Wojna z kryzysem klimatycznym dotarła na przystanek tramwajowy w Poznaniu. Jedna z organizacji umieściła na nim plakat, który zmusił do reakcji przedstawicieli największego banku w Polsce - PKO BP. W tle jest potężna inwestycja energetyczna i kłopot z uzbieraniem sześciu miliardów złotych, które trzeba na nią przeznaczyć.
"Dumnie finansujemy budowę Ostrołęki C, elektrowni, która będzie emitować do atmosfery nawet 6 mln ton CO2 rocznie". "Bezrefleksyjnie finansujemy energetykę węglową". "Przedkładamy zyski ponad walkę ze zmianami klimatycznymi".
Takie hasła można przeczytać na plakatach do złudzenia przypominających materiały promocyjne PKO BP.
Zawisły na jednym z przystanków tramwajowych w Poznaniu, a do ich rozwieszenia przyznała się organizacja Rozbrat.org. Autorzy plakatu informują o udzieleniu przez PKO BP ponad 800 mln złotych kredytów na budowę nowego bloku C elektrowni Ostrołęka.
Bank w oświadczeniu zamieszczonym na Twitterze stwierdza, że "plakaty zawierają szereg nieprawdziwych informacji, z tezą, jakoby PKO Bank Polski finansował budowę elektrowni Ostrołęka C na czele".
Jako "niedopuszczalne, wręcz skandaliczne" oceniono podszywanie się pod bank poprzez użycie m.in. logo i czcionki, wprowadzające opinię publiczną w błąd. Poinformowano, że bank złożył zawiadomienie do organów ścigania w tej sprawie i "przygotowuje się do złożenia w sądzie pozwu przeciwko tej organizacji".
Publikujemy nasze stanowisko w sprawie podszywania się pod bank na plakatach pic.twitter.com/rSDDDl0Adp
— PKO Bank Polski (@PKOBP) October 22, 2019
Inwestycja
Budowa bloku C elektrowni Ostrołęka to jeden z kluczowych projektów resortu energii. Minister Krzysztof Tchórzewski zapowiadał, że ta największa inwestycja we wschodniej Polsce ma powstać w pięć lat. Na dobę ma spalać między 9 a 11 tysięcy ton węgla, co oznacza, że każdego dnia będzie do niej dojeżdżać niemal 280 wagonów z surowcem.
"Zastąpi ona o wiele mniej efektywne i bardziej szkodliwe dla środowiska bloki, które stopniowo będą odstawiane. Elektrownia ta w znacznym stopniu przyczyni się do stabilizacji krajowego systemu elektroenergetycznego i, co za tym idzie, wzmocni bezpieczeństwo energetyczne Polski" - tak budowę nowego bloku minister komentował na początku października.
Jednocześnie zapewniał, że elektrownia Ostrołęka C będzie ostatnim zbudowanym w Polsce energetycznym blokiem węglowym.
Argumentów o bezpieczeństwie energetycznym kraju używają także władze Enei i Energi - kontrolowanych przez państwo spółek. Dodatkowo pojawia się też kwestia zastosowania technologii spełniających normy ochrony środowiska.
Kontrowersje
Mniej przychylnie na inwestycję patrzą ekolodzy i eksperci.
- Jesteśmy w takim momencie historii, że bardzo dobrze wiadomo, że nigdzie na świecie nie może powstać ani jedna elektrownia węglowa - zwracał wcześniej uwagę w rozmowie z TVN24 Paweł Szypulski z Greenpeace Polska.
- Budowa budzi wiele kontrowersji - przyznał w rozmowie z tvn24bis.pl także Piotr Stępiński, ekspert energetyczny z branżowego portalu biznesalert.pl.
- Pojawia się uzasadniona wątpliwość, czy w sytuacji rosnących ambicji unijnej polityki klimatyczno-energetycznej budowa nowych bloków węglowych ma sens. W obecnych warunkach rynkowych trudno liczyć na zwrot z kapitału zainwestowanego w elektrownie węglowe, a to jest głównym czynnikiem warunkującym zaangażowanie banków w finansowanie danej inwestycji – stwierdził.
Stępiński dodał - w kontekście argumentów, że to projekt istotny z punktu widzenia wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego państwa i stabilizacji sieci elektroenergetycznych - że "do tej pory nie powstała żadna analiza, która uzasadniałaby konieczność budowy w Ostrołęce bloku węglowego o mocy 1000 MW".
Kto sfinansuje elektrownię?
Przez cały okres przygotowania inwestycji pojawiały się pytania o finansowanie nowego bloku w Ostrołęce. 30 kwietnia 2019 roku Enea i Energa podpisały porozumienie, w którym ustaliły część szczegółów.
Enea zobowiązała się zapewnić 819 milionów złotych od stycznia 2021 roku, uwzględniając środki już przekazane na potrzeby wpłaty zaliczki generalnemu wykonawcy bloku (konsorcjum GE Power i Alstom) w wysokości około 181 milionów złotych. Energa z kolei ma zapewnić co najmniej 1 miliard złotych.
Na początku czerwca tego roku Enea planowała wyemitowanie obligacji o wartości właśnie 1 miliarda złotych. Był to element programu ogłoszonego jeszcze w 2014 roku. Wówczas wśród banków obsługujących emisję znalazły się państwowe Pekao i PKO BP oraz mBank i ING.
W 2019 oba prywatne banki zmieniły strategię w podejściu do energetyki węglowej. ING wycofał się z pomocy w emisji, a mBank w specjalnym oświadczeniu napisał, że nigdy nie planował finansowania budowy elektrowni w Ostrołęce.
Tymczasem budowa bloku C ma kosztować 6 miliardów złotych. Energa i Enea miały, w założeniu, sfinansować jedną trzecią kwoty. Kolejny miliard miał pochodzić od Funduszu Inwestycyjnego Zamkniętego Aktywów Niepublicznych Energia (FIZAN Energia), zarządzanego przez TFI Energia, którego jedynym akcjonariuszem jest PGE.
We wrześniu 2018 Energa, Enea i Elektrownia Ostrołęka zawarły porozumienie z Funduszem, jednak była to umowa w formule potencjalnego zaangażowania, nie ma oficjalnych informacji o wyłożeniu miliarda złotych. To oznacza, że wciąż brakuje 4 mld złotych.
"Projekt jest rentowny, jednak skala inwestycji stanowi znaczne wyzwanie dla zamknięcia jego finansowania. Trwają prace prowadzące do pozyskania finansowania zewnętrznego" - tak na wątpliwości akcjonariuszy w sprawie Ostrołęki odpowiadał niedawno, cytowany przez PAP, zarząd Energi.
Pytany, jak spółka zamierza sfinansować pozostałe 4 mld zł konieczne do pokrycia kosztu budowy, odpowiedział, że Energa oraz Enea zakładają pozyskanie finansowania w formule Project Finance - przeznaczonej na duże inwestycje, co wiąże się z powołaniem spółki celowej do zarządzania nimi. "Konieczne może być również wykorzystanie instrumentów o charakterze kapitałowym" - podkreślono.
Chętnych brak
Na banki w tej sprawie liczyć coraz trudniej, ponieważ instytucje finansowe nie chcą być kojarzone z energetyką węglową. W maju prezes Santander Bank Polska (dawny BZ WBK) Michał Gajewski ogłosił, że firma nie będzie już finansować nowych bloków energetycznych opartych o węgiel. Santander nie będzie także kredytować nowych kopalni.
Energetyki węglowej finansowo nie wspiera też grupa Credit Agricole czy BNP Paribas.
Strategie banków wpisują się w międzynarodowy trend ograniczania emisji gazów ze spalania węgla. Być może za ich działaniem stoją pobudki ekologiczne, troska o losy Ziemi. Jednak o wiele bardziej prawdopodobną przesłanką jest fakt, że inwestowanie w OZE jest po prostu bardziej opłacalne.
- Z punktu widzenia banku dużo bezpieczniejsza jest inwestycja w panele słoneczne czy wiatraki niż w węgiel, gdzie mamy na początek duże koszty inwestycyjne, później duże koszty stałe utrzymania pracowników i fabryki. I do tego koszty zmienne w postaci cen węgla i cen emisji CO2 – tłumaczy w rozmowie z tvn24bis.pl Bartłomiej Derski z portalu wysokienapiecie.pl.
Zmianę podejścia widać także po drugiej stronie. Rada nadzorcza Tauronu, drugiej co do wielkości spółki z branży energetycznej, przyjęła nowe punkty w strategii rozwoju przedsiębiorstwa. Zakładają one m.in. że w 2030 roku dwie trzecie aktywów wytwórczych grupy ma być nisko- lub zeroemisyjnych. Wiceprezes spółki Marek Wadowski tłumaczył, że "wielkiego wycofywania się banków z finansowania aktywów węglowych jeszcze nie ma, ale już się o tym mówi".
Na produkcję prądu z "zielonej" energii liczy także PGE, która - jak właśnie ogłoszono - myśli o budowie morskich farm wiatrowych z duńską firmą Oersted. Także Energa i Enea chcą zwiększać zaangażowanie w odnawialne źródła energii.
Węglowy raport
Z raportu fundacji Carbon Tracker, który przytacza agencja Reutera, wynika, że cztery na pięć elektrowni węglowych w Unii Europejskiej jest nierentownych. Około 84 procent produkcji prądu z węgla brunatnego i 76 procent z węgla kamiennego jest nieopłacalna, powodując straty odpowiednio 3,54 mld i 3,03 mld euro.
Niemieckie RWE w tym roku zanotuje straty rzędu 975 milionów euro, co stanowi 6 procent kapitalizacji rynkowej spółki. EPH – środkowoeuropejski konglomerat obejmujący kilkadziesiąt firm energetycznych może stracić 613 milionów euro, a spółka PPC, która dostarcza energię w Grecji, 595 milionów euro.
Autor: Marta Malinowska-Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl , PAP, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: ENERGA SA