Rząd znalazł we wtorek 19,7 mld zł oszczędności w tegorocznym budżecie. Eksperci ekonomiczni proszeni "na gorąco" o ocenę tych działań ocenili je pozytywnie. I chociaż przyznają, że prawdziwym lekiem są głębsze reformy, to ich zdaniem rząd zachował twarz.
Cięcia w wydatkach mają wynieść w sumie 19,7 mld zł. 10 mld zł rząd zaoszczędzi w resortach i województwach, a resztę w związku z nowymi przepisami dotyczącymi finansowania wydatków infrastrukturalnych. Co myślą o tym ekonomiści?
Gomułka: to spodoba się rynkom
Zdaniem głównego ekonomisty Business Centre Club prof. Stanisława Gomułki rynki finansowe powinny zareagować pozytywnie na plan oszczędnościowy rządu. - Zapowiedziany przez rząd pakiet oszczędności na łączną sumę ok. 20 mld zł będzie traktowany przez rynki finansowe jako coś, co może urealnić program wchodzenia naszego kraju do strefy euro - powiedział Gomułka. Jak podkreślił, do tej pory rynki finansowe dość krytycznie oceniały politykę polskiego rządu, jako niedostatecznie wiarygodną, nie całkiem zgodną z celem wejścia Polski do strefy euro. Świadczy o tym również silne osłabienie złotego.
Mordasewicz: rząd obciął tam, gdzie mógł
Ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" Jeremi Mordasewicz powiedział z kolei, że oszczedności objęły tylko te dziedziny, na które rząd ma wpływ. - Minister finansów ma bardzo ograniczone możliwości wprowadzania oszczędności, może oszczędzać tylko na wydatkach bieżących - powiedział Mordasewicz.
Zdaniem Mordasewicza możliwe byłoby np. obniżenie budżetu KRUS. - Z tych 15 mld zł byłoby możliwe zaoszczędzenie 3 mld zł, ale dopiero w przyszłych latach - powiedział. Podobnie w przypadku - jak mówił - rent rodzinnych. - Ale w tym roku minister nie może tego zrobić - zaznaczył.
Arendarski: cięcia nie wpłyną na gospodarkę
- Rząd wprowadza oszczędności w obszarach, które nie mają wpływu na funkcjonowanie gospodarki - powiedział PAP prezes Krajowej Izby Gospodarczej Andrzej Arendarski. Według niego, gdyby nie doszło do oszczędności, wzrost deficytu budżetowego groziłby "zdestabilizowaniem gospodarki finansowej kraju". A zwiększenie deficytu budżetowego spowodowałoby "obniżenie ratingu i wyższe koszty kredytu" dla naszego kraju.
- Obniżałoby to wiarygodność kraju, a Polska będzie poszukiwała kredytów, będzie musiała sprzedawać swoje papiery wartościowe - podkreślił ekonomista. On również dodał, że dodatkowych oszczędności można by poszukać w kieszeniach bogatszych rolników poprzez reformę KRUS.
Furgalski: drogi są bezpieczne, ale...
Ekspert Zespołu Doradców Gospodarczych TOR Adrian Furgalski uważa, że zaproponowana przez rząd nowa forma finansowania wydatków infrastrukturalnych uratuje zaplanowane przedsięwzięcia. Krajowy Fundusz Drogowy, zgodnie z zamiarami rządu, powinien stać się źródłem finansowania całości inwestycji z wykorzystaniem pieniędzy unijnych, co ma przynieść oszczędności na sumę 9,7 mld zł.
- Pozyskanie tych pieniędzy jest realne. Jednak - według mnie - to rozwiązanie jest jedynie zamianą sposobów finansowania z bezpośrednich wpływów do budżetu na pieniądze pożyczone - powiedział Furgalski.
Zmiany ustawy o KFD pozwolą na to, aby Bank Gospodarstwa Krajowego zaciągał na rzecz tego Funduszu kredyty w międzynarodowych instytucjach finansowych, np. w Europejskim Banku Inwestycyjnym, które można by było spłacać poprzez emisję obligacji.
Sadowski: nie oszczędności, ale odroczenie płatności
W podobnym duchu o panach rządu mówił wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski. - Ogłoszone przez przedstawicieli rządu oszczędności budżetowe mają w znacznej mierze charakter odroczonych płatności, nie są natomiast oszczędnościami trwałymi - powiedział.
Dodał, że trwałe oszczędności można by osiągnąć, reformując np. system podatkowy oraz zmieniając zasady finansowania służby zdrowia. - Jeżeli chodzi o system podatkowy, to obecnie bardzo duże kwoty trzeba przeznaczać m.in. na sam pobór podatków. Zracjonalizowanie poboru samego VAT już przyniosłoby budżetowi wielomiliardowe oszczędności - podkreślił Sadowski.
W opinii wiceprezydenta Centrum im. Adama Smitha, rząd będzie w stanie sprzedać obligacje skarbu państwa na kwotę 155 mld zł, powinien jednak zaproponować atrakcyjne oprocentowanie. Musi ono przewyższać to, które zaoferują rządy innych państw, które również będą starały się znaleźć nabywców na swoje papiery skarbowe.
- Planowana przez rząd sprzedaż obligacji na tak wielką kwotę oznacza zadłużanie kolejnych pokoleń. Oznacza ponadto, że na obsługę zadłużenia będzie musiało być przeznaczanych coraz więcej pieniędzy z państwowej kasy - powiedział Sadowski.
Źródło: PAP