Sukces propozycji ministra Mateusza Szczurka, by utworzyć fundusz na inwestycje publiczne w UE, zależy od tego, w jakim stopniu kraje UE byłyby gotowe zrzec się części suwerenności - powiedział PAP ekspert ekonomiczny think-tanku Open Europe Raoul Ruparel.
Polski minister finansów zaproponował w czwartek wieczorem w Brukseli utworzenie specjalnego funduszu na inwestycje, o wartości 700 mld euro. Z tych środków miałyby być finansowane duże europejskie projekty w energetyce, transporcie, IT i sektorze obronnym.
Ograniczenie suwerenności
- Ustanowienie funduszu wymagałoby nie tylko zgromadzenia wspólnych środków finansowych, ale także ustanowienia nowych mechanizmów kontrolnych dla dopilnowania, że wydawane są właściwie. Mogłoby to wymagać zmian w traktatach UE, zgody poszczególnych państw na ograniczenie ich suwerenności i skomplikowanych negocjacji – ocenił Ruparel. Według niego fundusz mógłby być ustanowiony także w drodze porozumień międzyrządowych, bez zmian traktatowych, ale wówczas byłby zapewne mniejszy i mniej skuteczny. W propozycjach Szczurka widzi Ruparel nową wersję dyskusji nad rodzajem Planu Marshalla dla Europy, o którym mówi się od dłuższego czasu. - Fundusz - przy założeniu, że udałoby się go powołać do życia - musiałby wpisywać się w ogólną unijną strategię energetyczną UE, zakładającą utworzenie wspólnego rynku energii, większe wykorzystanie energii odnawialnej i limity emisji. W tym sensie musiałby być ściśle kontrolowany - podkreślił Ruparel.
"Nowa wersja"
Z kolei Otilia Dhand - analityk ds. Centralnej i Wschodniej Europy ośrodka konsultacyjnego Teneo Intelligence - powiedziała, że propozycje ministra Szczurka są "nową wersją unii energetycznej proponowanej w maju przez premiera Donalda Tuska". - Przekonanie poszczególnych krajów do udzielenia gwarancji proponowanemu funduszowi wymagałyby zmobilizowania silnego politycznego poparcia. Inną praktyczną trudnością jest to, że ukształtowanie ram prawnych, w których fundusz miałby funkcjonować, musiałoby być długim i skomplikowanym procesem - tłumaczy Dhand. Jej zdaniem problemem UE, zwłaszcza eurostrefy jest to, że polityka oszczędnościowa jest niepopularna i uważana za jeden z hamulców ożywienia. Choć w UE wiele mówi się o pobudzeniu wzrostu i Unia szuka różnych sposobów osiągnięcia tego celu, to praktyczne rozwiązania sprowadzają się do pobudzenia inwestycji w infrastrukturze w niewielkim zakresie przez poszczególne rządy. - Choć UE właśnie zapowiedziała nowy szczyt na temat wzrostu, nie zanosi się na to, by faktyczny poziom nowych funduszy wyasygnowanych na ten cel miał być wysoki - podkreśliła.
Korzystne warunki
Szczurek był głównym mówcą podczas czwartkowej, dorocznej konferencji Bruegel Annual Meeting, organizowanej przez jeden z najbardziej wpływowych europejskich think-tanków w obszarze europejskiej i międzynarodowej polityki gospodarczej - Instytut Bruegla w Brukseli. - Proponuję skorzystać z korzystnych warunków na rynku finansowym już teraz w celu realizacji strategicznych inwestycji publicznych w całej Europie, w zgodzie z zasadami leżącymi u podstaw paktu stabilności i wzrostu - mówił minister. W rozmowie z dziennikarzami doprecyzowywał, że chodzi o fundusz, który miałby wykorzystać nadmiar oszczędności, które są w Europie, by budować rzeczy, które i tak w Europie muszą być zbudowane, np. połączenia energetyczne pomiędzy krajami. Miałby on dysponować kwotą 700 mld euro - pomógłby przyspieszyć wzrost gospodarczy w krótkim okresie, zwiększyć potencjał wzrostu w długim okresie, a także pozwoliłby na wyrwanie Europy z pułapki deflacji. Fundusz miałby działać pod egidą Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Jego kapitał byłby zwiększany (lewarowany) poprzez wykorzystywanie pożyczek na rynku finansowym i inwestowany w wybrane projekty infrastrukturalne. Według Szczurka bezpośredni udział sektora publicznego w funduszu przyciągnąłby prywatnych inwestorów, którzy teraz nie palą się do finansowania dużych projektów infrastrukturalnych, uznając je za zbyt ryzykowne.
Bez obciążenia dla deficytów
Minister podkreślał, że nowemu funduszowi, podobnie jak to jest w przypadku Europejskiego Mechanizmu Stabilności (ESM), potrzeba wkładu kapitałowego, który byłby stopniowo wpłacany przez kraje członkowskie UE. Przekonywał, że gwarancje i składki, które stanowiłyby wkład państw do funduszu, nie obciążałyby deficytów budżetowych państw (nie byłyby ujmowane w statystykach jako dług publiczny). Zgodnie z pomysłem szefa polskiego resortu finansów wydatki kapitałowe na fundusz wynosiłyby najpierw 0,5 proc. PKB UE w 2015 r., by w 2017 osiągnąć 2 proc. unijnego PKB. Jak wskazywał, pomogłoby to zapewnić powstanie infrastruktury koniecznej do długotrwałego wzrostu w Europie. Dodatkowe środki miałyby uzupełniać, a nie zastępować finansowanie Europejskiego Banku Inwestycyjnego, czy budżetu UE.
Autor: mn//km / Źródło: PAP