Opłata reprograficzna nie jest podatkiem. Nie wpływa do budżetu państwa ani samorządów terytorialnych. Przekazywana jest twórcom - przekonuje Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Zdaniem przedstawicieli Konfederacji rząd chce wprowadzić opłatę między innymi od sprzedawanych smartfonów, aby wpływy "uznaniowo rozdzielać wśród uprzywilejowanych artystów i celebrytów". W odpowiedzi szef MKDNiS Piotr Gliński wskazał, że Krzysztof Bosak "lobbuje za zagranicznymi koncernami".
Dyskusja na temat wprowadzenia opłaty reprograficznej – nowego parapodatku, nad którym pracuje Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, trwa od wielu miesięcy. W myśl projektu opłata w wysokości 6 proc. ceny smartfonów, telewizorów, komputerów oraz tabletów, mająca w założeniu wesprzeć artystów na emeryturze, byłaby przekazywana organizacjom zrzeszającym artystów, takim jak ZAIKS.
Na stronach rządowych poinformowano 1 grudnia ub. roku, że projekt ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego zostanie wpisany do rządowego wykazu prac legislacyjnych. Przypomniano, że "ustawa m.in. tworzy fundusz ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych dla artystów oraz określa źródła finansowania tego funduszu". W tym kontekście mowa była o opłacie reprograficznej.
"Kolejne uderzenie w kieszenie Polaków"
Podczas środowej konferencji prasowej przed siedzibą MKDNiS posłowie Krzysztof Bosak i Michał Urbaniak przyznali, że nie wiedzą, na jakim etapie są prace nad projektem, więc chcą to wyjaśnić w resorcie podczas poselskiej interwencji.
Prawnik Konfederacji Witold Stoch zwrócił uwagę, że z zapowiedzi przedstawicieli resortu kultury - w tym wicepremiera i szefa MKDNiS Piotra Glińskiego - wynika, że planowane jest wprowadzenie dodatkowej, kilkuprocentowej opłaty reprograficznej, która byłaby doliczana do ceny urządzeń i nośników służących do kopiowania, czyli m.in. notebooków, tabletów, smartfonów i Smart TV.
Według Stocha, byłoby to "kolejne uderzenie w kieszenie Polaków i to podczas kolejnego lockdownu".
- Rząd powinien teraz raczej wspierać obywateli, obniżać podatki, a to byłby już 48. podatek wprowadzony przez PiS - ocenił Stoch. - Tutaj pracuje kolejny maniak podatkowy z ekipy rządu PiS-u, (…) nie macie wstydu tak atakować Polaków podatkami w czasie kryzysu? - pytał. Bosak przekonywał, że pomysł MKDNiS jest "zły i niebezpieczny", gdyż - jak uzasadnił – "tworzy kolejny fundusz, którym będzie zarządzał tym razem minister kultury". Ocenił, że fundusz ten "będzie służył wspieraniu tych, którzy przynależą do pewnego establishmentu, który jest w stanie wynegocjować sobie kolejne przywileje polityczne". - Z drugiej strony powstanie możliwość uznaniowego rozdzielania pieniędzy, uznaniowego definiowania, kto jest artystą, kto jest twórcą - dodał.
Wiceprezes Ruchu Narodowego jest zdania, że minister Gliński chce wprowadzić dodatkowy podatek "na rzecz grupy już uprzywilejowanych artystów i celebrytów", a nie wszystkich ludzi kultury. - Bo zwykli, niezależni twórcy, którzy nie są umocowani w tym establishmencie, ani złotówki z tego nie zobaczą. Natomiast ci, którzy zaczynali swoją karierę w PRL i byli "królami scen" przez dziesięciolecia, zobaczą duże pieniądze, bo byli promowani w dużych mediach - powiedział.
Szef resortu kultury odniósł się w czwartek do słów Bosaka na Twitterze. "Skandal! Znany celebryta, p. poseł Bosak lobbuje za zagranicznymi koncernami! A przeciw polskim kompozytorom, pisarzom, a nawet tancerzom (mimo że sam znany jest głównie z +Tańca z gwiazdami+ w TVN). Co za niewdzięczność!" - napisał Gliński.
"Opłata nie jest podatkiem"
W przesłanym PAP komentarzu Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu wyjaśniło, że opłata reprograficzna, "zwana inaczej rekompensatą uczciwej kultury, to niewielka kwota (od 1 do 4 proc. ceny urządzenia) wypłacana z marży producentów sprzętu elektronicznego – służącego do darmowego dozwolonego użytku utworów chronionych – twórcom tych utworów”. Przypomniało, że opłata nie jest nową konstrukcją, funkcjonuje w Polsce od lat 90. XX w., podobnie jak w zdecydowanej większości krajów europejskich.
"Opłata reprograficzna nie jest podatkiem. Nie wpływa do budżetu państwa ani samorządów terytorialnych. Przekazywana jest twórcom, gdyż darmowe odtwarzanie ich utworów zwiększa atrakcyjność i popyt na urządzenia elektroniczne takie jak smartfony, tablety czy laptopy, a jednocześnie zmniejsza wpływy twórców ze sprzedaży swoich utworów. Opłata znacznie poszerza też darmowy dostęp do dóbr kultury. To dzięki niej możliwe jest w pełni legalne darmowe odtwarzanie dla celów prywatnych, rodzinnych czy towarzyskich muzyki, filmów, książek czy obrazów chronionych prawem autorskim" - zaznaczono w komentarzu.
Zwrócono uwagę, że opłata reprograficzna nie musi wpływać na ceny urządzeń, czego dowodem są niższe ceny tych samych popularnych smartfonów czy komputerów w Niemczech niż w Polsce. "W Niemczech pobiera się największe kwoty z opłaty (z samych urządzeń audio-wideo ponad 330 mln EUR rocznie), a w Polsce – jedną z najmniejszych kwot na świecie (ca. 1,7 mln EUR rocznie). Różnica wynika z faktu, że w Niemczech, Francji, Włoszech, ale też na Węgrzech, w Czechach czy Rosji opłatą objęte są najnowsze urządzenia, w tym smartfony, tablety czy telewizory SMART. W Polsce opłatą reprograficzną objęte są urządzenia już nie produkowane – magnetofony i magnetowidy" – zauważył resort.
"Stwierdzenia posła Bosaka w sprawie opłaty reprograficznej są zatem nieprawdziwe: nie jest to podatek, nie wpływa do budżetu, uszczupla marże producentów sprzętu – w szczególności wielkich koncernów azjatyckich i amerykańskich i nie może odbić się znacząco na wysokości cen, gdyż te w Polsce są już wyższe niż np. w Niemczech. Nie jest nową konstrukcją prawną, gdyż od lat 90. obowiązuje w większości krajów europejskich. Nie jest obciążeniem dla podatników, lecz wręcz przeciwnie, powoduje, że cyfrowe utwory artystyczne, naukowe i prasowe mogą być dostępne w sieci za darmo, a prawa twórców nie są zaspokajane z podatków, tylko pokrywane przez koncerny big-tech" – podkreślono w komentarzu.
Fundusz Wsparcia Artystów Zawodowych
Jak zaakcentowano, stwierdzenia posła Bosaka dotyczące projektu ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego, w tym nowego funduszu wsparcia "są w całości nieprawdziwe". "Projekt ustawy przewiduje stworzenie Funduszu Wsparcia Artystów Zawodowych, na który trafi od 30 proc. do 49 proc. środków pobranych z opłaty reprograficznej (w zależności od typów urządzeń). Pozostałe środki zostaną przeznaczone stowarzyszeniom reprezentującym twórców, w szczególności naukowców, dziennikarzy i artystów"- wskazano.
"Dysponentem Funduszu Wsparcia Artystów Zawodowych będzie dyrektor Polskiej Izby Artystów (PIA), a nie Minister Kultury. PIA będzie miała nowoczesny charakter instytucji typu quango (ang: quasi-governmental), czyli państwowej osoby prawnej oddanej w zarząd społeczny. Dyrektora PIA wybierać będzie Rada Polskiej Izby Artystów, w której 2/3 mandatów obejmą delegaci środowisk artystycznych: stowarzyszeń i związków twórczych. Środki Funduszu będą przeznaczone na dopłaty do składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne dla najmniej zarabiających artystów, którzy pracują w charakterze freelancerów i nie mają innych tytułów do ubezpieczeń (z umowy o pracę czy działalności gospodarczej). Ani lista beneficjentów ani wysokość świadczeń nie będą miały charakteru uznaniowego, w szczególności nie będą w gestii rządu, będą wynikały z osiąganych przychodów, zgodnie z progami regulowanymi przez samą ustawę i jej akty wykonawcze" – wyjaśnił resort.
Zaznaczył także, że ustawa umożliwi uzdrowienie sytuacji opieki zdrowotnej i zabezpieczeń emerytalnych tej grupy zawodowej bez konieczności obciążania podatników. "
Obecnie ponad połowa artystów nie ma bowiem tytułu do ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych. Projekt ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego jest zgodny z opinią Polaków. W styczniu 2021 CBOS przeprowadziło badania, z których wynika, że aż 58 proc. Polaków uważa, że państwo powinno wspierać twórców kultury w przypadku, gdy ich dochody są niskie. Niemal 47 proc. jest za pomocą w postaci dopłat do składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne. Największa grupa respondentów (37 proc.) uważa też, że środki służące wsparciu artystów powinny być pozyskiwane od producentów i importerów urządzeń elektronicznych umożliwiających nieodpłatne korzystanie z treści dostępnych w formie cyfrowej" – dodano w komentarzu.
Polacy przeciwni
Pomysł wprowadzenia opłaty reprograficznej na elektronikę wywołuje społeczny sprzeciw, aż 75 proc. Polaków ocenia go negatywnie, w tym 54 proc. zdecydowanie negatywnie. Zaledwie 9 proc. ankietowanych podoba się projekt nowego podatku – wynika z sondażu zaprezentowanego podczas konferencji prasowej "Polacy przeciwko podatkowi od smartfonów", która odbyła się 2 marca w Centrum Prasowym PAP.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock