- Rosja nie może przesadzić z wprowadzaniem embarga, bo stracą zarówno konsumenci, jak i cała gospodarka - powiedział w rozmowie z TVN24 Biznes i Świat dr Jarosław Ćwiek-Karpowicz, ekspert PISM. Jego zdaniem w wyniku embarga w Rosji wzrosną ceny. - Rosyjscy producenci będą mogli zażądać wyższych stawek za gorszą jakość - powiedział.
- Embargo będzie dotkliwe, ale nie zachwieje całkowicie polskim eksportem - uważa dr Jarosław Ćwiek-Karpowicz, ekspert PISM. Jak bowiem informuje polski resort rolnictwa, rynek rosyjski to niespełna siedem proc. wartości polskiego eksportu rolno–spożywczego. Zdaniem komentatora TVN24 Biznes i Świat, "niewątpliwie rosyjskie embargo należy wiązać z polityką sankcji UE, w której Polska odgrywa dużą rolę". Zgadza się z nim prof. Włodzimierz Marciniak, rosjoznawca z Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu. - Przypuszczam, że ten ruch ma związek z obecnych ochłodzeniem w relacjach Rosja - UE i kraje zachodnie - powiedział. - Takie embarga w wydaniu Rosji to nie nowość, podobne były stosowane już wielokrotnie.
Embargo na dłuższą metę nieopłacalne
Ćwiek-Karpowicz z kolei przypomina, że "Polska bardzo często w rożnych momentach była obejmowana rosyjskimi sankcjami". - Czasem wiązało się to z polityką całej Unii, czasem polskiego rządu, a czasem - było po prostu podyktowane interesem rosyjskich firm - stwierdził. Podkreśla jednocześnie, że na embargu "zyskają lokalni rosyjscy producenci, którzy mogą żądać wyższej ceny za gorszą jakość". - Zyskają co prawda producenci, ale stracą konsumenci i cała gospodarka, bo wyższe ceny spowodują wzrost inflacji - zauważa. - Rosja nie może więc przesadzić z wprowadzaniem embarga dla różnych państw na różne produkty.
Skarga do WTO
Ekspertom trudno jednak ocenić, jak długo może potrwać rosyjskie embargo. - Ale czynnikiem, który może skłonić Rosję do szybszego wycofania się z tej decyzji może być skarga do Światowej Organizacji Handlu (WTO) - zaznacza analityk PISM.
Z kolei zdaniem Marciniaka, zwrócenie się do WTO może okazać się nietrafione. - Bo wtedy trzeba by udowadniać, że rosyjskie ograniczenia nie są spowodowane czynnikami fitosanitarnymi, a to z kolei byłoby bardzo trudne - zauważa. Jego zdaniem sytuacja powinna być wyjaśniona przede wszystkim przez służby sanitarne Polski i Rosji, a dopiero potem przez Komisję Europejską. A ta na razie zapowiedziała "przeanalizowanie" sytuacji. - Zamierzamy przeanalizować ogłoszone środki oraz powody, dla których zostały podjęte. Jeśli okaże się to konieczne, w odpowiednim czasie zareagujemy - oświadczył w Brukseli jeden z rzeczników Komisji Isaac Valero Ladron.
Autor: rf/km / Źródło: tvn24bis.pl