Uprawnienia do akcji Santandera zniknęły z oświadczenia majątkowego premiera Mateusza Morawieckiego za 2021 rok. Podczas konferencji prasowej premier przekonywał, że w minionym roku je spieniężył, a uzyskane w ten sposób środki przekazał na cele charytatywne. Informacji o takiej transakcji próżno jednak szukać w dokumencie złożonym przez szefa rządu. - Mamy tylko migawkę tego majątku z jednego dnia, a to, co się działo w międzyczasie, przez cały rok, to możemy tylko sobie dopowiedzieć - powiedział w rozmowie z TVN24 Biznes analityk prawny Forum Obywatelskiego Rozwoju Patryk Wachowiec.
Zakup obligacji, którego szczegółów nie chce premier ujawnić, nie jest jedyną pozycją w oświadczeniu majątkowym Morawieckiego, która rodzi pytania. W najnowszym dokumencie nie znalazły się informacje o uprawnieniach do akcji Santandera.
Oświadczenie premiera bez uprawnień do akcji
Jeszcze w oświadczeniu za 2020 roku premier wykazywał, że ma prawie cztery tysiące uprawnień do akcji Santandera. W dokumencie wpisał również uprawnienia do akcji Santandera na kwotę do kwoty trzystu pięćdziesięciu tysięcy złotych. Premier deklarował, że "nie osiąga dochodu z tego tytułu" oraz że "nie ma wiedzy, czy te uprawnienia mogą się zmaterializować".
Informacje te nie pojawiły się już w dokumencie za 2021 rok. Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej "Fakty" TVN zadały premierowi pytanie o to, kiedy uprawnienia premiera zostały zrealizowane i o jaką kwotę z tytułu akcji chodzi.
- W ramach oświadczenia (majątkowego - przyp. red.) pokazywałem wcześniej akcje tego banku (...). One zostały zrealizowane. Ta realizacja była niezależna ode mnie. Tak jak pisałem w tym oświadczeniu, niezależne ode mnie było zmaterializowanie się ich. Nie czerpałem również żadnych korzyści, a całą kwotę, nawet z naddatkiem, przekazałem na cele charytatywne - powiedział Mateusz Morawiecki.
Informacji o takiej transakcji na próżno jednak szukać w oświadczeniu zamieszczonym na stronie Sejmu. Redakcja TVN24 Biznes wysłała pytania w sprawie oświadczeń majątkowych do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. "Uprawnienia do akcji, wynikające i pochodzące z czasu pełnienia funkcji prezesa banku BZ WBK, zostały zrealizowane na skutek decyzji banku na kwotę 295012 zł. Cała ta kwota została przekazana przez premiera Mateusza Morawieckiego na cele charytatywne" - czytamy w odpowiedzi Centrum Informacyjnego Rządu.
"W opublikowanych oświadczeniach majątkowych Prezesa Rady Ministrów znajdują się niezbędne dane wymienione w art. 10 ust. 1 ustawy z 21 sierpnia 1997 r. o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne' - deklaruje CIR.
Prawnicy: mamy tylko migawkę
W rozmowie z TVN24 Biznes Krzysztof Izdebski z Open Spending EU Coalition mówi, że "mamy taką dziwną konstrukcję oświadczeń majątkowych, że podaje się stan na koniec roku". - Jeżeli doszło do jakiejś transakcji i środki z niej on (premier Mateusz Morawiecki - red.) przekazał na cele charytatywne, to znaczy, że ich nie posiada na dzień 31 grudnia 2021 roku - wyjaśnia. Izdebski zauważa, że "to znacznie zaciemnia obraz majątku i rozporządzania majątkiem premiera". - Ustawodawca jednak wyraźnie zaznaczył, że chodzi o stan posiadania na koniec roku. Jeżeli tych pieniędzy rzeczywiście już nie ma, to rzeczywiście nie musiał (ich) wykazać. (...) Tutaj postąpił zgodnie z prawem - podkreśla. Jednak zdaniem eksperta "oczywiście można byłoby oczekiwać wyższych standardów od premiera, który mógłby wyjaśnić, na jakie cele charytatywne, jaką kwotę przekazał".
Również według analityka prawnego Forum Obywatelskiego Rozwoju Patryk Wachowca premier nie złamał przepisów. Ekspert także jednak wskazuje na brak transparentności związany z oświadczeniami majątkowymi.
- Mamy tylko migawkę tego majątku z jednego dnia, a to, co się działo w międzyczasie, przez cały rok, to możemy tylko sobie to dopowiedzieć i oczekiwać ewentualnie od rządzących, że sami to ujawnią. To jest ten mankament oświadczeń majątkowych, ale tak to już jest skonstruowane, że my tych przepływów finansowych, które miały miejsce w trakcie roku, nie zobaczymy tak naprawdę - mówi.
Jak podkreśla, "osoba składająca oświadczenie majątkowe ma pełną swobodę dysponowania tym majątkiem w trakcie roku i musi złożyć tylko oświadczenie na konkretny dzień". - Gdyby wymagano od osób pełniących funkcje publiczne częstszego składania oświadczeń majątkowych, czy ewentualnie spisywania wszystkich przepływów finansowych z całego roku, to moglibyśmy się czegoś dowiedzieć - dodaje.
Zwraca jednak uwagę, że formuła składania oświadczeń majątkowych pozostawia wiele niewiadomych. - Gdy mówimy chociażby o obligacjach, które premier posiada, to czy on je spieniężył w międzyczasie, czy może dokupił i ta kwota jest ta sama na przykład, ale te obligacje już są inne, tego się z oświadczeń majątkowych nie dowiemy - zaznacza.
Zdaniem dr. hab. Grzegorza Makowskiego z Fundacji Batorego i Szkoły Głównej Handlowej "jest to wszystko bardzo mętne". - Tu mamy dwa problemy. Jeden to sytuacja z premierem Mateuszem Morawieckim, nie tylko ta, ale również poprzednie, kiedy jako minister finansów nie chciał ujawnić oświadczenia (majątkowego - red.), a później je ujawnił. Przepisywał majątek na żonę, teraz mamy tą sytuację. To wszystko pokazuje, jak bardzo dysfunkcyjny system oświadczeń mamy - ocenia na antenie TVN24.
Problemy z oświadczeniami majątkowymi
Eksperci zgodnie przyznają, że sposób wykazywania majątku przez osoby publiczne powinien się zmienić. - W przypadku premiera jest ta trudność, że on składa oświadczenie i jako poseł, i jako premier. To są różne terminy składania oświadczeń majątkowych. Mamy wiele różnych wzorów, bez sensu moim zdaniem. Nie mamy jednej regulacji, która się tym zajmuje - tłumaczy Krzysztof Izdebski.
Przypomina, że "to wyszło przy okazji oświadczenia majątkowego Krystyny Pawłowicz, która powinna złożyć na koniec marca to oświadczenie, a złożyła na koniec grudnia, tak jak poseł powinien składać, a nie sędzia Trybunału". - Drugim problemem jest to, że nie pokazuje ono zmian i transakcji w ciągu roku, tylko stan na koniec danego okresu - mówi. Z kolei Patryk Wachowiec zwraca uwagę, że organizacje pozarządowe od wielu lat apelują o zmianę przede wszystkim formy wypełniania oświadczeń majątkowych. - To, co teraz jest dostępne, to są generalnie skany wypełniane ręcznie przez posłów, radnych gminnych, ministrów i wszystkie inne osoby zobowiązane do składania oświadczeń majątkowych. To jest przede wszystkim trudne do przetwarzania, powinno być to wszystko w wersji elektronicznej, na jednym formularzu - mówi.
- Z drugiej strony są też rozbieżności - samorządowcy muszą ujawniać inne dane, posłowie inne, ministrowie inne, sędziowie jeszcze inne. Są inne reżimy prawne ujawniania tych danych - dodaje.
Zauważa, że w dyskusji o zmianie formuły składania oświadczeń majątkowych pojawiają się argumenty, że taka reforma odbyłaby się "z korzyścią dla działań antykorupcyjnych". - Pamiętajmy, że służby specjalne tak naprawdę nie są w stanie tych wszystkich informacji przetworzyć. Wiele osób w Polsce składa oświadczenia majątkowe i tak naprawdę sprawdza się z nich tylko jakiś wycinek - mówi.
Z kolei według Grzegorza Makowskiego obecny system składania oświadczeń majątkowych jest "archaiczny". Przypomina, że został on wprowadzony w 1997 roku. - One (oświadczenia majątkowe - red.) są wypełniane ręcznie, a pytania, które zadaje się w oświadczeniach, co należy wykazać, co nie, są nieklarowne. Nie chcę nikogo usprawiedliwiać, ale one bywają niezrozumiałe także dla tych, którzy je wypełniają. Ten system powinien być zreformowany - podsumowuje.
Źródło: TVN24 Biznes