Cała Europa szuka dodatkowych źródeł dostaw paliw na swoje rynki. To jest czynnik, który będzie zwiększał ryzyko, że w kolejnych tygodniach, być może przez całe wakacje, będziemy płacić więcej - powiedziała na antenie TVN24 Urszula Cieślak z BM Reflex. Zwróciła także uwagę, że jesteśmy przed szczytem sezonu wakacyjnego, co także nie wróży obniżek. Z kolei ekspert rynku paliw Dawid Czopek podkreślał, że przyczyn tak wysokiego wzrostu cen na stacjach nie da się sprowadzić do jednego czynnika.
Ceny benzyny są na rekordowym poziomie. W ciągu miesiąca średnia cena PB95 w Polsce wzrosła o 0,92 zł - podała w poniedziałek Polska Izba Paliw Płynnych. Z danych PIPP wynika, że według stanu na 20 maja, średnia cena benzyny kształtowała się na poziomie 7,32 zł/litr wobec 6,40 zł w dniu 19 kwietnia 2022 r.
Średnia cena ON wzrosła o 0,22 zł do 7,26 zł/litr natomiast średnia cena LPG wzrosła o 0,09 zł do 3,67 zł.
Ceny paliw a poszukiwanie alternatywnych dostaw surowców
- Najbliższe dni nie będą jeszcze najgorsze, ponieważ te poziomy cen na stacjach, które widzimy obecnie, prawdopodobnie utrzymają się. Poprawiła się sytuacja na rynku walutowym i rynku ropy naftowej na tyle, że przestały drożeć paliwa na rynku hurtowym. To będzie oznaczało, że paliwa na stacjach powinny w najbliższym czasie ustabilizować się na tym poziomie, który notujemy. Oczywiście jest to krótka perspektywa, a kolejne tygodnie mogą przynieść pogorszenie się sytuacji, zwłaszcza jeżeli chodzi o rynek benzyn. Tutaj sytuacja jest bardziej napięta. Te wzrosty są bardziej realne niż w przypadku oleju napędowego - tłumaczyła Urszula Cieślak.
Dodała, że "prognozowanie poziomu cen ropy i w konsekwencji cen paliw jest obarczone dużą niepewnością, związaną z wojną na Ukrainie". - Jest czas, by szukać alternatywnych źródeł paliw spoza Rosji, co dla nas jest bardzo istotne, zwłaszcza jeżeli chodzi o produkt gotowy, czyli olej napędowy. Import tego paliwa jest w dalszym ciągu znaczący. Niestety, przy takich szybkich dostawach paliw z zagranicy, uzupełniających naszą krajową produkcję, musimy liczyć się z tym, że te paliwa będą droższe - tłumaczyła Cieślak.
Zauważyła, że "nie tylko my jesteśmy chętni na dodatkowe zakupy". - Cała Europa szuka dodatkowych źródeł dostaw paliwa na swoje rynki. To jest ten czynnik, który będzie zwiększał ryzyko, że w kolejnych tygodniach, być może przez całe wakacje, będziemy płacić więcej za to paliwo. Natomiast w perspektywie jeszcze dalszej, czyli jesieni, może wrócić trudna sytuacja, jeżeli chodzi o ceny oleju napędowego, opałowego - tłumaczyła.
Wakacyjne wyjazdy wpłyną na poziom cen
Podkreslała, że ceny wzrosną, gdyż jesteśmy przed szczytem sezonu wakacyjnego. - To z reguły, w poprzednich latach, zwiększało zapotrzebowanie na benzynę - mówiła. Zwróciła uwagę, że podczas pandemii ruch turystyczny był mocno ograniczony. - Mamy praktycznie pierwszy rok, kiedy będziemy chętnie podróżować. To będzie sprzyjało temu, żeby wzrost zapotrzebowania na paliwa był zauważalny. Natomiast moce przerobowe rafinerii wydają się być określone i nie ma możliwości szybkiego zwiększenia produkcji benzyn - wyjaśniała.
Zdaniem analityczki "ceny spadłyby mocno gdyby została ograniczona konsumpcja". - Ona zostanie w naturalny sposób ograniczona, kiedy ceny osiągną bardzo wysoki poziom i nie będzie nas stać na paliwa. Nie ma na obecną chwilę dobrego rozwiązania. Wydaje się, że gdyby działania wojenne na Ukrainie dobiegły końca, to sytuacja w miarę szybko mogłaby się poprawić - powiedziała.
Ekspert: trochę boję się lata
Dawid Czopek, ekspert rynku paliw z funduszu inwestycyjnego Polaris ma nadzieję, że dużo wyższych cen nie zobaczymy. - Przed nami trudny okres letnio-wakacyjny. On właściwie na naszej półkuli zaczyna się w czerwcu, bo magazyny trzeba zapełnić wcześniej. Mamy teraz do czynienia z takim "peakiem" sezonowym, jeżeli chodzi o kwestie związane ze zużyciem oleju napędowego, czy benzyn. Trochę się boje lata, nie chciałbym ze stuprocentową pewnością prognozować, że paliwo nie będzie droższe niż osiem złotych. Jednak moim zdaniem jesteśmy bardzo blisko szczytu - dodał.
Zdaniem eksperta w najbliższej przyszłości najprawdopodobniej nie zobaczymy dwucyfrowych poziomów cen. Podkreślał też, że przyczyn tak wysokiego wzrostu cen na stacjach nie da się sprowadzić do jednego czynnika.
- Nie możemy powiedzieć, że to tylko przez Putina albo tylko przez trendy ekologiczne, które miały miejsce na świecie. To naprawdę szereg czynników. Przede wszystkim od 2015 roku zdecydowanie spadły nakłady inwestycyjne na wydobycie ropy naftowej. To także miało miejsce, jeżeli chodzi o rafinerie. Wiele rafinerii w Europie było zamykanych, bo ten biznes był przez pewien czas mało opłacalny. Dodatkowo rafinerie produkują dużo dwutlenku węgla - mówił.
Dodał, że "coraz bardziej uzależnialiśmy się od importu gotowych paliw, szczególnie z krajów byłego ZSRR, przede wszystkim z Rosji".- Teraz, kiedy mamy do czynienia, z sytuacją, że nie bardzo chcemy kupować tych paliw, musimy godzić się z tym, że ci którzy produkują te paliwa muszą zarabiać więcej, bo zwyczajnie go brakuje - tłumaczył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock