53,3 mln dol., czyli 0,26 proc. od kwoty przyznanej nam przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy 20,5 mld dol., będzie kosztował Polskę dostęp do elastycznej linii kredytowej – dowiedziała się "Rzeczpospolita". Koszt ten poniesiemy niezależnie od tego, czy skorzystamy z tych pieniędzy czy też nie. Ekonomiści uważają jednak, że ten wydatek i tak się opłaci.
Międzynarodowy Fundusz
Rząd zapłaci kilkadziesiąt milionów dolarów, ale z dużym zapasem odzyska te pieniądze, taniej rolując zagraniczny dług. Rafał Benecki, ekonomista ING
Pieniędzy nie trzeba wykorzystać. Już sama świadomość ich posiadania ma być polisą odstraszającą spekulantów. Jednak nawet to ma swoją cenę.
Gra warta świeczki
Ekonomiści wymieniają co najmniej kilka powodów, dla których opłacało się nam występować o tę pożyczkę. – Jeszcze w piątek kwotowania tzw. Credit Default Swap, które oddają ryzyko niewypłacalności, czyli de facto pozycjonują dany kraj na międzynarodowym rynku finansowym, wynosiły dla Polski 220 pkt, a wczoraj już tylko 200 – wyjaśnia Jarosław Janecki, główny ekonomista Societe Generale.
- To że Polska ma linię kredytową w MFW wspiera oceny wiarygodności kredytowej - przyznaje Frank Gill, dyrektor w agencji ratingowej Standard&Poor’s.
Rafał Benecki z ING dodaje, że dzięki temu nasz rząd może taniej pozyskać pieniądze na finansowanie potrzeb pożyczkowych. – To było widać podczas ostatniej emisji obligacji, kiedy to resort sprzedał papiery za 5,7 mld zł – zaznacza ekonomista. – W ubiegłym tygodniu rentowność dziesięcioletnich obligacji wynosiła 6,26 proc., a po informacji o pożyczce z MFW – 6,15 proc. Rząd odda więc swoim wierzycielom mniej przy wykupie papierów.
Benecki dodaje, że drugim ważnym efektem dostępu do pożyczki funduszu jest umacniający się złoty. – Rząd zapłaci kilkadziesiąt milionów dolarów, ale z dużym zapasem odzyska te pieniądze, taniej rolując zagraniczny dług – dodaje ekonomista ING.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu