Z pewnością powodów do zadowolenia nie ma żadnych - wyjaśnił w TVN24 Kazimierz Krupa, dziennikarz ekonomiczny, dyrektor zarządzający Drawbridge komentując najnowsze dane o inflacji. W jego ocenie "z każdym miesiącem będziemy biednieli". dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Uniwersytetu Warszawskiego odniosła się do wzrostu wynagrodzeń. - Jeśli porównamy przeciętne wynagrodzenia w mikofirmach i w firmach nieco większych, to tam te wynagrodzenia są istotnie mniejsze i wolniej rosną, jeśli w ogóle rosną - zaznaczyła.
Inflacja w grudniu 2022 roku wyniosła 16,6 procent, licząc rok do roku - podał Główny Urząd Statystyczny (GUS). To wynik zgodny ze wstępnym szacunkiem. Dla porównania w listopadzie inflacja wyniosła 17,5 procent rok do roku.
Gośćmi TVN24 byli Kazimierz Krupa, dziennikarz ekonomiczny, dyrektor zarządzający Drawbridge oraz dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka, wykładowczyni na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Poproszeni zostali o komentarz odnośnie najnowszych danych o inflacji, która w grudniu 2022 roku wyniosła 16,6 procent, licząc rok do roku. - Zdecydowanie nie jestem zadowolony - skomentował na antenie Kazimierz Krupa.
Nie ma powodów do zadowolenia
- Bo to jest tak, jakby człowiek miał 39,5 stopni temperatury, a spadło mu do 39. Niby postęp jest, bo to jest lepiej niż gdyby mu wzrosła temperatura. Z pewnością powodów do zadowolenia nie ma żadnych - wyjaśnił.
Dodał, że "inflacja kumuluję się". - Obraz na naszym rynku jest mocno zamazany, przede wszystkim przez wpływ gości z Ukrainy, których jest dwa czy trzy miliony w tej chwili. Przekroczyło naszą granicę grubo ponad osiem milionów ludzi. Oni musieli tu coś jeść, coś kupować, czyli siła nabywcza jest zaburzona - przedstawił.
Zaznaczył, że "kluczowy jest dochód rozporządzalny w polskim gospodarstwie". - On, według badań, spada w niedużym stopniu, ale to moim zdaniem jest zamazane przez gości z Ukrainy, którzy zwiększają ten popyt i to bardzo istotnie - powiedział.
Skutki podwyżek stóp procentowych
W ocenie Kazimierza Krupy "z każdym miesiącem będziemy biednieli". Wyjaśnił, że inflacja z grudnia jest na tym samym poziomie co w listopadzie, ale "ceny nie spadają". - One rosną, tylko odrobinę wolniej. W związku z tym każde gospodarstwo domowe coraz silniej to odczuwa, bo efekt kumulacyjny, czyli krótko mówiąc zasoby które były, to się powoli wyczerpuje i z każdym miesiącem będzie gorzej - przekazał.
Jego zdaniem "to wyłącznie polityczna sprawa i wyłącznie polityczne zapowiedzi". - Cel inflacyjny 2,5 procent. W tej chwili jesteśmy na 16,6, inflacja bazowa ponad 11, czyli ta inflacja w grudniu spadła nad odrobinę z powodów zewnętrznych, czyli obniżenia cen surowców na rynkach światowych - podkreślił i dodał, że "w kraju zaczynają kumulować się też skutki podwyżek stóp procentowych".
Wytłumaczył, że "kredyt hipoteczny umarł". - Kredyty krótkoterminowe tez nie chcą ludzie brać, bo ich koszt nawet nie w parabankach, a bankach normalnych jest niewyobrażalnie wysoki. Gospodarstwa domowe zachowują się racjonalnie. Gdyby jeszcze racjonalnie zachowywał się rząd i Narodowy Bank Polski zwalczając inflację ze swojej strony, czyli tę część krajową, bazową, która jest niezwykle wysoka, to wtedy byłaby szansa, że zacznie się to wszystko poprawiać - mówił Krupa.
Kupujemy tańsze produkty
Dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek zauważyła w rozmowie w TVN24, że gospodarstwa domowe w bardzo istotny sposób ograniczają swoją konsumpcję.
- Dynamika drugi miesiąc z rzędu nieco niższa inflacja, świadczy o tym, że jeśli ceny towarów rosną, ale rosną leciutko wolniej niż to było do października, to to oznacza, że jednak gospodarstwa domowe w bardzo istotny sposób ograniczają swoją konsumpcję. Zmniejszą zakupy dóbr trwałego użytku, czyli towarów. Natomiast w tym pewnie jest zmiana struktury żywności. Kupujemy mniej i kupujemy inne produkty żywnościowe, trochę tańsze - podkreśliła dodając, ze chodzi o to, aby budżet się spiął.
Zaznaczyła, że "każdy kolejny miesiąc ta dynamika cen była coraz wyższa. Wydaje się, że możemy zakładać, że w pierwszej części tego roku 2023 będziemy mieć rosnące ceny usług".
- Od stycznia bardzo istotnie wzrosły wynagrodzenia minimalne, od lipca będzie kolejna podwyżka. A usługi jednak w dużej mierze opierają się na pracy ludzi. Jeśli koszty wynagrodzenia rosną, to będzie się to musiało przekładać na ceny usług. Tu należy spodziewać się rosnących cen - prognozowała.
Ekonomistka odniosła się też do danych GUS o wzroście wynagrodzeń komentując, że urząd podaje dane uśrednione. - To są dane dotyczące pracowników zatrudnionych w firmach małych, średnich i dużych, bez mikroprzedsiębiorstw. Czyli tam, gdzie zatrudnienie jest co najmniej 10 osób. Jeśli porównamy przeciętne wynagrodzenia w mikofirmach i w firmach nieco większych, to tam te wynagrodzenia są istotnie mniejsze i wolniej rosną, jeśli w ogóle rosną. To powód, że część z nas odczuwa, że inflacja rośnie, że ceny rosną - przekazała.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock