Trzeba się przygotować, że zima może być ciężka - powiedział na antenie TVN24 Mariusz Marszałkowski z Biznes Alert. Zdaniem eksperta czeka nas trudny okres "nie tylko ze względu na to, że będą wysokie ceny, ale w wielu miejscach może tego węgla zabraknąć, szczególnie najuboższym". Zwrócił też uwagę, że nie ma odpowiedniej liczby węglarek, które mogłyby przewozić surowiec.
Z projektu zamieszczonego w wykazie prac legislacyjnych rządu wynika, że rząd chce wprowadzić jednorazowy dodatek węglowy w wysokości 3 tysięcy złotych. Dodatek będzie przysługiwał gospodarstwom, gdzie głównym źródłem ogrzewania jest piec na węgiel.
- W zasadzie to jest druga próba rozwiązania problemów wysokich cen węgla. Pierwsza polegała na ustaleniu ceny maksymalnej za tonę cenę węgla - przypomniał ekspert.
Maksymalna cena za jedną tonę węgla została ustalona w na poziomie nie większym niż 996,60 zł. To cena maksymalna, co oznacza, że oferowany konsumentom węgiel może być tańszy. Przepisy zakładają, że członkowie gospodarstwa domowego będą mogli kupić maksymalnie 3 tony węgla w tej cenie.
Węgiel. Ekspert o rozwiązaniach rządzących
Marszałkowski zwrócił uwagę, że to rozwiązanie "nie działa". - Ustawa nie weszła jeszcze w życie formalnie, ale w zasadzie już odeszła do lamusa - mówił.
Jak wyjaśnił, problem z ustawą polega na tym, że "ustalono cenę maksymalną razem z dopłatą maksymalną do tony węgla". - Ta dopłata wynosiła 1073 złotych dla importera. Jeżeli importer teraz sprowadza węgiel z Rotterdamu, bo to jest główna giełda, i sprowadza ten węgiel za ponad dwa tysiące złotych, nie mówiąc o kosztach transportu, przechowywania tego węgla w portach, składach, to nagle okazuje się, że nikomu się to nie opłaca, bo oznacza to dopłacanie do biznesu - tłumaczył.
Zwrócił uwagę, że "w ustawie był absurdalny zapis, że ten zwrot tych pieniędzy, tę dopłatę, importer otrzymałby w następnym roku". - Czyli teraz musiałby zamrozić kilka tysięcy, setek tysięcy czy milionów, w zależności od skali i nie miałby pieniędzy na zakup (węgla - red.). To oznaczałoby problem płynności finansowej - ocenił.
Ekspert odniósł się też do nowej propozycji rządowej, która zakłada wprowadzenie dopłat do zakupu węgla w wysokości trzech tysięcy złotych. - Taki standardowy Kowalski, opalający dom, przy dzisiejszych cenach będzie w stanie kupić sobie około jednej tony tego węgla. Może nieco trochę więcej - powiedział.
Pytany o to, na ile to wystarczy, odpowiedział, że: "statystyczne gospodarstwo domowe zużywa około 4-5 ton węgla na sezon grzewczy". - To jest 25 proc., 20 proc., w zależności od skali termoizolacji danego domostwa. Nie jest to dużo. Patrząc po rynku i cenach, które funkcjonują, może być jeszcze gorzej, bo ceny rosną, zapotrzebowanie na węgiel będzie rosło. Słyszeliśmy o tym, żeby nie kupować węgla w maju, czerwcu, tylko właśnie w okresie sierpniowo-wrześniowym. Wtedy teoretycznie ceny w latach ubiegłych były najtańsze i teraz obawiam się, że może dojść do problemów z dostępnością tego węgla - mówił.
Problem, "o którym nikt nie mówił głośno"
Zwrócił uwagę na problem, który "funkcjonuje od zeszłego roku, tylko nikt o nim nie mówił głośno". - To jest problem kolei, nie ma nawet w odpowiedniej liczbie węglarek, które mogłyby przewieźć węgiel. Ten problem sygnalizowały spółki ciepłownicze w zeszłym roku - mówił. Jak podkreślił, "PKP Cargo parę lat temu sprzedało pokaźną liczbę swoich węglarek, gdyż węgiel miał odejść do lamusa, już nie mieliśmy palić węglem".
- Trzeba uczciwie powiedzieć obywatelom, że trzeba się przygotować, że zima może być ciężka - powiedział. Zdaniem eksperta czeka nas trudny okres "nie tylko ze względu na to, że będą wysokie ceny, ale w wielu miejscach może tego węgla zabraknąć, szczególnie najuboższym".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock