Polska wysycha - alarmują naukowcy. Już w lutym mamy dramatycznie niski poziom wody w rzekach. Wysycha Biebrzański Park Narodowy. Przez suszę może nam grozić duży wzrost cen żywności. Materiał programu "Polska i Świat" w TVN24.
Jeżeli komuś brak wody i susza kojarzą się jedynie z pustynią, to powinien zajrzeć chociażby na Podlasie, gdzie nie ma ani pustyni, ani słońca ani wielbłądów. Ostatnio nawet deszcz spadł. Mimo to jest sucho. - Zero zarobku, zero wszystkiego, a koszty produkcji są coraz większe. Nie ma, że staniała nam ropa, chemia, nawozy. Wszystko idzie do góry. A nam nie rośnie na polu - mówi rolnik Paweł Rogucki. Na polu nie rośnie, bo wody gruntowe są na bardzo niskim poziomie, co widać nie tylko w rolnictwie. Nie tak daleko od gospodarstwa pana Pawła wysycha Biebrzański Park Narodowy. Unikatowa kraina bagien, która powinna być teraz zamarznięta i zaśnieżona. A nie jest. - W tej chwili deficyty wody sięgają, w zależności od obszaru, 40-50 centymetrów w stosunku do średniej - mówi Mariusz Siłakowski, wicedyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego, Z punktu widzenia parku narodowego to degradacja. Znikają rozlewiska, woda jest ledwo widoczna. Wiele gatunków roślin i zwierząt może zniknąć. - Bataliony, rydzyki, dubelty, wiele gatunków zależnych od wody, od siedlisk bagiennych - wylicza Siłakowski.
Ceny będą wyższe
Problem monitoruje Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Do żeglugi wody na razie nie braknie, ale gospodarka na tym ucierpi. A prognozy i obserwacje są niepokojące. - Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej zanotował najsuchszy styczeń od prawie 50 lat. To jest bardzo niespotykane wydarzenie, co może nas już teraz kierunkować na poważną suszę latem - mówi Michał Kania, dyrektor biura prasowego MGMiŻŚ. A susza to realne straty. Mniej wody to wyższe ceny żywności. - Na żywność przeciętnie wydaje się w Polsce około 20 procent dochodu. Wyraźny wzrost cen żywności oczywiście odczują wszyscy, a zwłaszcza ubożsi - tłumaczy ekonomista Witold Orłowski. Taka sytuacja to w dużej mierze wina polskiej gospodarki wodnej. Nie tej z ostatnich pięciu czy dziesięciu lat. Chodzi o błędy, które popełnialiśmy przez kilkadziesiąt lat. Jak tłumaczy dr Przemysł Nawrocki z WFF Polacy w latach 70. na ogromną skalę osuszali ostatnie nieosuszone mokradła, a po wejściu do UE marnowali unijne pieniądze na prostowanie ostatnich meandrujących rzek. Wzrost cen żywności o kilkadziesiąt procent to zagrożenie realne. I nie pomoże tu żaden import, bo i zagranicą jest problem z ociepleniem klimatu. - W Szwecji na przykład średnia temperatura stycznia przekroczyła normę o 10 stopni. W Helsinkach w Finlandii tylko dwa dni leżał śnieg. A to śnieżne miasto - mówi dr hab. Bogdan Chojnicki z katedry Meteorologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Niezbędne wydatki
Resort gospodarki wodnej uważa, że z suszą warto walczyć i inwestować - w zbiorniki retencyjne, rowy nawadniające, które kiedyś miały wodę odprowadzać, a dziś miałyby wodę zatrzymywać. Na początek to wydatek 14 mld zł. Warto je wydać, bo Polska jest w naprawdę nieciekawej sytuacji. Średnio na jednego Polaka przypada nieco ponad 1,5 tysiąca metrów sześciennych wody rocznie. W gorącej Hiszpanii - niemal dwa razy więcej. Średnia europejska jest wyższa trzykrotnie.
Autor: tol / Źródło: Polska i Świat TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock