Sejm przegłosował nowelizację ustawy przewidującą podwyżki dla wójtów, burmistrzów, prezydentów miast oraz radnych, a także dla Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej i byłych prezydentów. Przepisy budzą kontrowersje. Wcześniej opozycja złożyła szereg poprawek do przepisów przygotowanych przez Prawo i Sprawiedliwość. Ustawa trafi do prac w Senacie.
Projekt nowelizacji ustawy o wynagrodzeniach osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe w ubiegłym tygodniu został złożony w Sejmie przez Prawo i Sprawiedliwość. Przepisy zakładają wzrost o 40 proc. wynagrodzenia prezydenta, wzrost wysokości diet dla radnych o 60 proc. i wzrost wynagrodzenia pracowników samorządowych.
Ustawa została przyjęta z uwzględnieniem poprawek złożonych przez klub PiS, które wcześniej zarekomendowała sejmowa komisja finansów publicznych. W środowym głosowaniu nad całością ustawy wzięło udział 453 posłów. Za było 267 z nich, przeciw 166, wstrzymało się 20 parlamentarzystów. Nie głosowało siedmiu posłów.
W trakcie głosowań przyjęto pięć z 21 zgłoszonych poprawek.
Podwyżki wynagrodzeń - projekt PiS
Podczas sejmowej debaty Andrzej Szlachta z Prawa i Sprawiedliwości przypomniał, że wynagrodzenia osób zajmujących kierownicze stanowiska w państwie oraz parlamentarzystów nie były podnoszone od lat, a projekt PiS ma je urealnić w stosunku do zarobków w Polsce. - Warto zauważyć, że w okresie ostatnich 6 lat rządów Prawa i Sprawiedliwości nastąpił wzrost płacy minimalnej o 60 procent, średniej płacy w sektorze przedsiębiorstw - o 46 procent, w handlu o prawie 49 procent - wyliczał poseł PiS.
Przekonywał ponadto, że uposażenia najważniejszych osób w innych państwach są o wiele wyższe niż w naszym kraju. - W 2020 roku prezydent Szwajcarii zarabiała w przeliczeniu na polskie złote 168 tysięcy, kanclerz Niemiec - 127 tysięcy, kanclerz Austrii - 110 tysięcy, premier Danii - 78 tysięcy, prezydent Francji - 66 tysięcy, prezydent Czech - 51 tysięcy, a prezydent małej Litwy - 42 tysiące złotych. Prezydent RP zarabiał w tym czasie ogółem brutto niewiele więcej niż 20 tysięcy złotych, a premier polskiego rządu - niecałe 17 tysięcy brutto - wskazał Szlachta.
Stwierdził ponadto, że w II Rzeczpospolitej, w 1935 roku ówczesny prezydent Ignacy Mościcki zarabiał "godnie" - ponad 21 tys. zł, podczas gdy litr benzyny kosztował 68 gr, a miesięczne zarobki robotnika wynosiły ok. 102 zł.
KO o podwyżce dla prezydenta
Argumentów tych nie podzielała opozycja. Marek Sowa z Koalicji Obywatelskiej przekonywał, że postawa PiS pokazuje, jak bardzo politycy tej formacji stracili społeczny słuch. Nawiązał do hasła byłej premier Beaty Szydło sprzed kilku lat: "praca, pokora, umiar". Ocenił, że dzisiaj te słowa "brzmią jak szydera z Polek i Polaków". Zdaniem posła KO postawę ekipy rządzącej obecnie Polską można opisać, używając słów prezydenta Andrzeja Dudy "ojczyznę dojną racz wam zwrócić, panie". - I doicie ją bez umiaru - powiedział Sowa, zwracając się do posłów PiS.
Poseł KO mówił też o "swoistym dealu", w którym najpierw prezydent zdecydował o podwyżce m.in. dla parlamentarzystów, a teraz oni mają odwdzięczyć się prezydentowi tym samym. Apelował do posłów, by zastanowili się, czy prezydent Duda zasługuje na 10 tys. podwyżki za wykonaną dotąd pracę. Pytał, kto zna poważną polityczną inicjatywę prezydenta; dopytywał, jak oceniają stanowisko Dudy dotyczące szczepień, bo - jak twierdził - wystąpienia prezydenta brzmiały tak, "jakby był rzecznikiem antyszczepionkowców". - I za to podwyżka? - pytał. Odnosząc się do podwyżki dla samorządowców, Sowa podkreślał, że wcześniej te środki zostały przez rząd PiS obniżone.
Wcześniej Koalicja Obywatelska złożyła projekt mający na celu zablokowanie wzrostu wynagrodzeń polityków.
Projekt PiS - poprawki opozycji
Andrzej Szejna z Lewicy przekonywał, że zamiast podwyżek dla polityków, "odmrożone" powinny zostać płace dla sfery budżetowej. - Dziesiątki tysięcy nauczycieli, pielęgniarek, urzędników, pracowników sądów przez zachłanność PiS nie może liczyć na żadne podwyżki, a to właśnie im te podwyżki się należą - podkreślał poseł Lewicy. Zapowiedział złożenie poprawek zakładających m.in. wykreślenia z projektu przepisu o podwyżce dla prezydenta RP.
Jacek Protasiewicz z klubu Koalicja Polska-PSL powiedział, że projekt jest wart poparcia tylko w części dotyczącej podniesienia wynagrodzeń samorządowców, którzy - jak mówił - ciężko i rzetelnie pracują. Prezydentowi Dudzie wytknął natomiast szereg niespełnionych obietnic, dotyczących m.in. likwidacji NFZ, rozwiązania problemu kredytobiorców frankowych, emerytury bez podatku, wyrównania dopłat dla rolników w Unii Europejskiej oraz wprowadzenia zerowej stawki VAT na ubranka dla dzieci.
Polska 2050 zaproponowała z kolei wykreślenie przepisu o podwyżce dla prezydenta oraz zawieszenia do końca tej kadencji podwyżek dla posłów i senatorów. - Panie i panowie posłowie z PiS: praca, pokora, umiar, roztropność, ale przede wszystkim "vox populi, vox Dei", gdzie się podziały wasze wartości? - pytała Paulina Hennig-Kloska.
Tak PiS broniło projektu
Podwyżki dla prezydenta broniła natomiast posłanka PiS Anna Milczanowska. Jej zdaniem Andrzej Duda na nią zasłużył i nie jest prawdą, że nic nie robił. Mówiła, że obecny prezydent "odbył ponad 130 wizyt międzynarodowych, spotkając się największymi głowami państw tego świata" i "jest twórcą kilkudziesięciu ustaw", m.in. ustawy w sprawie emerytur. Wśród dokonań prezydenta wymieniała też jego aktywność w sprawie Inicjatywy Trójmorza, której - jak przypomniała - jest on pomysłodawcą. Chwaliła również aktywność obecnego prezydenta dotyczącą działań Grupy Wyszehradzkiej.
Posłanka PiS podkreślała również, iż Andrzej Duda został wybrany w demokratycznych wyborach. - Uszanujmy więc głowę państwa i wyciszmy te emocje pełne takiej pogardy i nienawiści - apelowała.
Podwyżki dla parlamentarzystów
Pod koniec lipca w Dzienniku Ustaw ukazało się rozporządzenie prezydenta, które od 1 sierpnia wprowadziło podwyżki m.in. dla premiera, marszałków Sejmu i Senatu i innych osób zajmujących kierownicze stanowiska w państwie, w tym podsekretarzy stanu (wiceministrów). Dzięki rozporządzeniu wzrosły także uposażenia parlamentarzystów, ponieważ - zgodnie z ustawą o wykonywaniu mandatu posła i senatora - ich uposażenie odpowiada 80 proc. wysokości wynagrodzenia podsekretarza stanu, z wyłączeniem dodatku z tytułu wysługi lat.
Zgodnie z podpisanym przez prezydenta rozporządzeniem zarobki premiera i marszałków wzrosły do ponad 20 tys. zł miesięcznie, a posłowie i senatorowie zamiast 8016,07 zł - otrzymają ok. 12,5 tys. zł.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock