Rządzący idą do wyborów w myśl zasady: po nas choćby potop - powiedziała w "Faktach po Faktach" w TVN24 ekonomistka Alicja Defratyka. W jej ocenie finansowanie wydatków w oparciu o fundusze celowe sprawia, że tak naprawdę "nie wiemy, jak wygląda sytuacja budżetowa".
Alicja Defratyka stwierdziła, odnosząc się do decyzji podejmowanych przez rządzących, że "nie leci z nami pilot". W jej ocenie rządzący, wprowadzając kolejne rozwiązania, "nie opierają się na żadnych danych". - To są wszystko decyzje, które są podejmowane ad hoc, z dnia na dzień, reagują na bieżące problemy - mówiła ekonomistka.
Nowy podatek zapowiedziany przez Jacka Sasina
Defratyka zwracała przy tym uwagę na zapowiadany "podatek Sasina". - Dowiadujemy się o jakichś nowych podatkach z Twittera, o rzeczy niekonsultowanej, która nagle wywołuje tąpnięcie na giełdzie, gdzie masa osób traci pieniądze - wskazała autorka projektu ciekaweliczby.pl.
- Chcieli mieć 50-procentowy podatek od nadmiarowych zysków z ostatnich lat i ujęli w tym nie tylko firmy energetyczne, które zarabiają faktycznie na drożejącym paliwie i na tej sytuacji, która teraz jest, ale wrzucili w to też firmy duże, które zatrudniają powyżej 250 osób, więc tak naprawdę to jest kolejny cios w polskich przedsiębiorców, którzy tę gospodarkę utrzymują - dodała.
W jej ocenie można mówić o pewnej sprzeczności w działaniach rządu. - Z jednej strony, rząd robi wszystko, żeby gospodarstwa domowe nie odczuły tych wyższych cen, tych kłopotów z dostępnością, podatek ma to sfinansować, ale z drugiej strony, jeżeli oni uderzą w firmy, to przecież te firmy mogą zbankrutować, mogą doprowadzić do tego, że będą musiały zwalniać pracowników i siłą rzeczy odczujemy to wszyscy - tłumaczyła Alicja Defratyka.
"My tak naprawdę nie wiemy, jak wygląda sytuacja budżetowa"
Ekonomistka zwracała uwagę, że coraz więcej pieniędzy jest wydawanych poza budżetem. - W przyszłym roku ponad 440 miliardów naszego całego zadłużenia jest poza kontrolą parlamentu, poza kontrolą Polaków - powiedziała Defratyka. Oznacza to 9-krotny wzrost zadłużenia pozabudżetowego od 2015 roku.
- To jest tak, że my tak naprawdę nie wiemy, jak wygląda sytuacja budżetowa. Po kolei te wszystkie dodatki (do źródeł ciepła, zamrożenie cen prądu - red.), które są wprowadzane z dnia na dzień, (...) tu 10 (miliardów złotych - red.), tu 20, tu 30. My tak naprawdę już nie wiemy, jak ten budżet wygląda, bo te pieniądze są upychane w różnego rodzaju funduszach poza budżetem - zauważyła.
Zgodnie z przyjętą w czwartek przez Sejm ustawą spółki energetyczne mają otrzymać rekompensaty za zamrożenie cen prądu do określonego poziomu zużycia. Źródłem finansowania ma być Fundusz Przeciwdziałania COVID-19. Z niego będzie też finansowany nowy dodatek elektryczny, podobnie jak wcześniej dopłaty do innych źródeł ciepła.
Jak powiedziała Defratyka, "to jest trochę na tej zasadzie, że oni idą do wyborów w myśl zasady: po nas choćby potop". - Będą teraz wydawali na potęgę te pieniądze, żeby ich elektorat tego nie odczuł, bo oni głównie mówią do swojego elektoratu. Ale odczuje, bo właśnie uderzają we wszystkie pozostałe branże, które tak naprawdę spowodują, że tak naprawdę zapłacimy więcej - oceniła ekonomistka.
Źródło: TVN24 Biznes