Głosowanie Parlamentu Europejskiego w sprawie ratyfikacji umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina odbędzie się 16 września w Strasburgu - poinformował w poniedziałek szef komisji spraw zagranicznych PE Elmar Brok.
W poniedziałek komisja europarlamentu zdecydowaną większością głosów opowiedziała się za ratyfikacją umowy UE-Ukraina. Za głosowało 49 eurodeputowanych, ośmiu było przeciw, a czterech wstrzymało się od głosu.
Ważny gest
- To bardzo mocny sygnał dla narodu ukraińskiego, że UE dotrzymuje swoich zobowiązań - powiedział Brok.
Dodał, że europarlament chce ratyfikować umowę stowarzyszeniową w tym samym czasie, w którym nad ratyfikacją głosować ma parlament ukraiński.
Ratyfikowanie umowy przez PE i Radę Najwyższą Ukrainy oznacza, że zapisy porozumienia dotyczące wolnego handlu zaczną tymczasowo obowiązywać 1 listopada. Polski eurodeputowany Jacek-Saryusz Wolski (PO) powiedział, że Ukraina "płaci najwyższą cenę" za dążenie do zbliżenia z UE. - Dlatego postanowiliśmy wyciągnąć pomocną dłoń i działać szybko, aby w tych dramatycznych chwilach wysłać mocny sygnał, że my, Parlament Europejski, jesteśmy po stronie Ukrainy - podkreślił.
Korwin-Mikke przeciwko
Przeciwko ratyfikacji umowy UE-Ukraina wypowiedzieli się europosłowie Zjednoczonej Lewicy Europejskiej oraz niektórzy niezrzeszeni, w tym polski eurodeputowany Janusz Korwin-Mikke (Nowa Prawica). Zarzucił on UE, że doprowadziła do chaosu i destabilizacji na Ukrainie, "sprowokowała Ukrainę do wystąpienia przeciwko Rosji, a teraz odmawia sprzedaży broni Ukrainie". - Ci, którzy to zrobili są albo agentami Putina albo idiotami. W 1939 roku Polska przyjęła gwarancje Wielkiej Brytanii i Francji, a rezultat był taki, że Hitler zaatakował Polskę. Nie róbmy tego samego błędu - powiedział Korwin-Mikke w trakcie dyskusji w komisji PE. Na głosowaniu obecna była ukraińska piosenkarka i działaczka Rusłana, która na wcześniejszej konferencji prasowej zaapelowała do krajów UE o zaostrzenie sankcji wobec Rosji, a także o pomoc wojskową dla Ukrainy w jakiejkolwiek formie. Według niej ogłoszone w piątek zawieszenie broni na wschodniej Ukrainie jest fikcją, bo w tym regionie ciągle działają "rosyjscy dywersanci, wyszkoleni przez rosyjskie służby". - Rosja potrzebuje zawieszenia broni, aby przegrupować siły (...). Nie zamierza się wycofać - powiedziała. Także Brok ocenił, że "tak zwane zawieszenie broni" na wschodniej Ukrainie nie jest powodem, by cofać albo opóźniać wprowadzenie unijnych sankcji wobec Rosji. - Nie ma powodu, by wierzyć, że (prezydent Rosji) Putin zrezygnował - powiedział Brok. Jego zdaniem strategiczne plany Putina mogą zakładać rozszerzenie konfliktu na kolejne części Ukrainy aż po Odessę.
Jakie wsparcie?
Pytany, czy kraje Zachodu powinny wesprzeć Ukrainę dostarczając sprzęt wojskowy, eurodeputowany niemieckiej chadecji powiedział, że nie może być rozwiązania militarnego konfliktu na wschodzie Ukrainy. Jednak - dodał - zachowanie Rosji wymusza na Zachodzie działania, które wcześniej nie wydawały się możliwe, jak np. wzmocnienie obecności wojskowej na wschodniej flance Sojuszu. - Na szczycie NATO (w ubiegłym tygodniu) zgodzono się, że poszczególne kraje członkowskie mogą dostarczać broń Ukrainie - przypomniał Brok. Saryusz-Wolski uważa, że wśród krajów NATO może powstać koalicja państw, które zechcą udzielić Ukrainie technicznej pomocy wojskowej, w tym dostarczać sprzęt. - Zachód jest to winny Ukrainie - ocenił. "Są różne formy wsparcia. Ukraina chce broni precyzyjnej, ale potrzebuje też sprzętu nieśmiercionośnego oraz szkoleń wojskowych. Kraje, takie jak Niemcy, które nie chcą dostarczać broni, mogą za to zapewnić szkolenia dla wojska" - powiedział polski europoseł, przypominając, że Zachód dostarczał broni i technologii wojskowych Rosji. Za dostarczaniem Ukrainie sprzętu wojskowego opowiedziała się na konferencji prasowej łotewska eurodeputowana Sandra Kalniete. - Jeśli nie odstraszymy Kremla, to kto wie, która granica będzie następnym celem - powiedziała.
Autor: msz//bgr/kwoj / Źródło: PAP