Embargo Rosji na żywność odczują nie tylko jej producenci. Nadpodaż produktów na rynku wywoła spadek cen - mówią ekonomiści. Statystycznego Kowalskiego chwilowo deflacja może cieszyć, bo na zakupy wyda mniej. W dłuższym okresie więcej jednak przez nią straci.
W czwartek premier Rosji Dmitrij Miedwiediew poinformował, że jego kraj wprowadza zakaz importu m.in. owoców, warzyw i mięsa z USA, UE, Australii, Kanady oraz Norwegii. Już od 1 sierpnia Rosja nałożyła embargo na niektóre owoce i warzywa z Polski. - Embargo będzie mieć niewątpliwy wpływ na poziom cen w naszym kraju. To będzie kolejny czynnik, który przyczyni się do tego, że w najbliższych miesiącach inflacja nie będzie widoczna. Będziemy mieli raczej do czynienia ze spadkiem cen, głównie żywności - wskazał ekonomista Banku Pekao Adam Antoniak.
Niższe ceny
Potwierdziła to główna ekonomistka Banku Pocztowego Monika Kurtek, która przypomniała, że gdy w lutym tego roku Rosja zakazała importu polskiej wieprzowiny, ceny żywności w naszym kraju od razu zareagowały. - Dołożenie do tego embarga na polskie owoce i warzywa, które Rosja ogłosiła pod koniec lipca oraz zakaz importu żywności z innych zachodnich krajów nasili te tendencje - mówiła.
Stanie się tak, gdyż nadpodaż produktów żywnościowych na rynku pociągnie ich ceny w dół. Co ważne, żywność stanowi największy, bo ponad 24-procentowy udział w tzw. koszyku inflacyjnym (chodzi o produkty, których zmiana cen jest uwzględniana do wyliczania inflacji).
Zdaniem ekonomistki Banku Pocztowego, cenowe konsekwencje rosyjskiego embarga już widać w naszym kraju, bo zakłóciło ono sezonowe spadki cen, które zwykle występują wyłącznie w miesiącach letnich. - W tym roku przez rosyjskie sankcje spadki cen żywności zaczęły się już w lutym i nieprzerwanie ciągną się do czerwca. W lipcu i sierpniu zapewne też zobaczymy spadki, ale zakładam, że będziemy je widzieć również we wrześniu, a być może nawet w październiku - oceniła. W efekcie, zdaniem Kurtek, w tym roku średnioroczna inflacja może wynieść między 0 a 0,2 proc. Tymczasem resort finansów szacuje, że w tym roku inflacja średnio wyniesie 1,2 proc.
Krótka radość
Zdaniem ekonomisty Raiffeisen Polbank Michała Burka spadek cen może co prawda cieszyć statystycznego Kowalskiego, ale tylko na krótką metę. - W krótkiej perspektywie statystyczny Kowalski na spadku cen może zyskać, bo w jego portfelu będzie zostawało więcej pieniędzy. Jeśli jednak presja deflacyjna będzie trwała za długo, to odbije się to na naszym wzroście gospodarczym. To z kolei będzie hamowało dynamikę zatrudnienia i w efekcie nastąpi pogorszenie sytuacji na rynku pracy - mówił ekonomista. - W dłuższej perspektywie trudno mówić, aby sytuacja przeciętnego Kowalskiego mogła się poprawić, jeśli kondycja całej gospodarki się pogarsza - dodał. Podobną opinię wyraziła Monika Kurtek: Zakładam, że w drugiej połowie roku tempo naszego wzrostu gospodarczego wyhamuje i pytanie czy zdoła się ono utrzymać w okolicach 3 proc.". Według rozmówców PAP rosyjskie embargo spowoduje też wyhamowanie nadal kruchego ożywienia w strefie euro, a to kolejna zła informacja dla nas. Do krajów unii walutowej sprzedajemy bowiem ponad połowę całego naszego eksportu.
Stopy w dół
Z prognoz resortu finansów wynika, że w tym roku polska gospodarka ma rosnąć w tempie 3,3 proc. - Taka sytuacja może skłonić Radę Polityki Pieniężnej do obniżenia stóp procentowych. Biorąc pod uwagę to co się teraz dzieje, cięcie nie powinno być jednak większe niż 50 pkt bazowych. Problem w tym, że "wojna na sankcje" dopiero się rozpoczęła i niewykluczone są kolejne obostrzenia - zaznaczyła Kurtek. Zbyt niska inflacja może się też odbić na budżecie kraju, gdyż obniża jego dochody. Niedawno szef MF Mateusz Szczurek wskazywał, że inflacja niższa o 1 pkt proc. może oznaczać obniżenie dochodów budżetu o 1,5-2 mld zł. - Założenia budżetowe, które w czerwcu poczyniło Ministerstwo Finansów (do budżetu na 2015 r.- red.), w tej chwili można uznać za trochę zbyt optymistyczne i nieaktualne. Zarówno jeśli chodzi o wzrost gospodarczy jak i inflację" - ocenił Burek.
Zmiany w budżecie
Jak mówił, biorąc pod uwagę rosyjskie sankcje, a także to, że prawdopodobnie po raz pierwszy od długiego czasu w 2015 r. nie zostanie podniesiona akcyza na wyroby tytoniowe i alkoholowe, szacunki MF mówiące o inflacji na poziomie 2,3 proc. są raczej nierealne. "Biorąc pod uwagę obecną sytuację, trudno uważać, by w przyszłym roku inflacja wyniosła powyżej 2 proc." - dodał. - Uważam, że resort finansów może być zmuszony do rewizji tych prognoz. Jeśli natomiast chodzi o tegoroczny budżet, to w mojej ocenie, obecnie nie jest on zagrożony - zaznaczył ekonomista Raiffeisen Polbank.
Autor: rf / Źródło: PAP