziele jest zaplanowana debata na kierownictwie politycznym, na Radzie Ministrów, by omówić skutki społeczne i gospodarcze.
Wyjaśnił, że celem wprowadzenia zakazu było, aby małe sklepy rosły w siłę; tymczasem pierwsze analizy pokazują, że niekoniecznie tak się stało. - Za parę tygodni będziemy mieli dokładniejsze analizy w tym względzie - mówił.
Zakaz handlu
Ustawa o ograniczeniu handlu w niedziele i święta weszła w życie 1 marca 2018 roku. Zgodnie z nią handel jest dozwolony w jedną niedzielę w miesiącu - ostatnią, a także w dwie kolejne niedziele poprzedzające Boże Narodzenie i w niedzielę przed Wielkanocą. Od 2020 r. zakaz handlu nie będzie obowiązywał jedynie w ostatnią niedzielę stycznia, kwietnia, czerwca i sierpnia, a także w dwie kolejne niedziele poprzedzające Boże Narodzenie i w niedzielę przed Wielkanocą.
Ustawa przewiduje katalog 32 wyłączeń. Zakaz nie obowiązuje, m.in. w cukierniach, lodziarniach, na stacjach paliw płynnych, w kwiaciarniach, sklepach z prasą, kawiarniach.
Za złamanie zakazu handlu w niedziele grozi kara od 1 tys. zł do 100 tys. zł, a przy uporczywym łamaniu ustawy - kara ograniczenia wolności.
Autor: kris / Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24