Sejmowa komisja infrastruktury opowiedziała się w środę za utrzymaniem w projekcie ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych zapisu, by wiatrak można było postawić w odległości nie mniejszej niż 10 krotność jego wysokości od zabudowań mieszkalnych czy terenów chronionych. Przedstawiciele branży uważają, że nowe przepisy niemal całkowicie zablokują inwestycje. Na zmianach mogą też stracić gminy, które zarabiają na podatkach.
Posłowie przyjęli w środę sprawozdanie nadzwyczajnej podkomisji, która zajmowała się projektem tzw. ustawy wiatrakowej. Zgodnie z projektem autorstwa PiS, farmy wiatrowe nie będą mogły powstawać w mniejszej odległości od budynków mieszkalnych, niż wynosi dziesięciokrotność ich wysokości wraz z wirnikiem i łopatami. W praktyce oznacza to 1,5-2 km.
Taka sama odległość miałaby być zachowana przy budowie nowych wiatraków przy granicach parków narodowych, rezerwatów, parków krajobrazowych, obszarów Natura 2000 i Leśnych Kompleksów Promocyjnych. Istniejące wiatraki, które nie spełniają kryterium odległości, nie mogłyby być rozbudowywane, dopuszczalny ma być jedynie ich remont i prace potrzebne do normalnej eksploatacji.
Sprawozdawcą komisji podczas drugiego czytania projektu ustawy w Sejmie będzie jej przewodniczący Grzegorz Schreiber (PiS).
Posłowie odrzucili wniosek wiceszefa komisji Pawła Olszewskiego (PO), który chciał odrzucenia sprawozdania nadzwyczajnej podkomisji. Według niego podkomisja przyjęła większość rozwiązań, które "wydają wyrok śmierci na elektrownie wiatrowe".
"Ten projekt jest zabójstwem dla firm i dla ludzi, którzy w nich pracują" - podkreślił Olszewski.
Projekt określa zasady uzyskiwania zezwoleń na eksploatację wiatraków - mają być one ważne maksymalnie dwa lata od uzyskania. Eksploatacja wiatraka bez tego zezwolenia ma być zagrożona nawet dwoma latami więzienia. Posłowie chcą też, by sprzedaż energii z wiatru była możliwa wyłącznie z inwestycji, która ma zezwolenie na eksploatację.
Przepadł również wniosek o przerwanie obrad innego posła PO Stanisława Żmijana, który zauważył, że podczas prac podkomisji na jej obradach nie było przedstawicieli strony społecznej.
Dlaczego?
Zdaniem twórców projektu ustawy obecnie brakuje przepisów, które regulowałby by kwestię lokalizowania, budowy i eksploatacji elektrowni wiatrowych. "Konsekwencją tego stanu rzeczy jest lokalizowanie tych instalacji zbyt blisko budynków mieszkalnych. Stało się to powodem licznych konfliktów pomiędzy niezadowolonymi mieszkańcami a władzami gmin, gdyż urządzenia te emitują hałas, niesłyszalne dla ucha infradźwięki, powodują wibracje, migotanie światła, mogą stanowić także bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia w przypadku awarii, jak również oblodzenia łopat elektrowni wiatrowej zimą" - czytamy w uzasadnieniu projektu ustawy.
Koniec wiatraków?
Zdaniem przedstawicieli branży energetyki wiatrowej nowe przepisy mogą niemal całkowicie zlikwidować energetykę wiatrową w Polsce. Taki stanowisko ma chociażby Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej, które uważa, że wejście tzw. ustawy odległościowej w życie oznacza, że na ponad 99 proc. powierzchni kraju nie będzie można postawić wiatraków. Wiceprezes Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej Grzegorz Skarżyński uważa, że wejście w życie projektu tak zwanej ustawy odległościowej w obecnej postaci, będzie oznaczało koniec energetyki wiatrowej w Polsce. - Bardzo szybko może dojść do bankructw wielu z już wybudowanych farm, które nie będą w stanie udźwignąć dodatkowych obciążeń podatkowych oraz zwiększonych kosztów - mówi tvn24bis.pl Skarżyński i dodaje, że nowe przepisy określające odległość od instalacji do zabudowań sprawią, że na ponad 99 proc. powierzchni kraju nie będzie można budować elektrowni wiatrowych. - Ponad 99 proc. powierzchni kraju nie spełnia warunku 10-krotnej odległości. Zahamowany zostanie dalszy rozwój energetyki wiatrowej opartej o nowoczesne, ciche i wysokowydajne turbiny wiatrowe. Polska stanie się światowym skansenem technologicznym o niewielkiej skali produkcji energii odnawialnej z najbardziej efektywnych źródeł - powiedział Skarżyński.
Wiceszef Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej podkreślił, że dotychczas inwestorzy zainwestowali w Polsce w sumie ok. 32 miliardy złotych. A energetyka wiatrowa co roku generuje też ponad 630 milionów złotych wpływów podatkowych dla sektora rządowego i samorządowego oraz średnio ponad milion złotych wpływów z samych tylko podatków dla każdej z około 400 gmin posiadających elektrownie wiatrowe. - W branży pracuje ok. 8 tys. osób, a do 2030 roku ta liczba może się zwiększyć nawet do 42 tysięcy miejsc pracy. Przyjęcie projektu ustawy autorstwa posłów PiS będzie jednak oznaczało rezygnację z tych wszystkich korzyści. Warto by posłowie zwrócili uwagę, że Polska ma jeden z największych w Europie potencjałów do rozwijania energetyki wiatrowej na lądzie i morzu - mówi Skarżyński.
Wielu poszkodowanych
Prezes spółki Polskie Parki Wiatrowe Krzysztof Nadolski uważa z kolei, że treść ustawy proponowanej przez PiS nadaje się w całości do odrzucenia. Podkreślał, że skutki wejścia w życie nowych przepisów mogą być "katastrofalne dla całej gospodarki w skali makro". - Myślę, że otoczenie, które kreuje tę ustawę, powinno się zastanowić, jakie są jej skutki dla całej gospodarki - mówił. Natomiast zdaniem Polskiej Izby Gospodarczej Energetyki Odnawialnej i Rozproszonej, przyjęcie projektu ustawy w proponowanym przez posłów PiS kształcie doprowadzi do całkowitego zablokowania rozwoju tego sektora energetyki oraz do upadku większości istniejących elektrowni wiatrowych, których łączna moc zainstalowana osiągnęła w tym roku poziom 5300 MW. "W praktyce niemożliwe będzie zlokalizowanie jakiejkolwiek nowej elektrowni wiatrowej. Projektodawcy całkowicie świadomie zgłaszają projekt prowadzący do rezygnacji przez Polskę z rozwijania tej formy pozyskiwania energii uważanej dziś za najtańszą technologię wykorzystującą odnawialne źródła energii. (…) Wprowadzenie tak zasadniczej zmiany warunków funkcjonowania branży wiatrowej w Polsce może być uznane przez inwestorów za wywłaszczenie bez odszkodowania" - czytamy w komunikacie PIGEOR.
Kto straci?
Według PIGEOR przyjęcie ustawy oznaczałoby wielomilionowe straty po stronie inwestorów realizujących projekty w toku, które w zmienionych warunkach prawnych musiałby zostać zakończone, bez szansy na zwrot nakładów wyłożonych na ich przygotowanie. "Dotknie to także lokalne społeczności, które oczekiwały konkretnych korzyści w związku z powstaniem na ich terenie tego typu przedsięwzięć. Wbrew rozpowszechnionemu mniemaniu oprócz kliku tysięcy osób protestujących aktywnie przeciwko rozbudowie elektrowni wiatrowych w naszym kraju mieszka co najmniej kilkadziesiąt tysięcy osób, które osiągają bezpośrednie dochody w związku z powstaniem w ich sąsiedztwie turbin wiatrowych, nie licząc już mieszkańców gmin, które uzyskują określone wpływy z tytułu podatku od nieruchomości" - czytamy dalej. Przedstawiciele samorządów, na terenach których znajdują się farmy wiatrowe uważają natomiast, że przez wejście w życie nowych regulacji gminy stracą inwestorów, a co za tym idzie - dochody podatkowe. Burmistrz Białego Boru (Zachodniopomorskie) Paweł Mikołajewski stwierdził, że w przypadku jego gminy straty mogą sięgnąć 97 mln zł. - Tyle straci moja gmina, tyle stracą moi mieszkańcy. W naszym przypadku grozi to tak naprawdę bankructwem - mówił Mikołajewski.
Odległość czy hałas?
Twórcy projektu ustawy zaproponowali minimalną odległość od zabudowań na poziomie około 2 km podpierając się raportem Najwyższej Izby Kontroli z lipca 2014 roku. Wynika z niego, że elektrownie wiatrowe powstawały często wbrew woli lokalnych społeczności, a wiatraki stawiane były na gruntach należących do radnych, burmistrzów, wójtów, pracowników urzędów gmin lub ich rodzin, czyli osób decydujących o ich lokalizacji. Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej uważa, że lepszym rozwiązaniem niż blokowanie inwestycji w odległości 1,5-2 km od zabudowań byłoby uzależnienie ich powstania od mocy akustycznej konkretnej turbiny, co umożliwi osobom mieszkającym na danym obszarze skuteczne podjęcie decyzji o budowie bądź sprzeciwie wobec planowanych wiatraków, a władzom egzekwowanie tego prawa.
Unijne cele
Przyjęcie ustawy o inwestycjach w elektrownie wiatrowe zdaniem przedstawicieli branży utrudni również realizację polskich celów OZE. Warto przypomnieć, że Polska zobowiązała się, że do 2020 roku ponad 19 proc. zużywanej energii elektrycznej będzie pochodziło z OZE. Jak wynika ze wstępnych szacunków do końca 2015 roku nad Wisłą produkowano w ten sposób 13,5 proc. energii. Lwia jej część pochodziła właśnie z dynamicznie rozwijającego się w ostatnich latach sektora energetyki wiatrowej. Jeśli ta branża zostanie - jak twierdzą eksperci - niemal zlikwidowana, to Polska nie osiągnie 19 proc. celu, a to wiąże się z miliardowymi kosztami i karami.
- Niezrealizowanie tego obowiązku będzie oznaczało konieczność zapłacenia za zaświadczenia o wyprodukowaniu zielonej energii (tzw. „transfery statystyczne”) z krajów, które będą mieć jej nadwyżkę - mówi Skarżyński i dodaje, że rząd powinien pozwolić na dalsze inwestycje i zwiększanie korzyści jakie Polska czerpie dzięki energetyce wiatrowej. - Z powodu projektu ustawy PiS za chwilę będziemy musieli wydać pieniądze już nie na stworzenie trwałych mocy produkujących zieloną energię, ale na zaświadczenia, które realnie nic Polsce nie dadzą - podsumowuje.
Autor: msz/gry / Źródło: tvn24bis.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock