Pracownicy sieci sklepów Lidl dostaną podwyżkę. Niektórzy z nich będą zarabiać nawet ponad 4 tysiące złotych brutto miesięcznie. Podwyżki wprowadziły lub zamierzają wprowadzić również inne sieci handlowe działające nad Wisłą.
Rywalizacja o pracowników między największymi sieciami handlowymi nabiera tempa. Po tym, jak od stycznia tego roku wzrosły wynagrodzenia w Biedronce, pensje w swoich sklepach zdecydował się podnieść Lidl, który zatrudnia obecnie ponad 15 tys. pracowników, a na terenie kraju posiada ponad 600 sklepów.
Od przyszłego miesiąca stawki płac pracowników Lidla wzrosną o 9,3 proc w stosunku do poziomu wynagrodzeń z roku ubiegłego. "Z początkiem marca pracownicy sklepów będą zarabiać od 2800 zł brutto do 3550 zł brutto na początku zatrudnienia. Już po roku pracy pracodawca gwarantuje wzrost płacy do poziomu – 2 950 zł brutto do 3750 zł brutto, a po dwóch latach stażu pracy od 3 150 zł brutto do 4050 zł brutto. Poziom wynagrodzenia różni się w zależności od lokalizacji sklepu oraz związanych z nią kosztów życia" - czytamy w komunikacie sieci. Wzrosną też wynagrodzenia menedżerów sklepów. Dla osób rozpoczynających karierę na tym stanowisko stawka wynosi 4400-5000 zł brutto. Po roku pracy - analogicznie jak w przypadku pracownika sklepu - wzrost wynagrodzenia jest gwarantowany i kształtuje się na poziomie 5000-5500 zł brutto. Natomiast po dwóch latach jest to już 6300–6800 zł brutto.
Pracownicy sieci sklepów Lidl mogą też liczyć na bezpłatną prywatną opiekę medyczną, bony czy wyprawki dla pierwszoklasistów.
Inne sieci
- Jak widać, wprowadzona już od 1 stycznia 2018 roku podwyżka płac dla pracowników Biedronki, ma wymierny wpływ na rynek pracy w całym sektorze handlowym - tak podwyżki w Lidlu komentuje Arkadiusz Mierzwa, kierownik ds. komunikacji korporacyjnej w Jeronimo Martins Polska.
- Była to już czwarta podwyżka pensji w Biedronce w ciągu dwóch lat. W sumie podwyżkami tymi objęto ponad 60 tys. osób zatrudnionych w JMP - zauważa Mierzwa.
Więcej płacą tez inni. Pod koniec czerwca ubiegłego roku sieć Tesco poinformowała swoich pracowników o zmianach w planie wynagradzania na rok finansowy 2017/18.
"Miesięczna płaca pracowników na stanowiskach niekierowniczych w sklepach i centrach dystrybucji wzrosła o 50 zł, ponadto wprowadziliśmy nowy system miesięcznej premii sprzedażowej w wysokości do 150 zł" - poinformowało biuro prasowe Tesco w komunikacie przesłanym tvn24bis.pl.
Po podwyżkach najniższe miesięczne wynagrodzenie dla osób z co najmniej sześciomiesięcznym stażem wynosi 2345 zł, bez uwzględnienia premii.
Jak zaznaczyła sieć, pracownicy mogą spodziewać się kolejnych podwyżek od marca 2018 roku. "Wynagrodzenia wzrosną o kolejne 100 zł, zaś o dalszych szczegółach planu wynagradzania na rok finansowy 2018/19 będziemy informować w kolejnych miesiącach" - zadeklarowano.
W marcu ubiegłego roku pensje podniósł też Kaufland, który na początek zaproponował swoim pracownikom 2600 zł brutto miesięcznie. Po dwóch latach pracownik może liczyć na wzrost pensji o kolejne 300 zł.
Brak rąk do pracy
Ta szczodrość sieci wynika m.in. z sytuacji na rynku pracy. Z niedawnego badania "Barometr zawodów 2018", wykonanego na zlecenie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, wynika, że w tym roku wiele firm będzie miało spory problem z rekrutacją i będą musiały rywalizować o pracowników.
- Rośnie presja płacowa w gospodarce. Firmy są skłonne do podwyższania wynagrodzeń, bo mają coraz większe problemy ze znalezieniem wykwalifikowanych pracowników i boją się, że stracą dobrych fachowców, których jeszcze zatrudniają. Taka sytuacja może się utrzymać do końca roku - tłumaczył przy okazji publikacji raportu Jakub Gontarek z Konfederacji Lewiatan.
- Mamy najwyższy popyt na pracowników od czasów transformacji wolnorynkowej - wtórował mu na antenie TVN24 BiS Andrzej Kubisiak z Work Service. Dodał, że w Polsce jest obecnie trudno o pracowników, bo bezrobocie jest niskie, a wielu pracowników wciąż emigruje. - Emigracja drenuje nasz rynek pracy. Za granicą jest 2,5 miliona Polaków. Niekorzystna jest też demografia, która bardzo mocno uderza w nasz rynek. Mamy coraz mniej młodych pracowników - tłumaczył.
Kubisiak podkreślał, że firmy chcące zatrudniać nowych pracowników muszą oferować wyższe pensje, a jeśli nie są w stanie zaproponować wyższych płac, proponują załodze dodatkowe nadgodziny. - Rozwiązaniem są też pracownicy z Ukrainy. W ubiegłym roku na nasz rynek pracy napłynęło ponad milion pracowników z tego kraju a pomimo to mamy ponad 131 tysięcy wakatów w całej gospodarce. Gdyby w Polsce nie zabrakło Ukraińców, to wakatów byłoby pół miliona - dodał.
Autor: msz//bgr / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock