Zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej próbuje ograniczyć liczbę szefów związków zawodowych, którzy dostają pensje z kasy firmy. - To armia ludzi, którzy codziennie myślą, jak uzasadnić potrzebę swojego istnienia. Oni dbają o własne interesy, o swoje stołki – mówił w TVN24 prezes tej spółki, Jarosław Zagórowski.
W firmie wprowadzono zmiany i teraz pracodawcą dla każdego z zatrudnionych jest nie któraś kopalnia - jak dotąd - lecz spółka. Zarząd JSW ogłosił w piątek, że szefowie związków w poniedziałek tracą służbowe oddelegowanie do zadań związkowych i w związku z tym powinni zgłosić się na dawne miejsca pracy. Zapowiedziano też, że wobec tych, którzy się nie stawią zostaną wyciągnięte konsekwencje.
Tymczasem związkowcy z Jastrzębskiej Spółki Węglowej nie uznali decyzji zarządu spółki o wygaśnięciu ich oddelegowania do pracy związkowej. Jak powiedział PAP rzecznik powołanego w JSW komitetu protestacyjnego, Piotr Szereda, związkowcy przyszli w poniedziałek, jak zwykle, do pracy związkowej, a nie na dawne stanowiska. Postępowanie zarządu uważają za bezprawne. Liderzy związków pojechali natomiast do Warszawy na spotkanie zespołu trójstronnego ds. bezpieczeństwa socjalnego górników, gdzie jednym z tematów ma być konflikt w JSW.
Rzeczniczka JSW, Katarzyna Jabłońska-Bajer, poinformowała, że prezes spółki doraźnie oddelegował trzech związkowców, umożliwiając im wyjazd do Warszawy. Oddelegowanie otrzymali ci związkowcy, którzy dostali zaproszenia na obrady. Pozostali działacze powinni przyjść do pracy na dawne stanowiska. Zdaniem rzeczniczki, niezgłoszenie się związkowców oznacza, że mogą być na urlopach lub – co zapowiadali – celowo się nie stawili. Większość działaczy ma wiele dni zaległego urlopu.
Na wtorek związkowcy zapowiedzieli wielką górniczą manifestację w Jastrzębiu Zdroju, w której ma wziąć udział nawet ok. 3 tys. górników. Mają przejść sprzed Pomnika Porozumienia Jastrzębskiego przy kopalni „Zofiówka” przed siedzibę JSW. Budynek dyrekcji spółki był już pikietowany ponad tydzień temu. Związkowcy pikietowali też w miejscach zamieszkania prezesa i wiceprezesa JSW.
JSW: To reakcja na kryzys
Prezes JSW tłumaczył w TVN24, że zmiana systemu zatrudnienia to reakcja na kryzys, bo teraz łatwiej będzie przesuwać górników w te miejsca, gdzie będą potrzebni - niezależnie od tego, w której to będzie kopalni. - Naszym celem jest utrzymanie miejsc pracy - tłumaczył. Choć więc reorganizację tłumaczył względami ekonomicznymi, nie ukrywał satysfakcji, że przy tej okazji ma zmniejszyć się liczba etatowych działaczy.
Jak poinformował szef JSW, w samej spółce jest 60 etatowych związkowców, natomiast w bliźniaczej Kompanii Węglowej – niemal 240. - Jest to armia ludzi, którzy codziennie myślą jak się uwiarygodnić, jak uzasadnić potrzebę swojego istnienia - mówił. Dodał, że taką możliwość stwarza im ustawa o związkach zawodowych.
Zagórowski poinformował, że liderzy związkowi w JSW zarabiają od 6 do 14 tys. zł miesięcznie. - Oni dbają o własne interesy, o swoje stołki. Walczą, by utrzymać swoje pozycje - tłumaczył istotę sporu z pracownikami.
- U mnie są tacy faceci, którzy już od 18 lat są liderami związkowymi i są oderwani od pracy - narzekał prezes spółki. Jego zdaniem, po tylu latach ludzie ci, nie są już w stanie już podjąć pracy, dla tego potrzebne są dla nich "specjalne rozwiązania".
Płacą za udział w manifestacji?
Zagórowski dodał, że - według informacji zarządu firmy - dwa tygodnie temu za przyjście na manifestację związkowcy płacili nie tylko pracownikom, ale wszystkim chętnym. Stawka to według prezesa 50 zł.
Natomiast za przyjście na zapowiadaną na wtorek manifestację związkowcy obiecali pracownikom bony o wartości 100 zł z Funduszu Socjalnego.
- To jest niezgodne z prawem - oburzał się prezes JSW. Zapowiedział, że jeśli te informacje się potwierdzą, złoży zawiadomienie w tej sprawie do Państwowej Inspekcji Pracy.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24