Jest atrakcyjną dziewczyną o szerokich zainteresowaniach - śpiewa, tańczy i projektuje ubrania. Na Instagramie śledzi ją ponad 2,5 miliona osób. Nic dziwnego, że zainteresowali się nią reklamodawcy. Cenią ją za pracowitość, nigdy nie ma gorszego dnia, nie narzeka i nie domaga się podwyżki. To dlatego że... nie istnieje. Influencerzy stworzeni przez AI? - Widzę potencjał takich rozwiązań w Polsce, ale branża nie wie, jak się za to zabrać - mówi ekspert. Choć zdarzają się wyjątki.
Lil Miquela ma 21 lat, piegi, grzywkę i zabawne kucyki. Mieszka w Los Angeles, ale uwielbia podróżować. Niedawno pojechała do Tokio, odwiedziła też kilka europejskich krajów.
W spocie Calvina Kleina całowała się z supermodelką Bellą Hadid, dla BMW reklamowała samochód elektryczny, a podczas Fashion Week współpracowała m.in. z Pradą.
Kilka lat temu znalazła się na liście 25 najbardziej wpływowych ludzi w internecie, przygotowanej przez magazyn "Time".
Influencerka idealna?
Miquela mówi o sobie, że jest robotem, ale to nie do końca prawda. Jest influencerką stworzoną przy pomocy sztucznej inteligencji (AI). Jedną z pierwszych, bo jej konto na Instagramie powstało już osiem lat temu.
Nie czuje się samotna, bo na całym świecie ma wiele koleżanek - w Tokio jeździła metrem z Immą, nieco mniej popularną (266 tys. obserwujących) wirtualną postacią. Inna, Brazylijka Lu do Magalu, choć młodsza, przeskoczyła Miquelę w liczbie obserwujących (ma ich prawie 7 mln), wystąpiła też na okładkach lokalnych edycji "Vogue’a" i "Elle".
A jak jest w Polsce? Temat wirtualnych influencerów rozwija się u nas powoli. Jedną z pierwszych postaci stworzonych przez AI jest tiktokerka Meta Queen, która w swoich filmikach przedstawia się jako "wirtualny człowiek".
- Widzę potencjał takich rozwiązań w Polsce, ale branża nie do końca wie, jak się za to zabrać - komentuje Wojtek Kardyś, specjalista z dziedziny komunikacji internetowej i influencer marketingu. - Meta Queen wystąpiła w kampanii Douglasa. Moim zdaniem nie wyszło to dobrze, zabrakło pomysłu na wykorzystanie tej postaci - mówi.
W marcu ubiegłego roku na okładce polskiej edycji magazynu "Glamour" znalazła się wygenerowana przez AI influencerka Wero.
"Czyżby po latach żmudnych poszukiwań wreszcie się udało? Znaleźliśmy influencerkę idealną? Nie splamiła się żadną skandalicznie hejterską wypowiedzią, wyznaje wartości, które są nam bliskie i - choć nie ma ciała - jest ambasadorką mądrze praktykowanej ciałopozytywności. Wróć. Nikogo nie znaleźliśmy. My ją sobie stworzyliśmy" - można było przeczytać na łamach pisma. A biuro prasowe informowało, że choć Wero nie istnieje, to chciałaby wywrzeć realny wpływ na świat.
Świata zmienić się jednak nie udało, a Wero zakończyła żywot po jednorazowym występie na okładce pisma.
Alicja ma pomóc mamom
Jednak zdarzają się kreatywne pomysły na wykorzystanie szutcznej inteligencji.
Alicja założyła konto na Instagramie pod koniec stycznia. Pisała, że jest w 35. tygodniu ciąży i wraz z mężem czeka na narodziny pierwszego dziecka. W marcu ogłosiła, że na świat przyszła Helenka. Alicja była szczęśliwa i pełna nadziei.
Ale to szybko się zmieniło. We wpisach Alicji coraz częściej można było przeczytać o ciągłym lęku, niewyspaniu i poczuciu wyobcowania. Składając życzenia z okazji świąt wielkanocnych, pisała: "Czuję się trochę jak ta babka z przepisu, w którym pomyliłam chyba wszystkie kroki: niedoskonała, z zakalcem w środku, polana lukrem i udekorowana niezgrabnie, żeby sprawiać pozory czegoś w dobrej formie. A tak naprawdę to do tej formy (macierzyństwa) chyba nigdy się nie dopasuję perfekcyjnie".
W komentarzach pocieszały ją inne matki.
Aż w końcu, pod koniec kwietnia, Alicja przyznała się do czegoś. Na profilu pojawił się krótki filmik: "Ja i moja rodzina zostaliśmy wygenerowani przez sztuczną inteligencję" - powiedziała Alicja. "W ostatnich tygodniach w moich postach pisałam o moim pogarszającym się stanie psychicznym. Były to objawy depresji poporodowej" - dodała.
Na koniec postać ogłosiła, że na profilu będą odtąd pojawiały się treści dotyczące depresji poporodowej, przygotowane przez psychiatrę, psychologa i położną.
- Myślę, że to był bardzo dobry pomysł, choć nie do końca wykorzystany zasięgowo - komentuje Kardyś. Konto "Alicja w krainie mam" obserwuje niespełna 4 tys. osób. Jego zdaniem zabrakło płatnej promocji i głosów "prawdziwych" influencerek, które pomogłyby rozpromować akcję.
Czyli bez człowieka ani rusz? Niekoniecznie.
Wirtualny influencer kilkadziesiąt razy tańszy
Jak szacuje "Harvard Business Review" osoba, którą w mediach społecznościowych obserwuje ponad milion osób, za sponsorowaną publikację na swoim profilu może otrzymać nawet 250 tys. dolarów. Współpraca z wirtualną influencerką jest znacznie tańsza - Lil Miquela z ponad dwukrotnie wyższą liczbą obserwujących, za taki wpis dostaje mniej niż 10 tys. dolarów.
"Nie dotyczą ich przepisy, nie ma ograniczeń co do tego, ile godzin mogą pracować" - stwierdziła w rozmowie z serwisem "Built In" Sienna Santer, strateżka w agencji marketingowej Buttermilk. "Treści mogą być dostarczane znacznie szybciej, a od influencera AI można uzyskać dokładnie to, czego się chce, ponieważ nie ma on nic do powiedzenia. To kwestia zmiany kodu, a nie kontaktu z człowiekiem" - dodała.
Wojtek Kardyś zwraca uwagę, że takiego influencera łatwo można dostosować do potrzeb różnych rynków, na których funkcjonuje marka. - Potrzebujemy, żeby zaczął mówić po chińsku? Nie ma problemu. Raz stworzony influencer może być wykorzystany nieskończenie wiele razy - tłumaczy. - Oczywiście trzeba mieć zespół, który taką postać stworzy i będzie pracował nad jej dopasowaniem do różnych sytuacji. Ale dla marki to i tak duża oszczędność - dodaje.
Dzięki wirtualnym ambasadorom marki mogą też oszczędzić na próbach opanowania kryzysów wizerunkowych. Nad tworem AI można zachować pełną kontrolę. To dlatego sięgają po nie firmy, które sparzyły się przy współpracy z ludźmi. Jak duński producent biżuterii Pandora, który po zakończeniu współpracy z Zhang Zhehanem (aktor miał "zranić uczucia chińskiego narodu" fotografując się w japońskiej świątyni) podpisał kontrakt z wirtualną influencerką SAM.
W 2021 podobnie postąpiła marka Bulgari, gdy jej ambasador, piosenkarz Kris Wu, został oskarżony o napaść seksualną. Firma pożegnała się z Wu, a do kampanii promującej torebki zaprosiła Ling, chińską wirtualną influencerkę.
W 2022 r. rynek wirtualnych influencerów w Chinach był wart 1,8 mld dolarów, szacuje się, że w przyszłym roku wygenerowani przez sztuczną inteligencję ambasadorzy marek będą stanowili 10 proc. rynku influencerskiego w Państwie Środka..
A gdzie autentyczność?
Ale wykorzystanie stworzonych przez sztuczną inteligencję postaci budzi też rozmaite wątpliwości. Influencer to z założenia ktoś, z kim możemy się utożsamić. Kiedy poleca krem ma za zadanie przekonać obserwujących, że produkt naprawdę działa. Trudno zaufać poleceniom postaci, której cera może się poprawić za pomocą jednego kliknięcia myszki.
- W badaniach ludzie powtarzają, że autentyczność i naturalność to ważne cechy influencerów - komentuje Kardyś.
Eksperta niepokoją także doniesienia o rozwoju technologii deepfake. Wystarczy krótkie nagranie, by przy pomocy AI stworzyć przekonującą imitację głosu danej osoby. Powstają fałszywe filmiki z wykorzystaniem wizerunku znanych osób.
- Mieliśmy już takie reklamy, w których Robert Lewandowski polecał zainwestowanie w jakiś biznes. To znaczy nie polecał, bo to nie był on - mówi Kardyś. Takich sytuacji może być coraz więcej.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock